sobota, 25 kwietnia 2015

#épilogue.


  Budzisz się z krzykiem wyrwana ze snu. Jest ciemno. Cały pokój spowija mrok. Słychać jedynie twój przyśpieszony oddech. Opuszczasz nogi i czujesz chłód posadzki. Po omacku z nogami jak z waty poruszasz się w kierunku łazienki. Przemywasz twarz zimną wodą. Wciąż trzęsiesz się z przerażenia. Spoglądasz w lustro. Widzisz wrak człowieka. Widzisz osobę w niczym nie przypominającą tamtej Jagody. Abstrahując już nawet od potarganych włosów i podkrążonych oczu. Twoje spojrzenie było inne. Twarz bardziej pociągła. Byłaś sobie zupełnie obca i co gorsze nie mogłaś na to kompletnie nic poradzić. Tamta Jagoda odeszła wraz z ostatnim oddechem twojego małego szczęścia. To ją zabiło. Zniszczyło emocjonalnie. Zadało brutalny cios prosto w serce, na tyle silny, że się już nie podniosła. Może i teoretycznie wciąż egzystowałaś, ale w praktyce byłaś nieobecna. To wszystko kompletnie cię złamało. Twój świat się zawalił. Nie było dla ciebie najmniejszego sensu w każdym kolejnym oddechu. Czułaś się martwa w środku. Kompletnie rozszarpana emocjonalnie. Byłaś kompletnym wrakiem. Byłaś więźniem własnej egzystencji. Każdego wieczora modliłaś się o to, by nadeszła właśnie chwila, w której dołączysz do swojej córki i jej ojca. I każdego ranka tak samo się rozczarowywałaś przeklinając za to tego na górze. Bo nawet pomimo upływu lat, wciąż go nienawidziłaś za to, co ci uczynił. Wciąż się nie pogodziłaś. Nie myślałaś już racjonalnie. Nie byłaś już do tego zdolna. Tak samo jak do życia wśród innych ludzi. Załamałaś się, wpadłaś w głęboką depresję. Nikt nie mógł ci pomóc, pomimo, że tak wielu się starało. Izolowałaś się od świata. Od ludzi, których niegdyś kochałaś i ludzi kochających ciebie. Nie było już osoby na tym świecie, której by na tobie zależało. Straciłaś się wszystkich. Zostałaś kompletnie sama, wariując od własnych myśli. Twoja mama odeszła, niewiele po Anieli. Daria początkowo była z tobą, jednak z czasem co raz bardziej się oddalała, aż wreszcie zniknęła z twojego życia. Tak samo Michał. Śmierć Anieli również bardzo mocno go dotknęła. W każdym jego spojrzeniu widziałaś ogrom bólu. Nie umieliście patrzeć na siebie bez tego wszechogarniającego współczucia. I to zabiło zdolność do wszelakiej rozmowy. Tak samo jak i uczucie. Wyrosła między wami ogromna przepaść, której żadne z was nie miało siły przeskoczyć. Daliście po prostu za wygraną, tak było lepiej dla niego. Nie mogłaś niszczyć mu życia, wystarczyło już, że ty zwariowałaś. Dałaś mu szansę na normalne życie, którą wykorzystał i nie mogłaś być zła. Cieszyłaś się, że udało mu się odnaleźć osobę, którą obdarzył uczuciem. I choć to bolało, wiedziałaś, że tak po prostu musiało być. Taki był twój los. 
 -Jak samopoczucie?-pyta kobieta przysiadając obok ciebie na parapecie, który był miejscem twojej egzystencji od paru ładnych lat
 -Super.-bąkasz wciąż patrząc przez okno i podziwiając rozwijającą się zieleń za oknem zwiastującą nadejście wiosny
 -Jest coś o co chciałabyś spytać?-poprawia okulary na nosie
 -Jaki mamy dzisiaj dzień?
 -Dwudziesty marca.-odpowiada ci kobieta
 -Dzisiaj miałaby osiemnaście lat.-mówisz cicho, zagryzając z całych sił wargę, aby tylko się nie rozpłakać- Coś jeszcze?-dodajesz cicho
 -Dzwoniła Daria Krajewska.-mówi- Pytała jak się czujesz i kazała ci przekazać pozdrowienia od całej rodziny. 
 -Dzięki.-odpowiadasz pochmurnie
 -Wiesz, że to już czas.-dodaje po chwili
 -Czas na co?-marszczysz brwi
 -Na powrót do rzeczywistości. Minęło jedenaście długich lat. Nie możesz do końca życia siedzieć i spoglądać przez okno. Nie można tak żyć. Aniela nie chciałaby tego.-mówi z bezpardonową szczerością
 -Nie jestem gotowa.-kręcisz głową
 -I nigdy nie będziesz.-wtrąca- Ale im dłużej tu siedzisz, tym bardziej się pogrążasz w tym wszystkim. Wiem, że straciłaś w swoim życiu coś więcej niż tylko dziecko, choć brutalnie to zabrzmi, ale musisz wreszcie się podnieść. Ten ból prawdopodobnie będzie ci już zawsze towarzyszył, będzie nieodłączną częścią ciebie. Będzie przypominał o Anieli, ale nikt nie każe ci o niej zapominać. Wręcz przeciwnie. Żyj, rusz z miejsca, właśnie dla niej. Żyj tak, abyś w momencie spotkania z nią mogła jej powiedzieć, że robiłaś wszystko, co w twojej mocy, aby w ostatecznym rozrachunku mieć poczucie, że nie zmarnowałaś życia. By powiedzieć jej, że szalenie ją kochałaś i żyłaś tylko dzięki niej. Walcz Jagoda, straciłaś wiele, ale jest jeszcze kilka rzeczy, które możesz zyskać. 
Nie wróciłaś do Bełchatowa. Nie potrafiłabyś tam żyć. To byłoby zbyt wiele. Wróciłaś po latach do rodzinnej Bydgoszczy. Miałaś prawie czterdzieści lat, a tak naprawdę nie miałaś niczego w swoim życiu. Byłaś samotna pośród całego tłumu ludzi. Czułaś się wyobcowana. Ciężko było ci się odnaleźć. A jeszcze trudniej było ci w kontaktach międzyludzkich. Cały ogrom czasu zajęło ci przyzwyczajenie się do tego wszystkiego. Miałaś wrażenie jakbyś co najmniej kilkadziesiąt lat żyła z dala od cywilizacji. Bo gdy patrzyłaś na wszechogarniający świat, zastanawiałaś się jakim cudem to wszystko się tak zmieniło. Jakim cudem ty się tak zmieniłaś. Miało być tak pięknie, ale brutalnie się przekonałaś, że w życiu nie ma pięknych zakończeń. Siedziałaś na parkowej ławeczce w swoim ulubionym bydgoskim parku trzymając kurczowo w dłoni kubek z kawą, wewnętrznie sponiewierana i zniszczona, zewnętrznie w zasadzie niekoniecznie odmieniona. Potrafiłaś to robić godzinami. Po prostu siedzieć i patrzeć jakby mogło wyglądać twoje życie, gdybyś nie straciła Anieli. Czy też byłabyś tak szczęśliwa jak rodziny, które spacerują parkowymi alejkami śmiejąc się od ucha do ucha? Czy też byłabyś najszczęśliwszą osobą na świecie? Byłabyś matką i żoną? Możliwe. Nawet jeśli nie, to miałabyś wciąż Anielę. Twoje życie miałoby sens. A teraz? Nie miałaś zupełnie niczego. Nikogo na kim by ci zależało. Kompletnie nikogo. Wszystkie te osoby bezpowrotnie odeszły, a ty jedyne co mogłaś uczynić to powoli iść do przodu. 
Wtedy dostrzegasz coś, a raczej kogoś, kto wyrywa cię z wszelakich rozmyślań. Widzisz mężczyznę bawiącego się z dwójką dzieci, po chwili podchodzi do nich nieco starszy chłopak. Wszędzie byś ich rozpoznała. Dlaczego? Bo oni mieli być częścią twojego życia, nie kogoś innego. Zastanawiasz się kiedy on tak wyrósł. Kiedy zrobił się tak podobny do ojca. Wtedy podchodzi do nich kobieta, którą niebieskooki szatyn obejmuje i czule całuje w policzek. Wyglądają na niesamowicie szczęśliwych. Ty miałaś być szczęśliwa. To miałaś być ty. Miałaś kochać i być kochaną. Być szczęśliwą żoną i matką. Mieć cały swój świat w ramionach, a nie patrzeć jak ktoś inny go ma. Patrzeć jak mężczyzna, którego kochałaś od ponad dwudziestu lat, był szczęśliwy z inną. Czuć jak pojedyncza łza spływa po twoim policzku. Mieć świadomość, że pozwoliłaś mu odejść. Pozwoliłaś mu żyć. Ofiarowałaś mu szansę na wspaniałe życie u boku kogoś innego. Teraz musiałaś płacić za to najwyższą cenę. Teraz również musiałaś odejść. Nie było miejsca w jego życiu na ciebie. Nie miałaś prawa by mu to odbierać. Odeszłaś. Zrobiłaś to, raz na zawsze. Wiedząc, że jest szczęśliwy mogłaś odejść. Wyjść na spotkanie z córką. Uścisnąć ją z całych sił i powiedzieć, że teraz będziecie już zawsze razem. To było twoim przeznaczeniem. I wreszcie poczułaś, że czas je spełnić...

