sobota, 29 listopada 2014

#trois.


  Przez dłuższa chwilę siedzicie w nieprzyzwoitym milczeniu. Gdy spoglądasz w jego kierunku doskonale widzisz, że bije się z własnymi myślami. Mimo to wcale nie zamierzałaś zaczynać rozmowy. To w jego interesie było przyjście tu i porozmawianie z tobą. Dlatego też nie planowałaś mu tego ułatwiać.
 -Wiem, że się na mnie zawiodłaś.-mówi wreszcie- Nie podołałem.
 -Daj spokój Robert.-przewracasz oczami
 -Musiałem to wszystko sobie przemyśleć bo nie powiem, trochę mnie przestraszył fakt tego jak szybko to zaczęło się rozwijać.-kontynuuje nie zważając na twoje słowa- Ale przemyślałem sobie to wszystko, wiem, zajęło mi to trochę czasu. 
 -I przyszedłeś tu tylko dlatego bo chciałeś mi powiedzieć, że coś sobie przemyślałeś?-wtrącasz się, a on potrząsa głową
 -Chciałem powiedzieć, że dalej zależy mi na naszej znajomości Jagoda.-spogląda niepewnie w twoim kierunku- I nie obchodzi mnie fakt, że masz dziecko.
 -I co chcesz przez to powiedzieć?
 -Chcę powiedzieć tylko tyle, że nasza relacja była i dalej jest dla mnie ważna i że nie chciałbym z niej rezygnować.
 -A nie zrobiłeś już tego?
 -Możliwe, że poniekąd tak.-przytakuje- Żałuję tego, że nie potrafiłem tego zrozumieć wcześniej. Więc chciałem cię prosić o ostatnią szansę, proszę.
 -Dlaczego miałabym to robić?
 -Bo z tego może być coś fajnego?-uśmiecha się delikatnie w twoim kierunku
 -Bez ryzyka nie ma zabawy hmm?-pytasz patrząc na niego- Nie mówię, że jestem specjalną zwolenniczką, ale jeśli się postarasz to może..
 -Dzięki.-uśmiecha się szeroko- Nie będę ci zajmował więcej czasu. Dobranoc.-mówi nieco ciszej
 -Dobranoc.-odpowiadasz mu z cieniem uśmiechu, a on po chwili ciszy składa delikatny pocałunek na twoim policzku po czym opuszcza twoje mieszkanie. Przez chwilę stoisz jak wryta w ziemię nie potrafiąc za bardzo zebrać myśli. Dłuższą chwilę zajmuje ci przeanalizowanie tego, co stało się dosłownie chwilę temu. Nie wiesz czy aby na pewno dobrze postąpiłaś, ale odważyłaś się zrobić te pół kroku do przodu w relacjach z mężczyznami. Umiarkowanie zadowolona z tego właśnie faktu odpłynęłaś w krainę snów.
  Standardowo do kancelarii wpadłaś niemal równo z wybiciem godziny dziewiątej i nie zaznając ani sekundy wytchnienia, chcąc nie chcąc zostałaś rzucona w wir sterty akt leżących na twoim biurku i spotkań z klientami. Dopiero po dwunastej znalazłaś kilka minut by wypić w pośpiesznym tempie kawę zamieniając przy tym dosłownie kilka słów z Darią. Wtedy pognałaś do sądu z którego wyrwałaś się dopiero półtorej godziny później, po czym udałaś się na spotkanie, tym razem na neutralnym terenie bo w jednej z bełchatowskich kawiarni w której przywitała cię para przeraźliwie błękitnych oczu. 
 -Przejdziemy od razu do konkretów to szybciej nam pójdzie.-mówisz w jego kierunku po czym otwierasz notatnik- Kiedy dokładnie zaczęło się między wami dziać źle?
 -To było jakieś kilka miesięcy temu, chyba z siedem lub sześć.-kiwa głową jak gdyby potwierdzając samemu sobie- Zaczęło się od tego, że żona zaczęła mi wypominać późne powroty do domu z treningów czy meczy, oczywiście szukając w tym jakiegoś drugiego dna. Zaczęła przeszukiwać moje rzeczy, czytać moje smsy szukając jakiegokolwiek znaku zdrady. Oskarżać mnie o obojętność, chłód, nieokazywanie jej jakichkolwiek uczuć, o to, że przestałem w niej dostrzegać kobietę i traktuję ją tylko jak pokojówkę i opiekunkę do dziecka. Potem było co raz gorzej bo zaczynała mieć na tym punkcie jakąś obsesję. Po kilku tygodniach się uspokoiła, myślałem, że jej przeszło. Wtedy sama zaczęła się stroić, przesadnie dbać o wygląd, wychodzić gdzieś wieczorami zostawiając syna u naszych znajomych czy angażując w to swoich rodziców, gdy mnie nie było wtedy w domu. Sam wtedy zacząłem podejrzewać, że coś musi być na rzeczy bo nawet w trakcie naszego małżeństwa po prostu tego nie robiła. Kiedy spytałem ją wprost czy kogoś ma urządziła mi okropną awanturę, wpadła wręcz w furię, zaczęła mnie wyzywać i rzucać jakimiś chorymi oskarżeniami i kazała mi się wyprowadzić. 
 -Wyprowadziłeś się?-wtrącasz swoje pytanie
 -Nie.-kręci głową wzdychając- Wtedy sądziłem, że może jeszcze uda nam się jakoś to naprawić, chociażby ze względów na syna. Niestety było co raz gorzej, wylądowałem w pokoju gościnnym, a ona jak wychodziła wieczorami, tak robiła to dalej, czasem nawet i nie wracając do domu na noc. Mijaliśmy się tak dobrych kilka tygodni, aż do momentu, gdy oznajmiła mi, że chce rozwodu i to z mojej winy. Wyśmiałem ją bo tak naprawdę ona sama pogrążyła moje małżeństwo, ale oczywiście nie przyjęła tego do wiadomości wyliczając mi jakieś liczne, wyimaginowane kochanki i romanse. Kilka dni po tym jak się wyprowadziła, od jej przyjaciółki dowiedziałem się, że jest w ciąży. Oczywiście, nie ze mną.
 -Jeśli jest tak jak mówisz, to nie twoja żona nie ma żadnych podstaw żeby wygrać.-mówisz po chwili analizy- Jeśli faktycznie jest w ciąży, to sama się tym pogrążyła.
 -A co z opieką nad Olkiem?-pyta
 -Jeśli chodzi o tą sprawę to nie potrafię ci niczego obiecać. Tutaj szanse są podzielone, może i z delikatną przewagą twojej żony. Prowadzisz taki tryb życia, że jesteś w nieustannych rozjazdach, a sam fakt mocnej więzi może w tym wypadku nie pomóc. 
 -Czyli nie mam szans?-pyta zrezygnowany
 -Szanse są zawsze, jak duże to wyjdzie to w sądzie.-odpowiadasz mu
 -Dziękuję, że się zgodziłaś.
 -To moja praca.-wzruszasz ramionami- Z resztą podziękujesz mi jak wygramy.-dodajesz z nieco wymuszonym uśmiechem
 -Może.. spotkalibyśmy się na kawę? Pogadalibyśmy jak starzy, dobrzy znajomi.-mówi po chwili ciszy
 -Michał, ja nie wiem czy to jest dobry pomysł...-wzdychasz
 -Skoro po tylu latach los nas postawił sobie na drodze to to musi być okazja ku rozmowie. Proszę.
 -Jest sens do tego wracać?-pytasz wzdychając
 -Zależy mi na tej rozmowie, naprawdę.-mówi niemal błagalnym tonem
 -Dobrze.-przewracasz oczami doskonale wiedząc, że on nie da za wygraną- Kiedy?
 -Najbliższy wolny termin?
