poniedziałek, 29 grudnia 2014

#sept.


  Przyszła właśnie ta chwila. Ten moment. To na co tak długo czekałaś. Dzień w którym wreszcie rozwiązane zostaną trapiące się pytania. Była oczywiście możliwość iż będą one po tej rozmowie trapić cię jeszcze bardziej, ale nie przyjmowałaś jej raczej do wiadomości. Z całego serca chciałaś i wierzyłaś w to, że wreszcie obydwoje po latach rozwiążecie to, co zostało niedopowiedziane. Odkryjecie przed sobą wszelakie sekrety i wyjmiecie karty na stół. Bo przecież jak nie teraz to kiedy? To był ostatni moment na ten krok. Inaczej nigdy nie zdecydowalibyście się na taką rozmowę i do końca swoich dni mijalibyście się gdzieś na bełchatowskich ulicach udając iż wszystko w porządku i że wszystko zostało wyjaśnione, a w środku znów dopadałyby was wyrzuty sumienia. Do końca życia mielibyście poczucie, że nie zrobiliście w swoim życiu wszystkiego, co zrobić powinniście. A tego żadne z was nie chciało, a już na pewno nie ty. Połączenie samotności i przeszłości o której chciałabyś zapomnieć było samodestrukcyjne. Dlatego rozpaczliwie pragnęłaś coś z tym zrobić. Zdusić w zarodku choć jedno z nich, a nawet dwa. Zrobić ten milowy krok.
 -Mógłbym cię przepraszać za to co się stało nieskończoną ilość razy, ale to i tak by nie wystarczyło.-podjął temat
 -Nigdy jedna strona nie jest do końca bez winy.-wtrącasz
 -Ale to ja wyjechałem i zerwałem nagle niemal wszystkie kontakty, nie ty.
 -Ale ja też nie zrobiłam absolutnie nic by go z tobą mieć.-głęboko wzdychasz
 -Kiedy spytałaś mnie dlaczego to zrobiłem, wiesz dlaczego nie odpowiedziałem?-spogląda w twoim kierunku- Bo ja sam do tej pory nie potrafię odnaleźć odpowiedzi. Byłem młody, głupi.
 -Czasu nie cofniesz.
 -Wiem to, ale mogę wpłynąć na przyszłość, a nie chciałbym do końca życia mieć wyrzutów, że choć nie próbowałem ci wyjaśnić tego wszystkiego.
 -Michał, ja nie mam ci za złe tego co zrobiłeś. Wtedy owszem, szczerze chciałam cię nienawidzić, ale upłynęło już tak wiele czasu, że pewne rzeczy zrozumiałam i doszłam do pewnych wniosków. Coś między nami gdzieś tam kiedyś było, coś więcej niż długoletnia przyjaźń i dlatego nie czuję urazy.
 -Widzę przecież, że moja obecność jest dla ciebie trudna.-trafia niemal w samo sedno- Nie chciałabym zmuszać cię do czegokolwiek, po prostu powiedz mi, że wolisz mnie nie znać, zrozumiem to.
 -To nie tak, że nie chcę cię znać.-potrząsasz głową- Po prostu po latach znowu wróciły wszystkie wspomnienia, także te, które chętnie bym wymazała z pamięci. I jeśli już los nas znowu zetknął na tej samej drodze to po prostu trzeba stawić czoła temu wszystkiemu i nauczyć się z tym żyć, a może po prostu zapomnieć to co złe i zacząć na nowo?
 -Nie chciałbym by nasze kontakty zakończyły się wraz z zakończeniem mojej sprawy. Być może spotkamy się gdzieś, kiedyś przypadkiem na ulicy, a może dopiero za kolejne kilka lat.-przełyka głośno ślinę- Tym bardziej, że Oli zdecydowanie polubił towarzystwo Anieli.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze
 -Myślę, że raczej też bym nie chciała żebyś się znowu rozeszli w mało przyjaznych okolicznościach.-przytakujesz mu.