  Budzisz się z krzykiem wyrwana ze snu. Jest ciemno. Cały pokój spowija mrok. Słychać jedynie twój przyśpieszony oddech. Opuszczasz nogi i czujesz chłód posadzki. Po omacku z nogami jak z waty poruszasz się w kierunku łazienki. Przemywasz twarz zimną wodą. Wciąż trzęsiesz się z przerażenia. Spoglądasz w lustro. Widzisz swoje ponure odbicie. Stoisz dłuższą chwilę pochylając się nad umywalką. Dopiero, gdy się uspokajasz wędrujesz ku kuchni. Wypijasz duszkiem niemal całą szklankę wody. 
 -Znowu nie możesz spać?-zaskakuje cię męski zaspany głos
 -Tak.-odpowiadasz cicho kręcąc głową
 -Zły sen?-pyta łagodnie podchodząc do ciebie i otaczając cię ramieniem
 -Choć wiem, że to nieprawda to wciąż za każdym razem budzę się kompletnie przerażona.-wyduszasz z siebie opierając głowę o jego tors
 -To tylko głupi sen Jago.-unosi twój podbródek ku górze- Jesteśmy wszyscy razem i nic ani nikt tego nigdy nie zmieni.-uśmiecha się delikatnie- Przeszliśmy sporo, ale już jest dobrze i tak będzie. Zawsze. Obiecuję ci.-mówi po czym całuje cię czule w czubek głowy. Stoicie dłuższą chwilę w ciszy, chłonąc swoją bliskość, nie zważając nawet na fakt, iż jest trzecia nad ranem. Tkwicie tak do czasu, aż ktoś wam przerywa. Pewna istotka domagająca się usilnie waszej uwagi. Kiedy stajesz u progu niebieskiego królestwa nie potrafisz się nie uśmiechać. Bo kto potrafiłby tego nie zrobić widząc osobę, którą się kocha, trzymającą w ramionach jedno z trzech twoich małych cudów? Nie ma takiej możliwości. Rozpływasz się nad tym widokiem. A jeszcze bardziej, kiedy każdego ranka dwójka niesamowicie rozgadanych maluchów opowiada wszelakie możliwe historię, robiąc niesamowity raban w domu. Kiedy patrzyłaś na Anielę, momentami wciąż nie mogłaś przestać dziękować Bogu, że ci jej nie odebrał. Przeżyliście chwile grozy. Przez trzy minuty twoje maleństwo było po drugiej stronie, ale w jakiś niewytłumaczalnie cudowny sposób znów była z wami. Wróciła do ciebie, do was. Wtedy uwierzyłaś, że w życiu istnieją jednak szczęśliwe zakończenia. Uwierzyłaś, że w swoim życiu wykorzystałaś limit wszelakich cierpień. Jeżeli to miał być test, to zdałaś go najlepiej jak tylko mogłaś. Wierzyłaś do ostatniej chwili. Nawet osuwając się na podłogę z sercem wyrywającym się z piersi, wciąż wierzyłaś. Zawsze trzeba wierzyć, do ostatniej chwili. Czasem wiara to jedyne co nam pozostaje w życiu, a ta najwyraźniej potrafi czynić cuda. To ona zaprowadziła cię do miejsca, w którym właśnie jesteś. A gdzie się znajdujesz? W swoim własnym raju. Żyjesz wreszcie życiem o którym zawsze marzyłaś. Kochasz i jesteś kochana. Jesteś żoną i matką trójki wspaniałych dzieci. Udało wam się do tego dojść, wspólnymi siłami. Byliście ze sobą na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie. Przypominała ci o tym nie tylko tkwiąca na twoim serdecznym palcu oznaka przysięgi jaką złożyliście sobie ponad rok temu. Przypominali ci o tym radośnie rozmawiający i śmiejący się Oli i Aniela, ale i wasz mały, niebieskooki cud na którego punkcie Michał oszalał. Nie umiałaś nacieszyć się widokiem także i waszych starszych dzieci lgnących do zabaw nie tylko z ojcem, ale i Antosiem. Byliście rodziną, w najgłębszym tego słowa znaczeniu. I z tego powodu czułaś się okropnie szczęśliwa i nie mógł tego zmienić nawet koszmarny sen. Dlaczego? Bo był on tylko sferą snów. Czymś, co nigdy nie będzie miało miejsca. Byliście razem szczęśliwi i to się liczyło w tym momencie najbardziej. Nie ważne było co będzie za rok, dwa czy dziesięć. Liczyło się tyko tu i i teraz. Tylko wy.
Więc moja misja dobiegła końca. Mogę teraz odejść w przeznaczone dla siebie miejsce. Wykonałem to co miałem wykonać. Moja niedokończona ziemska misja właśnie dobiegła kresu. Teraz mogę jedynie czuwać nad wami patrząc jak dwie kobiety mojego życia są szczęśliwe. Będę na was czekał mimo, że potrwa to kilkadziesiąt lat. To nie jest wasz czas. Zrozumiałem to w chwili, gdy zobaczyłem cię w szpitalu. Nie mogłem ci tego zrobić. Oczekiwałem na spotkanie z córką od chwili jej narodzin, lecz teraz wiem, że muszę być cierpliwy. Ty potrzebujesz jej o wiele bardziej tam, na ziemi. To ona zawsze dawała ci siłę do walki i niech robi to dalej. Jest światłością twojego życia, tak samo jak Michał, jego syn i wasze wspólne dziecko. I choć wiem, że mnie nigdy nie pokochałabyś w taki sposób jak kochasz jego, to będę czuwał także i nad tobą. Mimo, że moje odejście sprawiło ci tak wiele bólu, poradziłaś sobie. Udźwignęłaś ciężar jaki na ciebie spadł. Byłaś przez wiele lat jednocześnie matką i ojcem dla naszej córki. Byłaś i w dalszym ciągu jesteś najlepszą matką. A Michał jest dla niej wspaniałym ojcem. Nie martwię się, że Aniela zapomni o mnie. Ona ma już tatę, który kocha ją nad życie pomimo faktu, że nie łączą ich żadne więzi krwi. I jestem pewien, że wychowa ją wraz z tobą na wspaniałą kobietę. Dokładnie taką, jaką jest jej mama. Nigdy go nie spotkałem, ale jest on równie ważną postacią w moim żywocie. Kocha bezwarunkowo dwie najważniejsze osoby mojego życia. Stąd wiem, że mogę odejść, usunąć się na bok i być tylko biernym obserwatorem. Bo wiem, że mam godnego następce u waszego boku. Kochajcie całym umysłem i duszą. Spełniajcie marzenia i czerpcie jak najwięcej z życia. Bądźcie po prostu szczęśliwe. Będę nad wami czuwał i cierpliwie czekał na nasze spotkanie. Bo nadal niezmiennie mogę być wszędzie, ale wciąż jestem blisko was i zawsze będę.