 -Chyba piątek.-odpowiadasz sprawdzając dla pewności w terminarzu na co przystaje twój rozmówca. Po kilku minutach musisz uciekać na kolejne spotkanie, co musisz przyznać jest dla ciebie pewnego rodzaju ulgą. Nie byłaś przekonana, co do tego czy aby na pewno chcesz do tego wracać. Rozdrapywać rany, których zagojenie zajęło ci dłuższy okres czasu. Otwierać powtórnie rozdział, który zamknęłaś na klucz, który wyrzuciłaś gdzieś za siebie. Podświadomie bałaś się tej rozmowy, ale z drugiej strony mogła ci ona pomóc uporządkować demony przeszłości, choć w małym stopniu. Zadręczanie się tym tematem odrzuciłaś jednak na dalszy plan, zajmując się ważniejszymi sprawami.
 -Jesteś wolna w piątek rozumiem?-pyta Daria, gdy wpada do twojego gabinetu
 -To zależy o której.-odpowiadasz jej
 -Szesnasta?
 -Nie bardzo.-kręcisz głową
 -Czy to jest to, o czym myślę?-uśmiecha się szeroko
 -A to zależy o czym myślisz.
 -Umówiłaś się z kimś?-dopytuje
 -Może i tak, ale nie w celach towarzyskich.-studzisz jej zapał
 -No chyba nie powiesz mi, że spotkanie zawodowe?-krzywi się
 -Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
 -Trudno się mówi.-wzrusza ramionami rozbawiona- Mów, co to za spotkanie?
 -Z przeszłością.-wzdychasz
 -Z przeszłością?-powtarza- Czekaj, czy chcesz powiedzieć, że spotykasz się z...
 -Dokładnie.-przerywasz jej
 -Jesteś pewna?
 -Nie.-kręcisz głową- Nalegał, więc nie miałam wyjścia. Poza tym, minęło już wiele czasu i chyba pora wyjaśnić kilka spraw.
 -Wiesz co Jago?-pyta nagle- Cieszę się, że oddałam ci tą sprawę.-uśmiecha się szeroko na co ty kręcisz tylko z niedowierzaniem głową, a ta opuszcza po chwili twoje królestwo i powtórnie zagłębiasz się w pracy. Po piętnastej odbierasz Anielę ze szkoły po czym podrzucasz ją na zajęcia dodatkowe w czasie których cierpliwie na nią czekasz. Po powrocie nie porywacie się na nic specjalnego, Aniela ginie w swoim królestwie zabawek i tym podobnych, a ty tego wieczora wyjątkowo nie pracujesz. Rozsiadasz się na kanapie i mimowolnie wracasz do wydarzeń kilka lat wstecz. Zastanawiasz się, co chciałabyś się dowiedzieć. Które pytania najbardziej cię trapiły przez ostatnie lata. Po chwili dochodzisz do wniosku, że jest takich pytań cała masa i gdybyś je spisała, wyszła by całkiem niezła książka. Jednak najbardziej chciałaś dostać odpowiedź na to jedno, najbardziej głupie ze wszystkich pytań świata. Dlaczego? Dlaczego to się stało? Tak, zdecydowanie to trapiło cię niemal każdego dnia.
 Tego wieczora nie było dane ci głębiej rozwodzić się nad tym problemem. Twoją głowę zajął dość niespodziewany gość w postaci Roberta, który wyraźnie powtórnie pragnął zdobyć twoją uwagę za wszelką cenę. Nie chciałaś dawać mu większych nadziei, tym bardziej sobie. Wyszłaś z założenie, że jeśli coś z tego ma być, to to do ciebie przyjdzie. Na chwilę obecną jednak sama nie byłaś tak do końca pewna, jakie uczucia w tobie wywoływał. Jeszcze kilka miesięcy temu byś odpowiedziała na to pytanie bez zbędnego wahania. Teraz twoje poglądy na pewne sprawy uległy dość widocznej zmianie. A już na pewno poglądy na relacje z mężczyznami. Wciąż byłaś dość ostrożna mając z tyłu głowy wydarzenia sprzed kilku lat, ale postanowiłaś, że nie będziesz się tak alienować i odgradzać murem od tego typu spraw. Musiałaś kiedyś zaryzykować, ale dopiero po uprzednim wybadaniu gruntu. W chwili obecnej czułaś się jakbyś stała na grzęzawisku, dlatego też nie popadłaś w przesadny hurraoptymizm związany z jego osobą. Wyszłaś z założenia, że co ma być, to będzie. W życiu przeszłaś już zbyt wiele, by cokolwiek było w stanie cię zadziwić.
 -Mamo, mogłabym mieć do ciebie prośbę?-pytasz rodzicielki, gdy wieczorem was odwiedza
 -Mam popilnować Anieli?
 -Może nie do końca, ale coś w ten deseń.-odpowiadasz jej- W piątek mam popołudniu spotkanie, a Aniela ma zajęcia. Mogłabyś ją zabrać?
 -Nie ma sprawy skarbie.-kiwa głową- Zawodowe czy prywatne?-pyta po chwili
 -Skąd ja wiedziałam, że mnie o to spytasz?-śmiejesz się
 -Wiesz co? Daje ci wolny weekend.-mówi nagle- Aniela słoneczko, co ty na to, że na weekend wpadasz do mnie, a mama zajmuje się sobą?
 -Jestem za!-krzyczy radośnie blondynka
 -Nie spytacie mnie nawet o zdanie?
 -I tak zostaniesz przegłosowana moja droga.-szczerzy się kobieta
 -I co ja niby mam ze sobą zrobić przez cały weekend?
 -Zająć się sobą.-puszcza ci oczko
 -Pójść na randkę!-wtrąca najmłodsza z pań, co wy kwitujecie śmiechem
 -Aniela, a skąd ty znasz takie słowo?
 -Z filmu.-mówi wyraźnie zadowolona
 -W takim wypadku nie pozostaje ci nic innego jak wykonanie naszych poleceń.-uśmiecha się twoja matka
 -I tak pewnie skończę pracując.
 -O nie!-niemal krzyczy- Masz zakaz jakiejkolwiek pracy. To czas dla ciebie, na pracę będziesz mieć potem go całą kupę na tygodniu.
 -A może ja nie chcę nigdzie wychodzić i wolałabym spędzić ten weekend spokojnie?
 -Możesz tak spędzić weekend, ale na pewno nie ten.-mówi triumfalnie
 -Dobra, ja już nic nie mówię, bo widzę, że i tak nic nie wskóram.-wzdychasz ciężko, dając za wygraną. Nie bardzo uśmiechał ci się ich pomysł, powiedziałabyś, że nawet wcale, ale jak się przekonałaś, żadne narzekania w tym wypadku nic nie dadzą. Musiałaś chyba po prostu dostosować się do ich poleceń.
 -Mamo?-pyta cię córka przy śniadaniu
 -Co skarbie?-spoglądasz na nią
 -Jesteś na mnie i babcię zła?
 -Dlaczego miałabym być na was zła?
 -No bo kazałyśmy ci zrobić coś, czego nie chciałaś.-mówi
 -Nie jestem zła.-kręcisz przecząco głową- Może macie rację i powinnam gdzieś wyjść?-unosisz delikatnie kąciki ust ku górze
 -Tylko nie idź nigdzie z panem Robertem.
 -Dlaczego?-pytasz zszokowana jej słowami
 -Bo nie jest fajny.-mówi po czym kończy śniadanie i znika z twojego pola widzenia pozostawiając cię w niemałym zdziwieniu. Nie spodziewałaś się takich słów, już na pewno nie od niej. Nie miałaś zielonego pojęcia skąd taki wniosek u dziecka, ale byłaś pewna, że musiała mieć ku temu jakieś podstawy, mniej lub bardziej sensowne. Nie byłaś przekonana czy ta niechęć wynikła z tego iż poczuła się zagrożona przez to, że będzie musiała dzielić się mamą, która zawsze była do jej dyspozycji, czy raczej coś innego? Liczyłaś, że niebawem się tego dowiesz. Na chwilę obecną po prostu zostawiłaś to pytanie w kolejce za kilkunastoma innymi na których wyjaśnienie prawdopodobnie przyszła po latach pora.