  Czy było ci lżej, po tych słowach? Mogłaś śmiało stwierdzić, że zdecydowanie ciężar ciążący ci na sumieniu je opuścił. Może nie byłaś w pełni usatysfakcjonowana jego odpowiedzią bo prawdopodobnie liczyłaś na coś więcej, ale wiedziałaś, że mówił to absolutnie szczerze. Skąd? Nawet pomimo tych kilku lat spędzonych oddzielnie znałaś go przecież niemal od małego dziecka i potrafiłaś dostrzec kiedy był szczery. A z tobą był zawsze szczery, nawet w chwili do której wracanie sprawiało ci tak wiele bólu. Widziałaś to w jego oczach. Widziałaś iż jego słowa płynęły prosto z jego wnętrza i widoczni równie wiele go kosztowały. Ale wreszcie po latach udało wam się poniekąd rozwiązać niedomówienia jakie pozostawały w waszych głowach od wielu lat. Czy byłaś zadowolona z takiego obrotu spraw? Zdecydowanie. Gdzieś w głębi siebie cieszyłaś się, że masz to za sobą, ale też odczuwałaś delikatną radość na jego widok. Chcąc nie chcąc odegrał nie małą rolę w twoim życiu i kiedyś był dla ciebie ważny. Znał cię niemal doskonale i wiedziałaś, że jeśli nie uciekniesz od rozmowy z nim, to będziecie jeszcze potrafili ze sobą rozmawiać jak starzy, dobrzy przyjaciele. Naprawdę w to wierzyłaś i miałaś cichą nadzieję, że i on również. Bo właśnie dostaliście szansę od Boga na to żeby naprawić wszelkie wyrządzone sobie zło i żyć bez uraz i rozterek związanych z przeszłością.
 -Wiesz co? Cieszę się, że cię spotkałem.
 -O którym spotkaniu mówisz?-dopytujesz
 -O naszym ostatnim. Nie wiem co mną kierowało przy wyborze prawnika, ale cieszę się, że trafiłem tam gdzie trafiłem. Inaczej nie miałbym szansy naprawić tego co zniszczyłem te kilka lat temu i żyłbym dalej z wyrzutami sumienia.-odpowiada ze stoickim spokojem
 -Przyznam, że w pierwszej chwili myślałam, że mam przywidzenia.-wspominasz tą chwilę
 -Ja miałem ochotę się uszczypnąć bo szczerze nie wierzyłem, że to ty.-kręci głową z niedowierzaniem- Zewnętrznie się zmieniłaś, ale w środku dalej jesteś tą samą Jagodą co kiedyś, no może bogatszą o jakiś bagaż życiowych doświadczeń.
 -To samo mogłabym powiedzieć o tobie.-odpowiadasz mu
 -Jak widzisz prócz tego, że w sporcie powodzi mi się całkiem przyzwoicie tak w życiu prywatnym gorzej.-wzdycha- Jestem prawie rozwodnikiem i praktycznie samotnym ojcem.
 -Niestety takie są koleje losu, a uwierz, że i moje życie wcale nie jest tak wspaniałe jakby mogło się wydawać.-przyciągasz kolana do siebie
 -Świetna praca, cudowna córka i podejrzewam, że dumny ze swoich kobiet mężczyzna.
 -Gdyby jeszcze taki był.-wypuszczasz głośno powietrze z ust- Ojciec Anieli odszedł dawno temu.-dodajesz nieco ciszej
 -Przepraszam, nie miałem pojęcia.-mówi przepraszającym tonem głosu
 -W porządku.-kiwasz głową- Także jesteśmy w całkiem podobnej sytuacji życiowej
 -Kto by pomyślał.-kręci głową- Jeszcze kilka lat temu wyśmiałbym tego, kto by mi tak powiedział. Bo przecież życie miało potoczyć się zupełnie inaczej.
 -Przede wszystkim nasze losy miały być inne, nie oddzielne.-dodajesz mając w pamięci słowa waszych bliskich i otoczenia przewidujących wam wspaniałą, wspólną przyszłość. Wtedy naprawdę nie widzieliście innej opcji, chyba żadne z was nie mogło przypuszczać, że stanie się kompletnie inaczej.
 -Może trzeba było ich posłuchać.-dodaje po chwili
 -Przestań.-ganisz go- Nie możesz wiedzieć czy to by coś zmieniło. Czasu nie cofniesz, niestety.