KONIEC


~*~
Stało się. Nadszedł czas na ostatnie posłowie. Przyznam się, że długo się wahałam jak zakończyć to opowiadanie. Biłam się z myślami, ale po sporych namysłach doszłam do wniosku, że nie mogę im tego zrobić. Tak samo jak Wam. Uwielbiam mieszać, ale chyba nie czułabym się dobrze, jeśli odebrałabym Jagodzie Anielę. Uznałam, że właśnie to będzie najlepsze rozwiązanie i zakończenie. Bywało różnie, bywały rozdziały lepsze i gorsze, ale mam poczucie, że kończę coś z czego jestem zadowolona. Oczywiście, nie było idealnie i jestem tego świadoma, ale wiem, że włożyłam w tą historię całe swoje serce. Dziękuję Wam, że byłyście ze mną przez te wszystkie rozdziały w czasie których niejednokrotnie z pewnością nabawiłam Was palpitacji serca czy łez. Ogromną przyjemnością było pisania dla Was. Dziękuję za każdą poświęconą minutę na czytanie czy komentowanie. Być może jeszcze się gdzieś spotkamy. Na razie potrzebuję odrobinę przerwy, chwilę na ochłonięcie i zastanowienie się nad wszystkim. Być może kiedyś zacznę tu tworzyć. Jeszcze raz ogromnie dziękuję za obecność. Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam tym epilogiem, jak i całą historią. 
Dziękuję za wszystko.
wingspiker.


sobota, 11 kwietnia 2015

#vingt deux.