~*~
Winiar byłby zbyt prosty, mówiłam, często nie będzie tu prostych rozwiązań.
Rozdział iście przejściowy, dzieje się nie za wiele, także jednymi słowy bez szału. Nie wyrabiam z niczym, o bloggerze nawet nie wspominając, także wybaczcie mi jeśli nie dotarłam do Was, zrobię to w najbliższym czasie, słowo harcerza! Za dwa tygodnie troszkę mi się zwolni czasu, więc wtedy koniec z kilometrowymi zaległościami w czytaniu i komentowaniu, I promise
Jeszcze raz dziękuję za opinie, niezwykle przyjemnie czyta się Wasze słowa, naprawdę :)
Miłego wieczoru!

sobota, 22 listopada 2014

#deux.


  Przez chwilę unikasz jego spojrzenia szukając akt jego sprawy. Dopiero, gdy odnajdujesz zgubę w stercie innej papierkowej roboty i podnosisz wzrok ku górze dostrzegasz błękitne spojrzenie utkwione w twojej osobie. Uśmiechasz się jedynie delikatnie w jego kierunku i otwierasz teczkę uważnie przyglądając się sprawie. Nie masz zbyt wiele czasu na rekonesans, więc spoglądasz na najistotniejsze szczegóły po czym powtórnie przenosisz swą uwagę na Winiarskiego. 
 -Wiem, że raczej nie tak powinno się rozpocząć rozmowę po latach, ale to moja praca. Dlaczego rozwód?-pytasz dość obojętnie
 -Z zupełnie ludzkich powodów.-wzrusza ramionami- Brak uczucia, zdrada...-urywa
 -Ale to twoja żona o niego wniosła, prawda?-ciągniesz
 -Zgadza się.-przytakuje bez większych emocji
 -Zdradziłeś ją?-wyraźnie szokujesz go tym pytaniem- Przepraszam, ale muszę wiedzieć takie rzeczy.
 -W porządku.-kiwa głową- Zarzuca mi brak czasu z powodu ciągłych wyjazdów, zaniedbywanie jej i syna, jakieś wyimaginowane romanse i nieczułość.
 -I to wszystko jest...?
 -Nie do końca prawdą.-wzdycha przeczesując włosy palcami oczywiście nieprzerwanie cię obserwując
 -Wspomniałeś o zdradzie.-wtrącasz
 -Moja żona jest w ciąży.-mówi bez emocji
 -I rozumiem, że nie jesteś ojcem?-pytasz, a ona kiwa twierdząco głową. Wszystko to skrupulatnie notujesz przy okazji zaglądając do notatek sporządzonych przez twoją przyjaciółkę w tej sprawie.- Sprawa jest dopiero za tydzień, więc mamy jeszcze sporo czasu na ustalenie wszelkich zeznań i taktyki.-mówisz w jego kierunku na co on przytakuje głową. Spotkanie uznałaś za zakończone jednak on, ani myślał ruszyć się z miejsca. Siedział przez dłuższą chwilę w milczeniu wyraźnie bijąc się z myślami. 
 -Nie sądziłem, że się spotkamy i to  Bełchatowie.-mówi nagle
 -Świat jest mały.-odpowiadasz wzruszając ramionami
 -Dobrze wyglądasz.-unosi kąciki ust ku górze
 -Ty również niczego sobie.-odpowiadasz mu również uśmiechem- Prócz tego, że się rozwodzisz, co słychać?
 -Co może być u mnie słychać? Gram, zwiedzam świat, standard.-odpowiada- A u ciebie? Widzę spełniłaś swoje marzenie i jesteś szanowaną panią adwokat.-uśmiecha się absolutnie uroczo
 -Nie powiem, to mi się udało.-przytakujesz mu- Poza tym nic ciekawego, masa pracy. Szara codzienność.
 -Długo tu mieszkasz?
 -Od sześciu lat.-odpowiadasz mu 
 -I naprawdę nigdy się nie spotkaliśmy?-kręci głową z niedowierzaniem
 -Zgaduję w takim razie, że grasz w Bełchatowie.
 -Dokładnie.-przytakuje- Od naszego ostatniego spotkania trochę minęło.
 -Kilka ładnych lat, nie powiem.-kiwasz głową, a wtedy między wami zapada nieprzyzwoita cisza. Uciekasz wzrokiem od jego spojrzenia, a gdy widzisz godzinę jaką wskazuje zegarek o mało nie zrywasz się na równe nogi. 
 -Przepraszam cię, ale jestem spóźniona.-rzucasz w jego kierunku, a on kiwa tylko ze zrozumieniem głową po czym wstaje z miejsca.- Nasza sekretarka da znać o kolejnym spotkaniu.
 -W zasadzie ja też muszę lecieć, moja kolej żeby zabrać syna ze szkoły.-wtrąca po czym podajesz mu dłoń. Dość szybko zabierasz swoją dłoń z jego uścisku bo jego dotyk pomimo upływu lat wciąż powodował dreszcze. Uśmiechasz się jedynie do niego po czym niemal równocześnie opuszczacie pomieszczenie oraz budynek. Wsiadasz do auta po czym jak wariatka pędzisz w kierunku szkoły mając nadzieję, że nie zostaniesz złapana przez policję za zbyt szybką jazdę. Gdy wpadasz do budynku szkoły zastajesz pustą salę lekcyjną, więc udajesz się w kierunku szkolnej świetlicy. Przepraszasz Anielę za spóźnienie wkupując się w jej łaski wypadem do jej ulubionej cukierni. Jak to miała w zwyczaju zdała ci szczegółową relację ze szkolnego dnia. Dopiero gdy wychodzicie z szatni twój wzrok powtórnie przykuwa ten sam blondwłosy chłopczyk. Wtedy twoja zagadka zostaje wyjaśniona w całości. U jego boku widzisz dwumetrowego szatyna. Dokładnie tego samego, który przed kilkunastoma minutami siedział w twoim gabinecie i opowiadał o swoim małżeństwie, które chyli się ku końcowi. Gdy na niego patrzyłaś niczym nie przypominał tego przygaszonego faceta, którym był przed momentem. Na jego twarzy widniał uśmiech, choć doskonale widziałaś, że jest on delikatnie wymuszony. Widziałaś z jaką czułością spogląda na syna. W tej właśnie chwili przez swoją nieuwagę dostrzegasz fakt iż cię zauważył. Pewnie stałabyś tam w ciągu dalszym gdyby nie ponaglająca cię córka.Jak kompletny tchórz odwróciłaś wzrok i jak gdyby nigdy nic wyszłaś za Anielą z budynku. W drodze powrotnej do domu spełniasz daną obietnicę i wpadacie do cukierni z której wychodzicie obładowane różnorakimi słodkościami i w pełni zadowolone powracacie do domu. Potem kolejność wykonywanych przez was czynności nie odbiega od dni poprzednich. Zajmujecie się swoimi sprawami w postaci drobnej papierkowej roboty i pracy domowej, spędzacie trochę czasu razem przeznaczając go na gry wybrane przez twoją córkę. Wieczorem, gdy Aniela odpływa w krainę snu nieoczekiwanie twój spokój zakłóca dzwonek do drzwi. Tak jak się spodziewałaś Daria wpadła ze swoją częścią zapłaty za dzisiejszą przysługę.
 -Przeżyłaś to spotkanie?-pyta
 -Dlaczego miałam nie przeżyć?-wzruszasz ramionami po czym rozlewasz czerwony napój do uprzednio przyniesionych kieliszków
 -Przystojny, co?-uśmiecha się lubieżnie
 -Nie masz przypadkiem męża?