 -Wiesz, gorzej by na pewno nie było.-mówi z delikatnym śmiechem, a ty jednie kiwasz głową potwierdzając jego słowa. Czy nie mogło być gorzej? Oczywiście, że mogło. Mogło być lepiej? Pewnie, że tak. Ale co mogliście zrobić? Trzeba było przyjmować na klatę to, co serwowało życie i czynić z niego najlepszą rzeczywistością z możliwych. Takie właśnie zadanie miał każdy z nas.
  Musiałaś przyznać, że delikatnie mówiąc się zagadaliście bo wasi goście opuścili was po dwudziestej drugiej. I szczerze mówiąc po ich wyjściu twój wieczorny nastrój zupełnie różnił się od tych, jakie zastawały cię co dzień. Czułaś się dziwnie spokojna i całkiem zadowolona. Nie miałaś najmniejszej ochoty na rozmyślanie nad tym co było. Ani przez chwilę nie pomyślałaś o otworzeniu pudła z fotografiami i wspominaniu. Sama byłaś kompletnie zaskoczona swoim działaniem, ale wiedziałaś iż jest to spowodowane, że poniekąd stanęłaś z przeszłością twarzą w twarz i wyjaśniłaś sobie z nią co nieco. Miałaś nadzieję, że wreszcie przestanie cię brutalnie nokautować, przynajmniej przez jakiś czas.
  Niedzielę wraz z Anielą spędziłyście okrutnie leniwie. W zasadzie prawie nie wychodziłyście z domu. Czasem potrzebna była taka odmiana, a nie wieczne zabieganie i gonitwa w ciągu całego tygodniu. Standardowo miałyście chwilę czasu tylko dla siebie, każda zajęła się swoimi sprawami. Ty oczywiście przez dłuższą chwilę potkwiłaś przy pracy, a twoja córka zabrała się za twórcze działania. Po kilku dłuższych minutach na osobności byłaś dostępna tylko i wyłącznie dla swojej pociechy. Nawet gdybyś niesamowicie pragnęła cofnąć czas to z całą pewnością ostatecznie byś tego nie uczyniła. Dlaczego? Bo nawet pomimo tego wszystkiego, co cię spotkało i sprawiło ból nie chciałabyś innego życia. Gdybyś cofnęła czas nie miałabyś swojego małego aniołka w postaci swojej córki. Nie wiesz czy ktoś potrafiłby ci dać tak wiele szczęścia jak ta mała niespełna siedmioletnia dziewczynka. Bo to właśnie ta mała osóbka dawała ci siłę, gdy miałaś chwile zwątpienia, które ostatnimi czasy pojawiały się dość często. Była swego rodzaju kołem ratunkowym, gdy zaczynałaś tonąć w oceanie życia. Była dla ciebie absolutnie wszystkim i to ona była najważniejsza. Może po prostu musiało tak być. Może to była ta miłość jaką człowiek otrzymuje w różnych formach w swoim życiu? Jeśli tak, to musiałaś o nią dbać, najlepiej jak potrafiłaś.
 -Jak tam rozmyślania nad własną egzystencją pani mecenas?-pyta Daria kiedy wpada do twojego gabinetu
 -Nie powiem, ruszyły z martwego punktu.-odpowiadasz z delikatnym uśmiechem na twarzy
 -No kto by się spodziewał.-mówi wyraźnie zainteresowana- Za czyją sprawą?
 -A czy to musi być z czyjąś pomocą?-unosisz brew ku górze
 -A mylę się?-pyta po czym dodaje widzą twoją minę- No właśnie kochana. Swoją drogą nie mogłam się do ciebie dodzwonić przez prawie cały weekend!
 -Wybacz, byłam trochę zajęta.
 -Nie mów, że pracowałaś.-odpowiada
 -Akurat nie miałam za bardzo czasu, choć przyznaję zajrzałam troszkę do spraw.
 -W takim razie opowiadaj, co takiego się też porabiało.
 -Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?-starasz się ją zbyć
 -Mnie już nic nie pomoże, więc nie ma przeszkód.-śmieje się- Mów Jago, dlaczego z ciebie zawsze jest tak trudno cokolwiek wyciągnąć?