  Wdech, wydech. Nie wiesz czy śpisz może balansujesz na granicy świata snów i przytomności. Czujesz się cała otępiała. Powieki ciążą ci jakby ważyły co najmniej tonę. Głowa jest również ciężka, od natłoku wszelakich myśli. Dopiero po chwili, gdy z trudem otwierasz powieki uderza w ciebie miejsce, w którym się znajdujesz. Przeraźliwie białe ściany, sterylny korytarz. Siedzisz skulona w kącie. Oczy masz opuchnięte, a w klatce piersiowej czujesz okropny ścisk. Rozglądasz się nerwowo po pomieszczeniu. Na początku korytarza dostrzegasz jedynie mężczyznę, który po chwili znika za drzwiami gabinetu, do którego przed kilkoma godzinami została zabrana twoja córka. Kiedy tylko na myśl przychodzi ci postać blondwłosej roześmianej dziewczynki opowiadającej o tym jak minął jej dzień w szkole i jak udało jej się rozwiązać trudne zadanie z matematyki, to momentalnie w twoich oczach zbierają się łzy. Okropny dreszcz przeszywa twoje ciało. Masz ochotę krzyczeć, płakać. Nie rozumiałaś. Kompletnie nie rozumiałaś dlaczego to musiało spotkać akurat twoją córkę. W myślach wrzeszczałaś, przeklinałaś tego na górze za to co właśnie robił. Sądziłaś, że w życiu wycierpiałaś już wystarczająco dużo. Dlaczego musiałaś się tak mylić? Oddałabyś wszystko byle tylko móc zamienić się z Anielą. Nie mogłaś znieść tego, że twoje małe szczęście tak cierpi. Myśl o tym, że twoja córka walczy właśnie o każdy kolejny oddech rozrywała cię od środka. Ta myśl tak bardzo cię paraliżowała, że nie potrafiłaś podnieść się z podłogi. Siedziałaś więc po prostu skulona walcząc ze sobą, aby nie wybuchnąć cichym szlochem. Przez to nie zauważyłaś nawet, że nie byłaś już sama na korytarzu. Nie wiedziałaś ile czasu minęło od twojej rozmowy z Michałem, ale widocznie wystarczająco dużo by stał niedaleko ciebie ze wzrokiem pełnym niepokoju. Dopiero wtedy jakimś cudem podniosłaś się z podłogi. Wystarczyła chwila by znalazł się tuż przy tobie. Wystarczył ułamek sekundy byś tkwiła w jego bezpiecznych ramionach z trudem panując nad własnymi emocjami. Przez chwilę żadne z was nie odzywa się ani słowem. Słychać jedynie od czasu do czasu twoje ciche pochlipywanie. Dłuższą chwilę zajmuje ci dojście do stanu, w którym będziesz mogła się jakkolwiek wysłowić. W tej chwili na horyzoncie pojawia się jednak lekarz.
 -Mam dla pani dwie wiadomości. Która najpierw?-pyta z surową miną mężczyzna
 -Złą.-mówisz cicho
 -Doszło do poważnego zakażania.-mówi wprost, a ty czujesz, że nogi się pod tobą uginają- Przestała samodzielnie oddychać.-dodaje, a ty czujesz łzę spływającą po policzku
 -A dobra?-wtrąca Michał widząc, że nie jesteś w stanie niczego powiedzieć
 -Jest możliwość, aby pani do niej weszła na chwilę.-odpowiada lekarz- Proszę się zastanowić i znaleźć mnie, jeśli się pani zdecyduje.
 -Oczywiście, że chcę.-wyduszasz z siebie, na co jedynie doktor kiwa głową i nakazuje iść za sobą.
Dostajesz jakieś instrukcje od pielęgniarki, które nawet do ciebie nie docierają. Rejestrujesz jedynie, że możesz tam być góra pięć minut, a i to po ówczesnym przygotowaniu. Zgadzasz się na wszystko. Chcesz. Musisz ją po prostu zobaczyć. Po jakichś kilku minutach, przyodziana w odpowiednie okrycie widzisz przez szybę izolatki swoje maleństwo. W jednej chwili uderza do ciebie to wszystko i masz ochotę się rozpłakać. Nie wiesz jakim cudem udaje ci się tego nie zrobić. Nie wiesz nawet kiedy siadasz koło jej łóżka i patrzysz na jej buzię. Dopiero gościł na niej szeroki uśmiech, a teraz leży zupełnie blada, bez życia, podłączona do różnych aparatur monitorujących jej funkcje życiowe.
 -Proszę cię skarbie, musisz być silna, walczyć. Nie poddawaj się maleńka. Nie zostawiaj mnie...-głos ci się załamuje- To nie jest jeszcze czas na ciebie. Wróć do mnie. Błagam.-wypowiadasz każde kolejne słowo co raz ciszej.
Kiedy opuszczasz salę Anieli stoisz dłuższą chwilę tępo wpatrując się przed siebie. Czujesz się potwornie. Wewnętrznie czujesz się kompletnie sponiewierana. A ten stan nie jest ci niestety obcy. Czułaś się już tak kiedyś. Nie wierzyłaś w to, że powtórnie tak łatwo dałaś doprowadzić się do tego stanu. Tak ciężko pracowałaś by wyjść z tego wszystkiego, a życie jednym brutalnym ciosem poniżej pasa powtórnie cię tu zaprowadziło. Znów jesteś na granicy zdrowego rozsądku i obłędu. Tyle, że tym razem jesteś okrutnie bezradna. Nic nie zależy od ciebie. Możesz jedynie stać i z boku przyglądać się temu. I co najwyżej pogodzić się z pewnymi scenariuszami. Nawet z tymi, z którymi możesz sobie nie poradzić czy tymi, których realizacji kompletnie sobie nie wyobrażasz.
 -Nie będę cię pytał jak było.-słyszysz nagle głos Michała i zauważasz, że siedzi obok ciebie również oparty o ścianę
 -Ciągle w to nie wierzę, może to tylko zły sen?-pytasz dość retorycznie
 -Chciałbym żeby tak było.-odpowiada wzdychając po czym składa ciepły pocałunek na czubku twojej głowy i przyciska cię do siebie- Wyjdzie z tego.
 -Michał, tak bardzo chciałabym w to wierzyć...-wypuszczasz głośno powietrze z ust- Nie chcę jej stracić.-mówisz tak cicho, że sama ledwie to słyszysz
 -Wiem skarbie.-odpowiada ci- I nie stracisz, zobaczysz. Aniela to silna dziewczynka, ma to po mamie.
 -Przeraża mnie myśl, że..-bierzesz wdech- Mogę ją stracić. To pozbawia mnie jakiegokolwiek racjonalnego myślenia. Paraliżuje mnie to. A właściwie ta niemoc.
 -Wcale ci się nie dziwie, nikt nie może się temu dziwić.-kręci głową- Każdy na twoim miejscu odchodziłby od zmysłów i gdyby tylko mógł poruszyłby ziemię i niebo by wszystko było dobrze. A w tym wypadku można tylko i aż wierzyć. Wierzyć z całych sił, że po tej burzy znowu wyjdzie słońce.
 -Łatwiej powiedzieć niż zrobić.-wzdychasz zrezygnowana opierając się o jego ramię- Nie masz nawet pojęcia jak bardzo...
 -Mam.-wtrąca- Może i nie jestem biologicznym ojcem Anieli, ale jest ona dla mnie nie mniej ważna niż Oli.-wyznaje, a ty spoglądasz na niego poruszona tymi słowami- Jest dla mnie jak córka i gdybym tylko mógł, oddałbym wszystko żeby nie musiała tego przechodzić.
Nie odpowiadasz mu zupełnie nic. Słowa w tym momencie były chyba zbyt zbędne. Przytulasz się po prostu do niego. To jedyne na co cię jest stać w tej właśnie chwili. Nie wiesz nawet kiedy odpływasz. Nie śpisz za długo. Senne zjawy nie pozwalają ci na choć chwilę odpoczynku. Kiedy otwierasz oczy dookoła panuje przeraźliwa cisza i mrok. Słyszysz jedynie miarowy oddech Michała, który wciąż spał, a także dostrzegasz znajome sylwetki naprzeciwko siebie. Nie tkwisz długo w takim stanie, niebawem do żywych powraca niebieskooki, więc możesz przenieść swoją uwagę na przyjaciół.
 -Daria, jesteś w ciąży, nie powinnaś...
 -Cicho siedź, nie praw mi tu kazań.-przerywa ci przyjaciółka- To moja chrześnica i nie wyobrażam sobie żebym mogła w takiej chwili byczyć się przed telewizorem.
 -Ja mam takie samo zdanie, nie mogło nas tu zabraknąć.-dodaje Kamil pokrzepiająco się uśmiechając- Co z nią?
 -Nie oddycha sama.-uciekasz wzrokiem od twarzy przyjaciół, nie mogłaś się teraz rozkleić- Stan jest poważny.
 -O mój Boże.-wypala Daria zasłaniając dłonią usta
 -Jakieś rokowania?-dopytuje Kamil
 -Czekać.-wzruszasz ramionami- Albo stan się ustabilizuje albo będzie się pogarszał.
Po chwili rozmowy i nieprzyzwoitej ciszy panowie udają się w poszukiwaniu jakiegoś przyzwoitego automatu z kawą, a wy zostajecie same.