 -A mogłabyś mi tak łaskawie nie odpowiadać pytaniem na pytanie?-pokazuje ci język- Gdybym nie miała męża chętnie bym poznała nieco bliżej tego pana. Nie mów, że ty nie?
 -Ale masz.-wytykasz jej- Raczej nie.
 -Czy ty chcesz mi coś powiedzieć?-świdruje cię spojrzeniem
 -To zależy.
 -Kurde Jaguś, mów i to prędko!-ożywia się
 -Nie mam chęci poznawać go bliżej bo.. bo kiedyś się znaliśmy i to dość dobrze.-mówisz niepewnie spoglądając na przyjaciółkę
 -Nie rozumiem.-kręci przecząco głową, jednak po chwili dodaje- Bydgoszcz?
 -Bydgoszcz.-przygryzasz wargę
 -Nie no, ja to chyba się muszę napić czegoś mocniejszego w takim wypadku.-mówi, a ty zdecydowanie popierasz jej propozycje i w ruch idą nieco mocniejsze trunki. W tej chwili mogłaś dziękować temu na górze za to, że postawił na twojej drodze te kilka lat temu Darię. I to między innymi zamierzałaś opijać tegoż wieczoru.
  Kolejne dni nie były w zasadzie niczym wyjątkowym. Swoje dni wciąż dzieliłaś między pracę, dom i Anielę, która wyjątkowo potrzebowała ostatnimi dniami twojej uwagi z racji rozpoczętej przygody ze sportem, w tym wypadku z karate. Co za tym szło po pracy na złamanie karku gnałaś po nią do szkoły lub do mamy i niemal od razu goniłyście na zajęcia dodatkowe. Wasz wspólny czas zdecydowanie się ograniczył, ale nadrabiałyście w weekendy. Organizowałaś Anieli najróżniejsze z możliwych atrakcji, od spontanicznych wypadów do różnych parków rozrywek, co jest istnym rajem dla dzieci, po zwykłe sobotnie spacery. Tej soboty właśnie wybrałyście tę ostatnią opcję. Spacerowałyście po uliczkach bełchatowskiego parku do chwili aż twoja córka zupełnie niespodziewanie cię wyprzedziła i pognała przed siebie prosto na plac zabaw. Nie pozostało ci nic innego jak podążyć za nią i zająć ławeczkę nieopodal i kątem oka bacznie obserwują jej poczynania. Bez większych perspektyw na jakieś ciekawsze zajęcie wyciągasz kolorowe czasopismo i je przeglądasz oczywiście od czasu do czasu spoglądając w kierunku córki, która znalazła sobie towarzystwo do zabawy. Dopiero po chwili zauważasz, że znasz jej towarzyszy, a tym bardziej jednego z nich. Może nie konkretnie jego, ale już na pewno jeden z jego rodziców. I właśnie jego dostrzegasz po chwili nieopodal. Posyła w twoim kierunku delikatny uśmiech, na co ty odpowiadasz tym samym i powtórnie zagłębiasz się w lekturze nie zawracając sobie głowy. Dopiero po dłuższej chwili przybiega do ciebie twoja pociecha oznajmująca iż ma dosyć zabaw na dziś, co musisz przyznać przyjęłaś z ulgą.
 -Mamo!-woła cię Aniela, gdy jesteście już w domu
 -Co skarbie?-pytasz
 -Znasz tatę Olka?-pyta zupełnie niespodziewanie
 -Dlaczego pytasz?
 -Bo on tak mówił. To prawda?
 -Prawda kochanie.-przeczesujesz dłonią jej włosy
 -Skąd?
 -Chodziliśmy kiedyś razem.. do szkoły.-mówisz wymuszając uśmiech, co jest satysfakcjonującą odpowiedzią dla Anieli bo ku twojej uciesze, nie ciągnie dalej tego tematu. Tradycyjnie już też nie daje ci chwili wytchnienia domagając się usilnie twojej uwagi. Gdy twój mały aniołek usypia tobie również nie pozostaje nic innego po całym dniu aktywności. Dnia następnego odwiedza was twoja mama z którą wybieracie się na rodzinną przejażdżkę rowerową w babskim gronie. Korzystając z dobrej pogody urządzacie sobie mały piknik, który spotyka się z ogromną aprobatą Anieli. Ta po skonsumowaniu paru ciastek jak to dziecko, rozpierana energią poszła dać jej upust.
 -Wszystko w porządku skarbie?-pyta twoja mama, która od dłuższej chwili gorliwie ci się przyglądała
 -A co miało być nie tak mamo?-uśmiechasz się
 -Kiedy ostatnio byłaś na rance Jaguś?
 -Wiedziałam, że o to spytasz.-kręcisz głową- Kilka tygodni temu i to był błąd, że dałam się namówić Darii bo gość jest żonaty i ma dwójkę dzieci.-wzdychasz odwracając wzrok w kierunku córki
 -A co z tym z którym się spotykałaś wcześniej? Przecież to trwało dłuższą chwilę.-dociekała
 -Owszem, Robert był fajnym facetem.-przytakujesz jej- Nie mogę zapominać, że mam dziecko, tak samo jak on. Bo nie szukam tylko faceta dla siebie, ale i też kogoś kogo Aniela będzie w stanie zaakceptować i poniekąd będzie dla niej ojcem. A on.. po prostu nie był do tego gotowy.
 -Pojawia się też pytanie, czy ty byłaś do tego gotowa?
 -Nie wiem.-wzrusza bezradnie ramionami- Wydawało mi się, że tak.-odpowiadasz nieco ciszej
 -Wiem, że to będzie dość brutalne co zaraz powiem, ale musisz zostawić za sobą to co było. Pamiętam jak mocno przeżyłaś to, co się wtedy stało, ale nie możesz się bać zaangażować. Bez ryzyka w życiu, nie ma zabawy. Nie zyskasz nic w ten sposób i musisz być tego świadoma.
 -Wiem to, ale nie potrafię nic poradzić na to, że się po prostu boję.
 -Pierwszy krok jest zawsze najtrudniejszy, ale musisz go kiedyś wreszcie zrobić.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze- Zbyt wiele w życiu już się wycierpiałaś, zasługujesz na szczęście jak nikt inny skarbie, uwierz to wreszcie.
  Te kilka godzin spędzonych na świeżym powietrzu zdecydowanie dobrze wam zrobiło. Szczerze mówiąc nie bardzo chciałyście wracać do cywilizacji, ale na horyzoncie widniał zbliżający się co raz to większym krokami poniedziałek, a co za tym szło, kolejne szaleńcze pięć dni w pracy. Wcale nie dziwiłaś się Anieli iż niemal od razu zasnęła, sama miałaś nie mniejszą ochotę na takie właśnie działania. Niestety, nie było ci dane tego dokonać, gdyż u twoich drzwi stał dość niespodziewany gość. Bo gdy otworzyłaś drzwi stałaś w miejscu zupełnie zaskoczona wizytą, a już tym bardziej samym gościem.
 -Co tu robisz?-wreszcie przytomniejesz
 -Aniela śpi?-pyta ze stoickim spokojem na co odpowiadasz mu twierdzącym skinieniem głowy- Masz chwilę żeby porozmawiać?
 -To zależy.-mówisz chłodno
 -Proszę, pięć minut.
 -Dobrze.-odpowiadasz mu niepewnie zapraszając go do środka. Przełykasz głośno ślinę. Absolutnie nie wiesz czego się spodziewać po tej rozmowie, ale jesteś pewna jednej rzeczy. Jesteś niemal przekonana o jego zamiarach. Nie mogły być inne, aniżeli sobie wyobrażałaś.


~*~
Witam ponowie. Co do rozdziału nie mam zbyt wiele do dodania, może poza tym iż doszło do "rozmowy" pomiędzy główną bohaterką, a jej "przeszłością". Wiem, że uwielbiacie jak kończę w takich momentach, taka już moja natura. Od razu dodam, w tym opowiadaniu mało co, będzie takie jakie się wydaje. Przewidzieć będzie ciężko, to tylko drobna sugestia.
Dziękuję za te wszystkie opinie pod poprzednimi rozdziałami, kamień spadł z serca, że powyższy tekst nie jest wcale taki zły jak mi się czasem wydaje.
Addio ragazze!

niedziela, 16 listopada 2014

#un.

  
  Tak jak i niemal każdego powszedniego dnia twój dzień zaczyna się od iście znienawidzonego dźwięku budzika zwiastującego godzinę szóstą minut czterdzieści pięć. Jak co dzień niechętnie zwlekasz swoje ciało z błogiego łoża po przespaniu po raz kolejny zaledwie pięciu godzin. Przeciągasz się leniwie po czym odsłaniasz rolety z okien, a do wnętrza wpadają niemrawe przebłyski słońca zwiastujące nastanie
kolejnego dnia. Robisz sobie kawę po zabierasz się za przyrządzenie śniadania. Po kilku jakże ekspresowych minutach śniadaniowania okraszonych rzutem oka na poranną prasę pędzisz obudzić swojego małego aniołka oraz przygotować odpowiednie stylizacje zarówno dla siebie jak i dla Anieli. Jak na kilkuletnie dziecko musiałaś przyznać iż twoja mała blondyneczka była niezwykle zorganizowaną osóbką, dość sprawnie uporała się z przyrządzonym śniadaniem i po pięciu minutach zwarta i gotowa czekała na poprawki fryzjerskie. Wedle jej upodobań zaplotłaś jej warkocz, a sama pobiegłaś do łazienki. Nałożyłaś makijaż tuszujący delikatnie podkrążone oczy i wszelakie niedoskonałości twojej cery. Włożyłaś dopasowaną brązową spódnicę w kolan oraz błękitną koszulę całość kwitując ulubionym zapachem perfum. Zbierając po drodze wszelkie papiery i inne potrzebne rzeczy opuściłyście mieszkanie standardowo o pięć minut za późno. Gnałaś jak szalona po bełchatowskich ulicach na ulicę Chrobrego. Podrzuciłaś Anielę do swojej mamy, która jak przykładna babcia zaprowadzała wnusię do szkoły i rozpieszczała ją do granic wszelakich możliwości. Sama pośpiesznie zmierzałaś w kierunku odrestaurowanej kamienicy na ulicy Pabianickiej. Po standardowych kilku minutach w korku dotarłaś do pracy niemal o czasie biegnąc niemal na złamanie karku prawie potykając się o własne nogi. Wchodząc do kancelarii obładowana cała stertą akt na dzień dobry otrzymałaś co najmniej drugie tyle po czym zaszyłaś się we własnych czterech ścianach. Po półtorej godziny ślęczenia nad sprawą klienta oskarżonego o oszustwa finansowe pognałaś na kolejne spotkanie tym razem dotyczące zniesławienia twojej klientki. Biegałaś tak od spotkania na spotkanie aż do godziny trzynastej z minutami. 
 -Superman w spódnicy.-śmieje się Daria, gdy spotykacie się w aneksie kuchennym waszej kancelarii
 -Czym sobie zasłużyłam na tak zaszczytny tytuł?-unosisz brwi ku górze w geście zdziwienia dopijając już na wpół zimną kawę
 -Bo dalej nie wiem jak to robisz, że mając tysiąc różnych spraw na głowie masz jeszcze czas dla własnego dziecka czy siebie.-śmieje się
 -Nie byłabym tego taka pewna.
 -Ja siedzę tutaj dwadzieścia cztery na dobę i powoli przestaję pamiętać jak wygląda mój mąż.-kręci głową rozbawiona
 -Zatrudnijmy kogoś bo zwariujemy obydwie.-odpowiadasz przyjaciółce
 -Chętnie moja droga!-przytakuje- A jak tam sprawy z tym przystojniakiem od finansów?-uśmiecha się
 -Marnie.-wzruszasz obojętnie ramionami- Żona, dwójka dzieci i te sprawy.
 -Kretyn.-wzdycha- Mimo wszystko sądzę, że przydałby ci się ktoś kochanie.
 -Mówisz dokładnie tak jak moja mama i Aniela.-chichoczesz
 -Taka prawda!-wtrąca- Zarządzam iż od jutra pracujemy maksymalnie do godziny szesnastej, ani minuty dłużej, a tobie szukamy jakiegoś towarzysza.
 -Nie mam na to czasu Dar.-mówisz bez większego entuzjazmu
 -To trzeba go znaleźć.-odpowiada stanowczo, a ty jedynie przewracasz oczami i wywołana przez waszą sekretarkę udajesz się na kolejne już tego dnia spotkanie z klientem. Po ponad czterdziestu minutach mało sensownej rozmowy udajesz się do sądu na rozprawę. Budynek ten opuszczasz dopiero po piętnastej po czym na łeb na szyję gnasz w kierunku szkoły do której uczęszczała twoja córka. Wzrokiem odnajdujesz swoją mamę, która karci cię wzrokiem za spóźnienie po czym zajmujesz się oglądaniem przedstawienia jakie prezentuje zerówka Anieli. Po przedstawieniu gratulujesz swojej pociesze wspaniałego występu, w końcu zagrała główną rolę przed którą się tak stresowała i uciekasz powtórnie do kancelarii. Nie musisz martwić się o córkę bo dzisiejszego dnia twoja mama przejmowała ją na noc, więc mogłaś w spokoju popracować do późnych godzin wieczornych. W spokoju mogłaś popracować nad prowadzonymi przez siebie sprawami bez zbędnego pośpiechu czy przerwami w postaci pytań Anieli kiedy skończysz. Nie wiesz nawet kiedy za oknem robi się zupełnie ciemno, a zegarek wybija godzinę dziewiętnastą z minutami. Kompletnie zmarnowana dniem w pracy zabierasz standardowo pokaźny plik dokumentów ze sobą do domu uprzednio sprawdzając swój jutrzejszy harmonogram dnia. Po zjedzeniu szybkiej kolacji dajesz wyciągnąć się koleżankom na małe szaleństwa. Musiałaś przyznać, że brakowało ci odrobiny urozmaicenia w swoim monotonnym planie dnia. Potrzebowałaś też szczypty szaleństwa. Szczerze powiedziawszy nie pamiętałaś już kiedy ostatnio byłaś na jakiejkolwiek imprezie. Pewnie jeszcze za czasów wczesnostudenckich. Musiałaś zdecydowanie przyznać, że wyszalałaś się za wszystkie czasy. Oczywiście to wszystko z umiarem, miałaś przecież nazajutrz o poranku stawić się w pracy, a i tak zdecydowanie zbyt mało czasu poświęcałaś na regenerację wymęczonego zawrotnym trybem życia organizmu. Przynajmniej nie miałaś zbyt wielu okazji do myślenia i analizowania przeszłości spowijającej często sen z powiek. 