 -Wiem, że to słaby moment, ale w tej chwili nie mam już wątpliwości co do pewnej rzeczy.-rzuca nagle przyjaciółka
 -Mów, nic gorszego i tak już mi nie powiesz.-wzruszasz ramionami
 -Jak tak na was patrzyłam jak spaliście to nie mogłam oderwać od was wzroku, to swoją drogą. Gdy was zobaczyłam razem to jasnym stało się, że nie tylko ty jesteś dla niego całym światem.-mówi łapiąc cię za dłoń- Dlatego nie wyobrażam sobie żeby ten gość z góry wam zrobił takie okropieństwo. Nie ma nawet takiej cholernej opcji!
 -Powtarzam sobie podobne słowa milion razy, a drugi milion mówię sobie to, że skoro już tyle razy zostałam skopana przez życie to dlaczego nie kolejny raz?
 -Nie mów tak.-mówi ostro- Nie pozwalam ci nawet tak myśleć. Cholera, Jagoda! Ona z tego wyjdzie i kropka!-stara się cię przekonać
 -Nie chodzi o to, że w to wątpię bo wierzę całą sobą, że jeszcze opowie mi jak minął jej dzień albo jak skopała tyłek wrednemu chłopakowi na karate.-potrząsasz głową- Chodzi  o to, że się boję. Boję się, że jednak.. coś pójdzie nie tak i wtedy ja sobie z tym nie poradzę i zniszczę nie tylko sobie życie, ale i Michałowi.-czujesz jak pod twoimi powiekami gromadzą się łzy
 -Na litość boską nie zrobisz tego!-wybucha- Przepraszam.-dodaje po chwili- Przez te hormony wariuję.-wzdycha- Perfekcyjna rodzina to wasza czwórka i to się nigdy przenigdy nie zmieni bo Aniela to zuch dziewczyna, wyjdzie z tego nim się obejrzysz.-uśmiecha się delikatnie po czym przytula cię- Potem będziemy zastanawiać się jak dać na imię mojemu brzdącowi, wy się chajtniecie, ja zadebiutuję jak mama, potem ty i wszystko będzie pięknie i ładnie.
 -Nie wierzę, że w taki chwili potrafisz mnie rozbawić.-mówisz
 -Od czego mnie masz słoneczko?-ściska cię nieco mocniej.
Po kilku kolejnych godzinach bezowocnego przesiadywania na szpitalnym korytarzu bliska jesteś szaleństwa. Jedyną informacją jaką stale dostajesz jest "proszę uzbroić się w cierpliwość". Nie wiesz już co ze sobą zrobić, gdzie włożyć ręce. Chodzisz, siedzisz. Modlisz się, przeklinasz po cichu. I tak w kółko. Nie zapominając także o potwornym zmęczeniu, które momentami sprawiało, że zasypiałaś na stojąco. Chyba dlatego dałaś się jakimś cudem namówić na przysłowiową godzinkę snu w domu w czasie, której twoja mama miała zostać na posterunku i w razie czego dzwonić. Byłaś tak potwornie wyczerpana, że nie pamiętałaś nawet drogi do domu. Pamiętałaś za to z najdrobniejszymi szczegółami to, co ci się przyśniło.
 Piękna majowa pogoda. Łąką pełna przepięknych kwiatów. Stoisz pośrodku niej ubrana w zwiewną suknię w kwiaty, a na głowie masz wianek. Obok ciebie stoi Aniela, również przyodziana w kwiatową koronę z szerokim uśmiechem na twarzy. Wręcza ci radośnie dopiero, co zebrane kwiaty. 
 -Kocham cię mamusiu.
 -Ja ciebie też skarbie.-odpowiadasz dziewczynce, a ta po chwili nagle puszcza twoją dłoń i biegnie przed siebie. Wołasz ją, lecz ona się nie odwraca, wcale nie reagując. Dopiero po dłuższej chwili się zatrzymuje. Słyszysz jej radosny śmiech. Po kilku sekundach widzisz ją w oddali. Nie jest sama. Idzie za rękę z mężczyzną. Znasz go. Wysoki brunet z charakterystycznym uśmiechem na twarzy. Obydwoje idą śmiejąc się. Zmierzają w twoim kierunku. Przez chwilę powstrzymujesz się od tego by dotknąć jego twarzy. Odszedł tak dawno temu, że nie pamiętałaś nawet kiedy ostatnio był tak blisko. 
 -Prawie siedem lat.-słyszysz nagle jego głos- Za krótko.
 -Za krótko?-powtarzasz zdumiona jego słowami, a on w odpowiedzi spogląda na Anielę. Wydajesz z siebie cichy jęk, tłumiąc go natychmiast. To nie mogło być już. Po prostu nie mogło.
 -Nie zabieraj jej.. Proszę...-błagasz
 -Nie mogę.-odpowiada ci zaciskając dłoń dziewczynki
 -Adam, nie rób tego.-zagryzasz wargę
 -Siedem lat to za mało.
 -Nie rób tego.-mówisz z pełną desperacją w głosie
 - Czego mamusiu?-pyta dziewzynka
 - Musisz zostać ze mną.-kucasz przed nią
 -Ale ja chcę iść z tatusiem.-robi smutną minę
 -Pójdziesz, ale jeszcze nie teraz, obiecuję ci.
 -Ale ja muszę mamusiu.-mówi nagle
 -Nie.-łamie ci się głos
 -Już czas.-wtrąca nagle Adam, a ty osuwasz się na kolana. Nie możesz jej zatrzymać. Możesz tylko patrzeć. Z rozrywającym bólem wewnątrz klatki piersiowej przyglądać się jak Aniela ramię w ramię wraz z ojcem, którego nigdy nie widziała odchodzi. Dokładnie tak jak on, niespełna siedem lat temu. 
Krzyczysz przeraźliwie. Z trudem łapiesz oddech. Cała drżysz. Gryziesz własną pięść. Chcesz się uspokoić. Ciężko oddychasz. Walczysz o każdy oddech jak ryba, którą morze wyrzuciło na brzeg.
 -Jagoda, już spokojnie.-Michał tuli cię do siebie- Nic się nie dzieje, jestem obok ciebie.
 -Ona odeszła... odeszli.-łkasz
 -Oni?
 -Adam. Przyszedł po nią.-łzy płyną strumieniami po twoich policzkach
 -To tylko zły sen.-stara się cię uspokoić- Aniela jest wciąż z nami. Dopiero rozmawiałem z twoją mamą, jest stabilna.
 -Ale on nigdy mi się nie śni. Prawie nigdy.-pociągasz nosem
 -Po prostu ta cała sytuacja cię przerasta i masz złe sny. To jeszcze nic nie znaczy.
 -Pewnie masz rację.-kiwasz głową chyba sama nie wierzą tak do końca swoim słowom.
W twoim śnie nie mogło być przypadku. Adam rzadko ci się śnił, a jeśli już pojawiał się w twoich snach to była to zapowiedź czegoś, co miało się wydarzyć w twoim życiu. I zawsze były to wydarzenia, których nie można było puszczać mimochodem. Śnił ci się w nocy w której twój ojciec zmarł na zawał. Śnił ci się w przeddzień stwierdzenia u ciebie depresji. Pojawił się tuż przed wypadkiem twojej mamy.
Ostrzegał cię? A może przygotowywał do tych wydarzeń? Bałaś się to przyznać, ale chyba tak właśnie było. A co gorsza, przerażała cię myśl, że pojawił się w twoim śnie właśnie dzisiaj. W ten właśnie sposób.
 -Mówili coś?-pytasz swojej rodzicielki kiedy powtórnie pojawiasz się w szpitalu
 -Nic nowego.-kręci głową zrezygnowana- Michał dał się wygonić?-zauważa jego brak
 -Ma syna i nie może go zaniedbywać.-stwierdzasz zgodnie z prawdą- Ma zajrzeć potem.
 -Racja.-kiwa głową- Zawsze wiedziałam, że to jest idealny kandydat na zięcia.
 -Mamo...
 -Pokochał nie tylko ciebie, ale i Anielę, widać gołym okiem jak bardzo się tym wszystkim przejmuje. Jak bardzo się o nią boi, nie mniej aniżeli ty.-otacza cię ramieniem
 -I dlatego Aniela musi walczyć. Ma dla kogo.-odpowiadasz.
Kolejne bezproduktywnie spędzone minuty dłużą się niesamowicie. Nie potrafisz się na niczym skupić, siedzisz więc patrząc bezsensownie przed siebie i wybijając palcami bliżej nieznany rytm. Wtedy nagle widzisz poruszenie. Serce przyśpiesza bicia tak, że o mało nie wyskakuje ci z piersi. Podchodzisz do drzwi prowadzących na oddział. Widzisz jak kilku lekarzy pośpiesznie gna ku jednej z sal. Wiesz do której sali wchodzą. Nie możesz tak po prostu stać. Nie powinnaś, ale tam wchodzisz. W tym amoku za bardzo nie zwracają na ciebie uwagi. Drżąc podchodzisz do sali dwieście dwa. Drzwi są uchylone. Dochodzą cię krzyki lekarzy. Wtedy twoją osobę dostrzega jedna z pielęgniarek. Mówi, że nie możesz tu być, ale ciebie nie ruszają jej słowa. Widzisz to. Widzisz rozpaczliwą walkę o życie twojego dziecka. O kolejne bicie jej małego serduszka. I tylko to możesz zrobić. Patrzeć jak twój sen prawdopodobnie za chwilę stanie się rzeczywistością.
 -Proszę nie...-kolana się pod tobą uginają, a twarz zalewa się słonymi łzami.