Kolejny dzień był tylko powieleniem kolejnego ze schematów jakie wypracowałaś przez ostatnie miesiące, jak nie lata. Pobudka, śniadanie, ubranie i makijaż po czym wyścig z czasem do pracy. Tam tradycyjnie cała masa papierów, akt, dokumentów w sprawach, kolejne spotkania z klientami, nowe okoliczności w sprawach, nowi świadkowie i tym podobne to był twój chleb powszedni. Momentami wydawało ci się, że ta praca cię nuży, aczkolwiek musiałaś przyznać, że na brak atrakcji narzekać nie mogłaś. Nie było dnia by nie trafił się ktoś, delikatnie mówiąc o braku zdrowego rozsądku chcący sądzić się o to, co według niego mu się należało. Tego dnia jednak, wedle zaleceń twojej przyjaciółki, a zarazem wspólniczki opuściłaś swoje miejsce pracy dość wcześnie bo już o godzinie piętnastej z minutami, po czym odpaliłaś silnik swojego ukochanego auta i skierowałaś się ku jednej z bełchatowskich podstawówek. Gdy weszłaś do budynku o mało co nie zostałaś staranowana przez ciemnowłosą kobietę będącą wyraźnie nie w sosie. Niemal ciągnęła za sobą dość uroczego blondynka na którego twarzy również widniał grymas. Przystanęłaś na chwilę w miejscu. Widziałaś twarz kobiety przez zaledwie ułamek sekundy, ale miałaś dziwne wrażenie, że skąd ją znałaś. Wydawało ci się, że twój umysł płata ci figle, ale byłaś niema pewna, że kiedyś ją już widziałaś i bynajmniej nie była to szkoła. Ocknęłaś się dopiero, gdy rozbrzmiał dźwięk dzwonka oznajmującego początek kolejnej lekcji. Nie zaprzątając sobie w chwili obecnej głowy udałaś się w kierunku sali numer dwadzieścia siedem. Aniela jak zwykle dość żywiołowo opowiadała ci o dniu spędzonym w szkole przy okazji wspominając, że wygrała konkurs plastyczny i dostała nowy zestaw kredek do tworzenia kolejnych dzieł. Po drodze jak to miałyście w zwyczaju wstąpiłyście na drobne zakupy, które zakończyły się wózkiem załadowanym niemal pod sam sufit przeróżnymi produktami, tymi mniej i bardziej potrzebnymi. Po zjedzeniu obiadokolacji zabrałyście się za wspólne pieczenie, co było waszą co czwartkową tradycją. Tym razem padło na muffiny z dodatkiem kinder bueno. Jak zwykle miałyście przy tym dobry ubaw, a także standardowo wasze wypieki wyszły nie tylko smakowicie, ale i wyglądały nieziemsko. Po tych drobnych szaleństwach pomogłaś Anieli w odrobieniu lekcji, a po obejrzeniu wybranej przez niej bajki miałaś chwilę dla siebie. Wtedy powtórnie wróciła do ciebie myśl. Skąd mogłaś znać tą kobietę? Koleżanka ze studiów? Mało prawdopodobne, kojarzyłabyś ją ze środowiska prawniczego. Matka kolegi Anieli ze szkoły? Musiałbyś ją znać chociażby z widzenia. Nie mogła ci być zupełnie obca, inaczej to nie dawałoby ci powodu do zastanowienia. Wtedy właśnie w przypływie chwili sięgnęłaś do starego pudełka z fotografiami w celu odnalezienia odpowiedzi na trapiące cię pytanie. Czy je znalazłaś? Skądże. Nie mogłaś w tamtej chwili wiedzieć, że mimo wszystko to był dobry trop.
 -Kto to?-pytasz córki, gdy ta macha do blondwłosego chłopca, którego wczoraj widziałaś z tajemniczą znajomą
 -Mój kolega Olek.-mówi pogodnie dziewczynka
 -Chodzi z tobą do klasy?-marszczysz brwi
 -Nie.-kręci przecząco głową- Jest rok starszy.
 -To w takim razie skąd go znasz?-dopytujesz
 -Graliśmy razem w ostatnim przedstawieniu.
 -A to nie miało być przypadkiem tylko dla zerówki?
 -Miało, ale połowa klasy się rozchorowała na ospę i pani musiała znaleźć kogoś innego.-wyjaśnia, a ty wciąż wiesz mniej aniżeli byś chciała.
 -Wiesz jak ma na nazwisko?
 -Nie pamiętam.-wzrusza ramionami po czym daj ci soczystego buziaka w policzek i gna do swojej sali. Nie pozostaje ci nic innego jak wyruszyć do pracy z nadzieją, że nie spotkasz korków i nie spóźnisz się przez to na spotkanie. Ku twojemu wielkiemu zaskoczeniu nie spotykasz żadnych przeszkód na drodze i w pracy jesteś wyjątkowo przed czasem. Porządkujesz papiery zalegające sterami na twoim biurku i przeglądasz maile. Przez kilka minut korzystasz ze spokoju jaki panuje w całym pomieszczeniu. Dopiero po godzinie dziewiątej zabawa zaczyna się na dobre. Powtórnie wpadasz w wir spotkań i papierkowej pracy, gonitw na rozprawy do sądu, w wolnych chwilach wraz z Darią przesłuchując kandydatów do pracy w waszej kancelarii. 
 -Jagoda kochanie, śpieszy ci się gdzieś dzisiaj?-słyszysz pytanie swojej przyjaciółki
 -A jak sądzisz?-śmiejesz się
 -Sądzę, że pewnie zabierasz dzisiaj Anielę ze szkoły?
 -Bingo moja droga.-odpowiadasz jej
 -A mogłabym mieć do ciebie maleńką prośbę?-pyta
 -Słucham.
 -Czy byłabyś tak wspaniała przyjaciółką i wzięłabyś za mnie jedną sprawę?
 -O matko Daria, ja i tak mam już dwukrotnie przekroczony limit.-marudzisz
 -Proszę cię, wezmę w zamia za ciebie dwie, a nawet trzy sprawy! Mogą być najbardziej paskudne na świecie, ale błagam cię dobra kobieto, zrób to dla mnie.
 -Masz kosmetyczkę?-pytasz ze śmiechem
 -Nie.-kręci głową rozbawiona- Rodzice wpadają na kolacje, a wolę Rafałowi nie zostawiać gotowania bo wylądujemy wszyscy w szpitalu z ciężkim zatruciem pokarmowym, a co za tym idzie, będziesz mieć jeszcze więcej roboty.
 -W takim razie chyba nie mam najmniejszego wyjścia.-mówisz udając zmartwioną jednak po chwili nie wytrzymujesz i dodajesz z uśmiechem- No więc, co to za sprawa? Zniesławienie, bójka, kradzież, nieuprawione zwolnienie z pracy?
 -Pudło pani adwokat.-mówi przyjaciółka- Najzwyczajniejsza w świecie sprawa rozwodowa.
 -Sprawa rozwodowa?-powtarzasz
 -Ja wiem, że nie lubisz takich rzeczy i z reguły ich nie bierzesz, ale proszę cię bardzo ładnie. Zrób wyjątek dla mnie.-uśmiecha się w twoim kierunku niemal błagalnie
 -Wisisz mi za to butelkę dobrego wina i dwie moje sprawy.-odpowiadasz jej stanowczo na co ona kiwa potulnie głową i ściska cię w ramach podzięki. Po chwili słyszysz jedynie dźwięk zamykanych drzwi, a na twoim biurku lądują akta tej właśnie sprawy. Nie bardzo mając czas na nie, zabierasz się za swoją pracę. Jak zwykle kompletnie cię to pochłania i nie orientujesz się nawet kiedy na zegarku widnieje godzina czternasta trzydzieści dwie. Krzątasz się po swoim gabinecie w poszukiwaniu kodeksu pracy potrzebnego ci przy jednej ze spraw, gdy słyszysz dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili rozmowę. Nie przysłuchujesz się jej ze specjalnie dużą uwagą, ale wydaje ci się, że skądś znasz ten męski głos.
 -Jak to jej nie ma?-daje się słyszeć wyraźne zdziwienie w głosie delikwenta
 -Kazała pana serdecznie przeprosić, ale sprawy prywatne zmusiły ją do wcześniejszego opuszczenia kancelarii, ale w ramach rekompensaty pańską sprawą zajmie się wspólniczka pani Filipowicz, pani Majewska. 
 -Muszę się na to zgodzić?-dopytuje, a ty wtedy nie wytrzymujesz i opuszczasz swoje wrota. Gdy widzisz owego mężczyznę niemal zastygasz w bezruchu. Nie wierzysz w to, co właśnie widzisz, a raczej w to, kogo widzisz. Masz ochotę się uszczypnąć bo wydaje ci się, że śnisz. Czy to był naprawdę on? Czy to możliwe by był to właśnie on? Mogłabyś przecierać wtedy ze zdumienia oczy co najmniej setki razy, a on wciąż by tam stał. Ten sam mężczyzna o tak samo intensywnie niebieskich oczach, tym samym kilku dniowym zaroście dodającym mu drapieżności o tej samej urzekającej urodzie, ale zdecydowanie bardziej mężny.
 -Jagoda?-wypowiada wreszcie z siebie w nie mniejszym szoku niż ty
 -Michał.-odpowiadasz mu beznamiętnie wpatrując się w jego kierunku. W jednej sekundzie w twojej głowie pojawia się okropna pustka. Nie masz zielonego pojęcia co robić, powiedzieć. Po prostu stoisz tam jak osłupiała i wpatrujesz się w tego wydawać się mogło zbyt perfekcyjnego mężczyznę.
 -To jak panie Winiarski, umówić pana jednak z panią Filipowicz?-wtrąca sekretarka
 -Nie.-kręci głową- W porządku.-dodaje z cieniem uśmiechu skierowanym w kierunku kobiety, a ty korzystając z resztek przytomności umysłu zapraszasz go do swojego gabinetu nie bardzo wiedząc czego się spodziewać po tej rozmowie..