Ból jest najlepszym sprawdzianem rzeczywistości bo przecież każdy kiedyś odchodzi, lecz nie 
każdy się z tą stratą godzi.

A ty straciłaś już w życiu wiele, nie sądziłaś, że można więcej. Aż do chwili w której się znalazłaś...

~*~
Łzawo?
Tak, wiem, jestem okropna i te sprawy. Jednak w realnym życiu nie ma lekko i to właśnie chcę pokazać. Bo przecież to żyli długo i szczęśliwie albo się kiedyś kończy albo poprzedzone jest wieloma przeciwnościami losu. Tak to już w życiu bywa, no i w moich historiach. Co mogę powiedzieć? Rozdział iście #heartbreaking, spora dawka dramaturgii na kolejny tydzień oczekiwań :P
Ściskam,
wingspiker.

niedziela, 5 kwietnia 2015

#vingt et un.


  Jak mogłaś opisać swoje obecne życie? Cudowne? Niesamowite? Wspaniałe? To były chyba zbyt małe słowa by opisać to co w tej właśnie chwili czułaś. To było tak przejmujące, że momentami zapominałaś jak się nazywasz. Czułaś się jakbyś żyła w jakimś zupełnie innym świecie. Jakby wszelakie problemy cię nie dotyczyły. Zupełnie jakby mijały cię szerokim łukiem. A może po prostu wyczerpałaś już limit nieszczęść w swoim nędznym żywocie? Szczerze skłaniałaś się ku tej właśnie wersji. Bo przecież nawet po największej burzy musiało wyjść słońce. I nie ważne czy burza ta trwała, miesiąc, dwa, rok czy siedem. Słońce przychodziło zawsze. Czasem wyczekiwaliśmy go z utęsknieniem i wraz z jego przebłyskami ruszaliśmy z miejsca. I tak właśnie było z tobą. Gdy to wreszcie pojawiło się w twoim życiu opuściłaś martwy punkt w którym utknęłaś na dobrych kilka lat. Czułaś się jakby w twoim życiu zapanowało długotrwałe lato. Nie chciałaś więcej burz i grzmotów. Dosyć. Teraz miało być już tylko dobrze. Musiało.
 -Na razie to tylko i aż dwa tygodnie.-mówi Michał po chwili dodając- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
 -Tak.-wypalasz, jednak widząc jego minę mówisz- Przepraszam, zamyśliłam się.
 -Jakaś sprawa spędzająca sen z powiek?-lustruje cię spojrzeniem
 -Dokładnie.-kiwasz głową z powagą- A tak naprawdę to ty.
 -Ja?-dziwi się
 -Po prostu chyba za łatwo przyzwyczaiłam się do twojej obecności.-upijasz łyk kawy- Z resztą nie tylko ja.-uśmiechasz się nieśmiało
 -Tak, ja też będę za wami tęsknił.-kiwa głową uśmiechając się do ciebie po czym obchodzi stół i zmusza cię do wstania i bez słowa lądujesz w jego bezpiecznych objęciach. Wdychasz jego cudowny zapach. Pachnie płynem do kąpieli i po prostu Michałem. No i domem. Czułaś się tak dobrze, że ani myślałaś, aby wyswobadzać się z jego ramion. Kiedy był tak blisko na chwilę zapominałaś o całym Bożym świecie, podobnie było w tej chwili, gdy niepostrzeżenie między wami pojawiła się Aniela, wyraźnie zadowolona ze swoich poczynań.
 -Chyba mamy tutaj intruza.-zauważa z uśmiechem Michał
 -No co ty mówisz, ja tam nic nie widzę.-mówię ze śmiertelną powagą, po czym wybuchasz śmiechem wraz z Anielą- Co tam księżniczko? Oli ci już nie wystarcza?-czochrasz ją po blond główce
 -Nie.-kręci głową- Ale długo nie będziemy we czwórkę.-mówi nieco zasmucona po czym widzisz najbardziej urokliwy obrazek tego świata. Otóż niebieskooki przykuca naprzeciwko twojej córki i mówi coś do niej szeptem. Z zaciekawieniem możesz, więc tylko przyglądać się jak twoja córka jak urzeczona patrzy na niewątpliwie najważniejszego faceta w twoim życiu, po czym zarzuca mu na szyję rączki i ląduje w jego objęciach. Nie mija chwila do tego wydarzenia, a dziewczynka biegnie w kierunku pokoju młodszego Winiarskiego. Kiedy odwracasz wzrok, zauważasz, że para błękitnych oczu gorliwie ci się przygląda.
 -Jak widać było na załączonym obrazku, twoja magia działa nie tylko na mnie.-unosisz kąciki ust ku górze, nie odrywając przy tym wzroku od Michała
 -Wspaniale.-uśmiecha się szeroko podchodząc do ciebie i odgarniając twoje włosy za ucho
 -Wspaniale? No nie wiem, ty chociaż nie przestajesz racjonalnie myśleć.
 -Nie byłbym taki tego pewien.-odpowiada nie odrywając od ciebie wzroku- Nie masz nawet pojęcia jak bardzo tracę głowę kiedy jesteś obok.
 -Z tym wyjątkiem, że ty całe życie byłeś roztrzepany, nie widać tego po tobie tak bardzo.-chichoczesz
 -To fakt, nie jestem śmiertelnie poważną panią adwokat.
 -A chcesz dostać?-mierzysz go wzrokiem
 -A czy to nie będzie złamanie jakiegoś paragrafu?-pyta z cwaniackim uśmieszkiem
 -Okropny jesteś.-kręcisz z niedowierzaniem głową po czym opierasz się czołem o jego klatkę piersiową. Stoicie tak w ciszy przez dłuższą chwilę. Przerywają ją jedynie radosne okrzyki dzieci dochodzące z pokoju ich zabaw. Przez tą chwilę dochodzisz do dość prostego wniosku. Twoje życie było przez lata tak beznadziejne z jednego powodu. Brakowało w nim Michała. To był prawdziwy powód twoich trosk, zmartwień i niepowodzeń. Oszukiwałaś się, gdzieś w głębi serca znając prawdę. Sądziłaś, że istnieje życie bez niego. Łudziłaś się, że uda ci się oszukać serce. Obydwoje to robiliście. Jednak to nie mogło się skończyć inaczej. Wy musieliście ponownie stać się sobie bliscy.
 -Niech zgadnę, rozmyślałaś nad tym jak bardzo zmieniło się twoje życie.
 -Przestań już zgadywać, bo ostatnio za często trafiasz. Muszę chyba wszcząć jakieś postępowanie w tej sprawie.-spoglądasz na niego
 -Pani mecenas, ale tu nie ma czego roztrząsać.-wzrusza ramionami- To wbrew pozorom nie jest wcale tak skomplikowane jak się wydaję.
 -Nie chodzi o to.-kręcisz głową, a on przygląda ci się pytająco- Po prostu dopiero dotarło do mnie, że uciekaliśmy od nieuniknionego. Nie mieliśmy szans przed sobą uciec, to stałoby się prędzej czy później.
 -Całe szczęście, że nie zbyt późno.-uśmiecha się- Teraz wiemy jakich błędów nie możemy popełniać i jesteśmy mądrzejsi o pewne doświadczenia. I dlatego jestem pewien, że nam się uda.-dodaje nieco ciszej przyciskając swoje wargi do twoich- Nie wyobrażam sobie by było inaczej.
 -I z tym motywem pozostawiasz mnie na najbliższe dwa tygodnie, tak?-pytasz rozbawiona
 -No weź, ja tu próbuję być romantyczny i te sprawy, a ty mi wszystko psujesz.-wzdycha po czym również się śmieje- Momentami czuję się jakbym znowu miał te osiemnaście lat.
 -A nie masz?-przechylasz głowę w oczekiwaniu na jego odpowiedź, a jedyne co dostajesz to zmasowany atak w postaci łaskotek, które są twoim czułym punktem. Michał nie ma dla ciebie litości bo nawet, gdy chichocząc błagasz go o zaprzestanie tortur, to tego nie robi. W pewnym momencie płaczesz już ze śmiechu, dopiero wtedy
 -Sadysto.-zipiesz starając się ustabilizować oddech
 -W końcu mam osiemnaście lat, tak?-uśmiecha się szelmowsko po czym otacza cię ramieniem
 -Powinnam się w tej chwili na ciebie śmiertelnie obrazić za wykorzystanie mojej achillesowej pięty.
 -To z miłości.-szczerzy się
 -No i właśnie dlatego nie umiem tego zrobić bo rzucasz mi między innymi takimi wyznaniami.-odpowiadasz po czym opierasz się o jego ramię- Wracaj szybko z tej kadry.
 -Zrobię absolutnie wszystko co w mojej mocy żeby wrócić do moich stęsknionych kobiet i syna.-uśmiecha się
 -Twoich?-powtarzasz
 -Moich.-potwierdza po czym całuje cię w czubek głowy, a ty nie wiesz w tym momencie czy rozpłynąć się ze słodyczy, wyściskać go z całych sił czy może jedno i drugie. W najśmielszych snach nie przypuszczałaś, że kiedykolwiek usłyszysz to z ust z jakiegoś mężczyzny, a już na pewno nie Michała. Wbrew wszystkiemu i wszystkim życie potrafiło działać wbrew wszelakim racjonalnym myślom. I szczerze mówiąc zdecydowanie ci się to podobało. Nawet jako osobie, która lubi mieć kontrolę nad swoim życiem. A może raczej lubiła.
 -A może jednak zostaniecie na noc?-próbował cię namówić
 -Po twojej niegodziwej napaści w życiu.-kręcisz głową- A tak na poważnie, musisz się wyspać skoro jutro jedziesz.
 -Sądzisz, że gdybyście zostały to bym się nie wyspał, tak?-unosi brwi w geście zdziwienia- Czy ty coś mi sugerujesz?
 -To niczym nie poparte spekulacje panie Winiarski.-odpowiadasz powolnie tonąc w jego spojrzeniu- Także dobrej nocy.
 -Nie tak prędko moja droga.-w jednej chwili przyciąga cię do siebie i odnajduje twoje usta. W takich właśnie chwilach zapominałaś jak się nazywasz, nie wspominając już o tym, co miałaś powiedzieć czy zrobić. Z całą pewnością, gdyby nie pośpieszająca cię Aniela pewnie szybko nie opuściłabyś bezpiecznego schronienia w postaci jego ramion. Ciężko ci było się z nim rozstać, tym bardziej, że w głowie przyświecała myśl, iż zobaczysz go dopiero za dobre dwa tygodnie. Chyba za bardzo się do niego przyzwyczaiłaś.
  Zapowiadały się zdecydowanie najnudniejsze dwa tygodnie od niepamiętnych czasów. I nie chodziło wcale o to, że miałaś zostać przez ten czas wykwalifikowaną całodobową opieką dla dwójki jakże energicznych dzieci. Chodziło o to, że miałaś wolne, Michała nie było, a ty miałaś za wiele czasu na wszystko. Skąd taki wniosek? Otóż pierwsze dwa dni ciągnęły się niczym co najmniej pół roku, nawet pomimo faktu, że Aniela i Oli nie dawali ci praktycznie chwili wytchnienia. Na pewno nie pomagał ci też fakt, iż twoja mama podebrała ci twoich towarzyszy z którymi udała się do parku wodnego, wspaniałomyślnie dając ci co najmniej pół dnia na zanudzenie się na śmierć. Nie mając wielkiej ochoty na takie zakończenie żywota wybrałaś się do kancelarii na małe plotki z Darią. Przyjaciółka odkąd świadoma była swojego błogosławionego stanu gadała jeszcze z większym natężeniem, z tym wyjątkiem, że teraz kółko mówiła o wszelakich nowinkach związanych z macierzyństwem, posiadaniem malucha w domu i tym podobnych. Był to dla ciebie mało aktualny temat, więc puszczałaś to gdzieś bokiem.
 -Ktoś tu dzisiaj jest nie w sosie.-zauważa po dłuższej chwili przyjaciółka
 -Wiesz, wypadłam z obiegu i średnio orientuję się w temacie najlepszych kaszek dla niemowlaków.-rzucasz nieco ironicznie
 -Dobra, dobra, widzę przecież.-kapituluje- Mnie też by brakowało pana perfekcji.-szczerzy się
 -Więc mi się nie dziw.-pokazujesz jej język- Do tego mama ukradła mi dzieci, więc nudzę się jak mops.
 -Tak to jest jak pracoholik idzie na urlop.-przewraca oczami- Nie martw się tak królewno, twój książę niebawem wróci.
 -Bardzo zabawne.-wzdychasz- A jak tam potomek?-skutecznie odwracasz uwagę Darii od siebie, co skutkuje ponad godzinnym monologiem, który kończy pojawienie się klienta przyjaciółki.
Resztę tego dnia, aż do powrotu swoich małych towarzyszy przeznaczasz na drobne porządki i zakupy. Nie kryjesz zaskoczenia kiedy w drzwiach pojawia się twoja mama wraz z dziećmi. Swoje wcześniejsze przybycie tłumaczą gorszym samopoczuciem Anieli, która faktycznie nie była dzisiaj w nastroju do zabaw i harców z Olim. Wraz z mamą uznałyście, że upał jest temu winny, więc zaaplikowałyście rutynowo witaminę c oraz odpoczynek. Przy okazji troszkę się zagadałyście i twoja matka opuściła twoje lokum dość późno. Nie pozostało ci nic innego jak przygotowanie dzieci i samej siebie do spania. Następnego dnia Aniela również nie wyglądała najlepiej, a do tego miała nieznacznie podwyższoną temperaturę ciała. Przeziębienie o tej porze roku wydawało się być absurdem, aczkolwiek dla prewencji odwiedziłyście lekarza. Ten potwierdził tylko twoje podejrzenia, przepisał syrop i kazał pozostać w domu. Nie chcąc narażać Oliego na wszelakie choroby zadbałaś o posiłki w postaci mamy Michała, która ochoczo zgodziła się pomóc.
 -O tej porze roku przeziębienie?-nie krył zdumienia niebieskooki
 -Jak widać nie takie rzeczy się zdarzają.-wzdychasz- Mimo wszystko nie chciałam żeby Oli się zaraził.
 -Nie ma sprawy.-odpowiada natychmiast- Jeszcze tydzień.-dodaje po chwili
 -Aż tydzień chciałeś powiedzieć.