~*~
 Lubię być słowna, minął tydzień, więc i pojawiam się powtórnie z czymś nowym. Wraz z tym rozdziałem pojawia się kilka nowych wątków, w tym główny, jeśli chodzi o znajomość głównej bohaterki i przyjmującego. Nie będę Was zanudzać dłużej bo padam ze zmęczenia po meczu, opinię zostawiam w waszych rękach.
Wszelakie opinie mile widziane.
Trzymajcie się,
wingspiker.

piątek, 7 listopada 2014

#prologue.


  Życie jest jak książka. Każdy z nas codziennie pisze jej nowy rozdział głosi cytat, który powiesiłaś sobie nad biurkiem wraz z innymi mniej lub bardziej istotnymi życiowymi poradami czy terminami spotkań o których musisz pamiętać. Sentencja wedle której Twoja życiowa książka od dobrych kilku miesięcy jest niemal tej samej treści. Każda jej kolejna strona jest niemal taka sama. Niemal dzień w dzień, gdy tylko otwierasz oczy rozpoczynasz ten sam codzienny schemat czynności. W kółko to samo, bez żadnego wyjątku i żadnej awangardy. Jedna czynność po drugiej. I tak aż do znużenia. Gdyby nie data, z całą pewnością stwierdziłabyś, że znalazłaś się w środku jakiegoś błędnego koła czy marnej komedii. Chociaż może się w nim znalazłaś? To z całą pewnością kwestia do rozważania na najbliższym spotkaniu rozsądku z desperacją, czyli wolnymi pięcioma minutami między kolejnymi rutynowymi czynnościami dnia powszedniego. Takie były objawy powolnego doprowadzania się do szaleństwa własnym życiem, które było zdecydowanie dalekie od ideału czy stereotypowych żywotów bohaterów znanych seriali, z pozoru takich samych jak my. Gdyby była taka opcja to chętnie nigdy byś nie dorosła, bo to życie o jakim marzy się kiedy się jest dzieckiem nie przypomina wcale tego jakie się faktycznie wiedzie. Dorosłe życie to nie bajka, w zasadzie trudno znaleźć wspólne wątki. Tak właśnie twierdziłaś Ty. Dwudziestosiedmioletnia kobieta. Mogłoby się wydawać spełniona zawodowo jak i prywatnie, choć może tu tylko w pewnym stopniu. Twoje życie nie było tak idealne, jak kiedyś sobie wyobrażałaś. To wszystko nie tak miało się potoczyć. Miało być zupełnie inaczej. Miał być happy end, a tymczasem boleśnie przekonałaś się o potędze okrutnej fortuny i to dwukrotnie w czasie swojego bytowania. I jedyne co teraz mogłaś robić to wieczorami analizować wszystko to, co cię spotkało. Analizować i zastanawiać się gdzie popełniłaś błąd. Które słowo czy czyn zaważyły nad tym gdzie teraz właśnie jesteś. A gdzie jesteś? Siedzisz na zimnych płytkach balkonu i spoglądasz w dal na spowite mrokiem bełchatowskie ulice. Zaczynasz delikatnie dygotać z zimna, ale nie przeszkadza ci to w dalszym rozmyślaniu i zaciąganiu się papierosem, choć damie to nie wypada i zwykle tego nie robisz. Po prostu daje ci to odskocznie i choć kilka sekund ucieczki od problemów życia codziennego. Co by się nie działo, niemal każdego wieczora wracasz do tamtych chwil. Wiesz, że teraz możesz jedynie gdybać i zastanawiać się, co stałoby się gdybyś dokonała wtedy innych wyborów. Czy byłabyś w podobnym miejscu w którym jesteś dzisiaj? A może byłabyś właśnie w o wiele lepszym etapie swojego życia? To zwykłe ludzkie gdybanie i zastanawianie się, w obecnej chwili nie warte nic. Czasu przecież nie można cofnąć i doskonale o tym wiesz. Musisz po prostu znaleźć jak najlepszy sposób by cieszyć się z tego co masz i by iść dumnie do przodu. Bo nawet pomimo faktu iż masz poczucie, że czegoś w twoim życiu brakuje i z uporem człowieka psychicznie chorego wciąż wracasz do tamtych chwil swojego życia, to masz przecież rzeczy i ludzi wokół siebie, którzy dają ci szczęście i powody do zadowolenia. Miałaś dla kogo żyć. Może nie byłaś w tym stopniu desperacji, że myślałaś o targnięciu się na własne życie, ale popadałaś ostatnimi czasy w chandrę i jesienną depresję. Z ogromnym trudem przychodziło ci uniesienie kącików ust ku górze, nie wspominając już nawet o szczerym śmiechu. Można powiedzieć, że Twoje własne życie cię przytłoczyło i sprowadziło do parteru. A co gorsze, ty dałaś mu ku temu absolutne przyzwolenie bez większych perspektyw na podniesienie się. Sama wybrałaś takie życie. To był tylko i wyłącznie twój wybór. Nie mogłaś nikogo o to obwiniać. Byłaś panią własnego życia. Miałaś własny rozum i posiadałaś zdolność do podejmowania decyzji. Nawet tych najmniej rozsądnych. A właśnie taką wydawało ci się pewnym momentami twoje własne życie. Potrzebowałaś impulsu. Osoby, która pomoże ci wyjść z tego dołka, który sama sobie wykopałaś i w którym całkiem nieźle zdążyłaś się okopać. Kogoś kto potrafił rozgryźć cię w ułamku sekundy i czytać z ciebie jak z otwartej księgi nawet pomimo faktu, że byłaś dobrą aktorką i wszelkie utrapienia siedziały głęboko schowane w twoim wnętrzu. A takich osób nie było dużo. W zasadzie była jedna. No może góra dwie. Bo nie licząc matki, tylko unikat potrafił cię tak szybko rozszyfrować, innym zajmowały to całe wieki lub też tego nie robili nie szukając sobie problemów tam, gdzie ich nie było. Bo tylko on to potrafił. On i może jeszcze jedna dość ważna osoba w twoim życiu. Dwie osoby, które choć się nie znały, miały ze sobą ogromnie wiele wspólnego, przynajmniej z twojej perspektywy. Obydwie były dla ciebie piekielnie ważne. Tak samo dawały ci poczucie bezpieczeństwa i spełnienia. To dla nich gotowa byłaś wskoczyć w ogień. To z nimi mogłaś przenosić góry. I niestety obydwie zupełnie niespodziewanie i nagle zniknęły z twojego życia pozostawiając cię z ogromnym bólem rozdzierającym wewnętrzne organy. Po prostu zniknęły. Dlaczego? Sama chciałabyś to wiedzieć.