 -Czyli nie tylko ja się stęskniłem.-śmieje się
 -No może troszeczkę.
 -Troszeczkę, tak?-ciągnie
 -No dobra, okropnie.-nie wytrzymujesz zbyt długo jego naporu. Nie rozmawiacie zbyt długo, jak to zwykle bywało Michał musiał uciekać na trening. Pogrążasz się więc w czynnościach dnia codziennego takich jak zmywanie czy prasowanie, sprawdzając co jakiś czas jak czuje się Aniela. Byłaś w szczerym szoku, że temperatura zamiast spadać, rosła. Naprawdę zaczynało cię to niepokoić. Postanowiłaś jeszcze chwilę, przynajmniej przez noc, a ta niestety nie należała do najspokojniejszych. Temperatura wciąż była wysoka na tyle, że Aniela miała dreszcze, a do tego doszło zwracanie. Nie mogłaś dłużej, więc powtórnie zabrałaś ją do lekarza. A ten powtórnie stwierdził, że to jakiś wirus, przepisał coś na zbicie temperatury i odesłał was do domu. Wcale nie uspokoiła cię ta wizyta, wręcz przeciwnie. Tym bardziej, że twoja córka czuła się co raz gorzej.
 -Mamo, ja nie wiem co już mam robić.-mówisz z nutą desperacji w głosie- Byłam dwa razy u lekarza, a ten twierdzi, że to wirus i przejdzie. A nie przechodzi.-chodzisz w tą i z powrotem
 -Jeśli gorączka nie spadnie do wieczora jedź z nią na pogotowie.
 -Chyba tak zaraz zrobię bo ona nie wygląda dobrze. Boję się, że to coś poważniejszego.-wzdychasz przykładając rękę do rozpalonego czoła dziewczynki
 -Obejrzyj ją jeszcze dokładniej, może to świnka?-zastanawia się kobieta, a ty wedle jej poleceń oglądasz córkę i dokonujesz zaskakującego odkrycia. Na jej plecach widnieją wyraźne czerwone plamki, których dotychczas nie było.- Jaguś kochanie, co się dzieje?-odzywa się
 -Ma wysypkę na całych plecach.-mówisz i z uwagą obserwujesz Anielę, która wydaje się być senna. Zamyka sennie powieki, a ty jesteś już niemal pewna, że nie możesz dłużej czekać.
 -Jadę na pogotowie mamo, to nie jest tylko przeziębienie.-mówisz poddenerwowana
 -Za pięć minut tam jestem.-odpowiada kobieta po czym kończycie rozmowę. W trybie natychmiastowym zbierasz potrzebne rzeczy i już po chwili pędzisz ku pogotowiu. Droga dłużyła się niesamowicie, tym bardziej, że Aniela wyglądała chyba co raz gorzej. Działasz potem jak w amoku. Nie pamiętasz dokładnie jak znalazłaś się na oddziale ratunkowym ani kiedy zabrali Anielę. Siedzisz wraz z matką na korytarzu wybijając nerwowo rytm o parapet. Siedzicie tam dobre dwadzieścia minut zanim pojawia się lekarz.
 -Pani jest matką?-dopytuje mężczyzna na co potakujesz głową- Kiedy zauważyła pani, że coś zaczęło dziać się nie tak?
 -Dwa dni temu skarżyła się, że źle się czuje.-odpowiadasz mu
 -Była pani z tym u lekarza?
 -Dwa razy, powiedział, że to przeziębienie.-prychasz, a lekarz kiwa jedynie głową marszcząc brwi- Co się dzieje? To jest coś poważniejszego, prawda?-dopytujesz widząc zafrasowaną minę lekarza
 -Nie będę pani czarował, ale przeziębienie w tym wypadku to nic.-wzdycha- Stan pani córki jest bardzo poważny.
 -Słucham?!-podnosisz nieco ton głosu
 -Nie mam pojęcia w jakich okolicznościach mogło dojść do zakażenia...
 -Zakażenia?-przerywasz mu wpół głosu
 -Sepsa.-mówi prosto z mostu kompletnie cię tym zastrzelając
 -Ale.. jak?-pytasz będąc w ciężkim szoku
 -Nie jestem w stanie odpowiedzieć pani na to pytanie, możliwości jest wiele.-wzrusza bezradnie ramionami
 -On wyjdzie z tego, prawda?-tłumisz łzy cisnące się do oczu
 -W tej chwili nie jestem w stanie niczego obiecać.-spuszcza wzrok po czym wychodzi. Dajesz upust swoim skumulowanym emocjom. Nie wierzysz w to. Po prostu nie wierzysz w to co właśnie usłyszałaś. A może lekarz się pomylił? Może wcale nie chodziło o Anielę? Rozglądasz się z nadzieją po korytarzu, ale znajdujesz się w nim tylko i wyłącznie ty wraz z rodzicielką. Przez chwilę siedzisz jak otępiała, nic do ciebie nie dociera. Dlatego dopiero po chwili orientujesz się, że ktoś dobija się do ciebie. W zasadzie nie wiesz nawet jakim cudem znalazłaś się pod ścianą i dlaczego siedzisz. Nie miałaś w tym momencie największej ochoty się nad tym zastanawiać.
 -No wreszcie, już myślałem, że się na mnie obraziłaś.-słyszysz wyraźnie rozbawiony głos Michała
 -Chciałabym żeby to był mój jedyny problem w tym momencie Michał.-pociągasz nosem
 -Jago, co się dzieje?-zmienia wyraźnie ton głosu
 -Jestem w szpitalu.-chlipiesz mając wrażenie, że za chwilę się totalnie rozsypiesz
 -Chryste...-rzuca wyraźnie zszokowany- Aniela?
 -To nie było zwykłe przeziębienie.-mówisz łamiącym się głosem- Michał, ja ją mogę stracić.  Nie mogę... Nie chcę.. Boję się.-dukasz czując słone łzy płynące po policzkach
 -Który szpital?-pyta
 -Paderewskiego.-mówisz cicho
 -Daj mi godzinę, góra dwie i będę. Zaraz przy tobie będę.
Nie odpowiadasz nic, kompletnie nie odnajdujesz żadnych słów. Nie potrafisz myśleć o niczym innym jak o Anieli. Byłaś kompletnie przerażona. Siedziałaś jak sparaliżowana pod ścianą wpatrując się tempo przed siebie przez dłuższą chwilę. W głowie miałaś tylko jedną, jedyną myśl. Niech Aniela wyzdrowieje. Niech ten koszmar się skończy.

Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć.

A ty w tym momencie nie byłaś odważna. Byłaś zupełnie rozbita. Bezbronna jak mała dziewczynka. Płakałaś z tej okropnej bezsilności. Skąd więc wziąć w sobie odwagę? 

~*~
Przepraszam za drobne opóźnienia, ale miałam małe kłopoty techniczne, które na całe szczęście już zostały zażegnane. 
Jak widzicie nie potrafię za długo pisać sielanek, to byłoby nudne czytać tak w nieskończoność o bajkowym świecie. tak, jestem okrooopna Takie trochę jajko niespodzianka, coś jak Lotos w finale Plusligi ;) Nie będę za wiele mówić czy zdradzać. Życzę miłej dedukcji, ciekawa jestem czy ktokolwiek będzie dobrym Sherlockiem. Bądź, co bądź, życzę Wam przy okazji wesołych świąt Wielkanocnych moje drogie, mokrego Dyngusa! :D
Ściskam,
wingspiker.