   Minęły lata, a ty wciąż nie otrzymałaś odpowiedzi. Nie prosisz przecież o wiele, chcesz znać tą jedną, jedyną odpowiedź na pytanie nurtujące cię od kilku lat. Chcesz po prostu poznać prawdę. Przyczynę swoich cierpień.
 -Mamusiu.-słyszysz cichy głosik dobiegający z wnętrza mieszkania i niemal w jednej chwili podnosisz się z zimnych balkonowych kafli. Ocierasz słone łzy, które nie wiedzieć kiedy spłynęły po twoim porcelanowym policzku i opuszczasz miejsce swoich rozważań. Zmierzasz do małego przytulnego pokoiku z bajkowymi postaciami na ścianach i wypełnionego różnorakimi dziecięcymi przyborami. Zapalasz lampkę i siadasz na łóżku. Widzisz szeroko otwarte błękitne oczy swojej pociechy z wyraźnym grymasem na twarzy. Przytulasz dziewczynkę do siebie i całujesz ją w czubek głowy.
 -Co się stało kochanie?-pytasz ciepło
 -Gdzie byłaś?
 -Kochanie, cały czas byłam w domu.-odpowiadasz
 -Śniło mi się, że poszłaś i mnie zostawiłaś.-pociąga smutno noskiem
 -Mówiłam ci tyle razy, nie zostawię cię samej. Nigdy, przenigdy tego nie zrobię.-mówisz jej nieco ciszej- A teraz idź spać, jutro czeka cię wielki dzień.
  Gdy twoja mała królewna zasypia opuszczasz jej królestwo cicho przymykając drzwi. Wracasz do salonu, po czym siadasz na kanapie z lampką czerwonego napoju. Siedzisz przez dłuższa chwilę tępo wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt przed siebie. Przymykasz oczy i momentalnie masz przed oczami stare dobre, bydgoskie czasy. Ile byś dała by wróciły, choć na chwilę. Wtedy wszystko było tak proste. Nie było zmartwień i trosk. Życie nie było tak skomplikowane. Wszystko było inaczej. A przede wszystkim wy byliście inni niż teraz. Nie byliście osobno nie wiedząc czy raczej świadomie nie interesując się losami tego drugiego chcąc zapomnieć. Byliście razem, wydawało się na dobre i na złe. Wydawało się, że tego nic nie będzie w stanie nigdy zmienić. Wystarczyła chwila by to prysło jak mydlana bańka. Ułamek chwili by czar prysł i z pięknych chwil nie pozostało już zupełnie nic. Może poza zdjęciami, które tkwiły gdzieś głęboko schowane przed światem w czeluściach twojej szafy. Nabierały mocy by pewnego dnia ujrzeć światło dzienne, byś wreszcie dojrzała by stanąć twarzą, w twarz z przeszłością, chociażby tą w formie fotografii. I właśnie nadeszła ta chwila bo po kilku minutach i głębszym oddechu otworzyłaś pudełko z wielkim napisem na wieku było, minęło, nie wracam. A jednak wróciłaś. Nie wiedziałaś sama co cię podkusiło, ale to było zdecydowanie silniejsze od twojej woli. Nie wiedziałaś ile było fotografii, liczenie ich mogłoby ci zająć kolejne godziny. Nie pamiętałaś nawet kiedy większość z nich została zrobiona. Jednak w pamięci wciąż miałaś tą jedną, na pozór nie wyróżniającą się niczym spośród innych. Wysoki mężczyzna o przeraźliwie błękitnych oczach i nienagannym wyglądzie przytula roześmianą, zdecydowanie niższa od siebie blondynkę o zielonych tęczówkach. Rok dwa tysiące cztery, może pięć. Zdjęcie pary jak każde inne, ale tylko na pozór. Odwracasz fotografię i widzisz starannie wykaligrafowane słowa. Jego słowa. I nawet gdy nie będzie mnie zawsze obok, będę o Tobie myślał całym ciałem, umysłem i duszą. Nie ważne czy będę sto, dwieście, tysiąc kilometrów z dala od Ciebie. Bo Ty nadajesz sens wszystkiemu, bez względu na to co mówię i czynie. Tak było, jest i zawsze będzie. M. Teraz te słowa wydawały się być kompletnie bezwartościowe. Wtedy chwytały za serce i wlewały miód w jego środek, a dziś? Dziś nie dawały ci zupełnie nic poza jeszcze większym poczuciem winy, choć to przecież nie była twoja decyzja. Nie powinnaś mu na to pozwolić. Ale co mogłaś zrobić? Mogłaś tylko stać i się przyglądać, jak tracisz grunt pod nogami.
Bo przecież kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu. Nie sztuką jest to zrobić raz, gdy serce zostało poharatane na drobne kawałki. Sztuką jest to przetrwać dwukrotnie. Dwukrotnie pozwolić odejść najważniejszej osobie w swoim życiu. I ty właśnie to zrobiłaś, mając w chwili obecnej brzemienne skutki swojego wręcz heroicznego postępku, chociażby tego wieczora.


~*~
Nie wierzę w to co się właśnie dzieje, ale jednak jestem. Od razu zaznaczam, że nie wracam do pisania. To co będzie się tutaj ukazywać nie zostało przeze mnie napisane w chwili obecnej ani w zasięgu ostatnich dwóch, czy trzech tygodni. Ta historia leżała u mnie na dysku od prawie dwóch miesięcy nabierając mocy, planowałam opublikować to na wakacjach, ale dość spora liczba osób nie dawała mi żyć i namawiała na powrót do pisania. Generalnie chęci może i by były na powrót, gorzej z czasem i niestety nie mam takiej możliwości, więcej nic nie napisałam i nie zalega mi na dysku, więc po prostu proszę o "nieutrudniane" mi życia i błaganiu o kolejne historie bo takich raczej nie będzie. Naprawdę lubiłam pisać i to sprawiało mi wielką frajdę, aczkolwiek są rzeczy ważne i ważniejsze w życiu, wybrałam i musiałam z tego zrezygnować. To nie była łatwa decyzja, więc po prostu postarajcie się mnie zrozumieć i uszanować moją wolę. To tak na marginesie.
Nie wiem co myśleć o tym prologu, chyba wyszłam z wprawy. Moja wspaniała i niezawodna prawa ręka stwierdziła, że jest dobre, a ja mimo to wciąż nie jestem przekonana. Bądź, co bądź, mam nadzieję, że jest przyzwoite i jest sens by dalej to publikować.
To raczej nie będzie jakaś odmienna i wybitna historia, choć wbrew pozorom pewne rozwiązania nie będą wcale tak oczywiste jakby się mogło wydawać.
Co tydzień, co dwa, to taka optymalna data jeśli chodzi o publikację.
Standardowo chętnych do informowania zapraszam do zakładki.

P.S Możecie podziękować Joan, to ona mnie zmusiła.
| ask |