 -Po prostu taka już jestem.-wzruszasz ramionami
 -Muszę nad tobą jeszcze popracować przez kolejne lata choć i tak jest lepiej niż w chwili, gdy się poznałyśmy.-szczerzy się
 -W takim razie chyba minęłaś się z powołaniem i powinnaś być jakimś terapeutą.
 -Ty mnie tu nie zagaduj bo wiesz doskonale, że ci nie odpuszczę, okej?-gani cię- A więc, co robiłaś w weekend?
 -Kilka rzeczy.-odpowiadasz z uśmiechem
 -Matko, jesteś naprawdę ciężkim przypadkiem.-śmieje się przyjaciółka- Konkretniej?
 -Spędzałam czas z Anielą, wyświadczyłam przyjacielską przysługę, poleniłam się pół niedzieli, byłam w Łodzi na małej wycieczce, nic specjalnego.-wzruszasz ramionami
 -Zaraz, co powiedziałaś między Anielą, a lenistwem?-dopytuje przetrawiając informację jakie jej dałaś
 -Wyświadczyłam drobną przysługę.-odpowiadasz jej
 -A komuż to?-dociekała
 -Można powiedzieć, że przez dobę miałam o jednego urwisa w domu więcej.
 -Małego blondynka, który ma nieziemsko przystojnego ojca?-szczerzy się
 -Ty jak zwykle wszystko wyolbrzymiasz.-przewracasz oczami
 -Nie jest nieziemsko przystojny?-pyta z szerokim uśmiechem
 -Widziałam ten wzrok.-spoglądasz na nią
 -Jaki? Przecież ja nic, a nic nie mówię!-udaje niewinną
 -Za dobrze znam ten uśmieszek.-bacznie jej się przyglądasz
 -Po prostu cieszę się, że twój weekend się udało kochana.-mówi z uśmiechem- Rozumiem, że był on taki nie tylko dzięki roli opiekunki.
 -Daria!-rzucasz ze śmiechem
 -No co? Po prostu mocno ci kibicuję żebyś wreszcie znalazła ten swój ideał.-unosi kąciki ust ku górze
 -A może nie znajdę, może taka moja dola być samą.-wzruszasz ramionami
 -Ty chyba sama nie wierzysz w to co mówisz.-kręci głową- Swoją drogą dam sobie rękę uciąć, że za jakieś kilka miesięcy będziesz w związku z pewnym przystojnym szatynem.
 -Nie mam pojęcia w takim razie jak sobie poradzisz bez jednej ręki.
 -Nie wierzysz mi?-podejmuje wyzwanie- W takim razie jeśli wygram sponsorujesz mi bilet na Majorkę.
 -A jeśli ja wygram?-pytasz
 -Mało prawdopodobne, aczkolwiek jeśli wygrasz to przez miesiąc będę brać trzy czwarte twoich spraw.
 -Chcesz mnie pozbawić pracy?-pytasz ze śmiechem- Jeśli wygram ja, poproszę wakacje we Francji.
 -To jest najlepszy zakład jaki wygram.-szczerzy się po czym opuszcza twój gabinet zostawiając cię samą. Nie pozostało ci wtedy nic innego jak zabranie się za pracę. Kolejny dzień spędzony nad różnorakimi sprawami nie był w zasadzie niczym specjalny ani wartym uwagi. Mimo, że niemal każdy dzień twojej pracy miał dość podobny schemat to szczerze lubiłaś to, co robiłaś. To była twoja odskocznia od życia codziennego. Mogłaś choć na chwilę odciąć się od swoich problemów i zająć się de facto problemami innych. Były sprawy, które nie były przyjemne, dotyczące trudnych tematów, ale mimo wszystko to było coś, dzięki czemu wiedziałaś, że nie tylko pomagasz innym ludziom, ale i sama dzięki temu masz poczucie spełnienia jako człowiek. I chyba dlatego czasem ciężko było ci się oderwać od pracy, nawet i w domu. Czasem po prostu uciekałaś w pracę, to było w twoim mniemaniu najlepsze lekarstwo. Wiedziałaś, że nie możesz dłużej tego robić, ale tylko tam nie myślałaś o problemach. Bynajmniej o swoich. Bo we wszelkich innych płaszczyznach atakowały cię one znienacka i nieważne gdzie byś była. A tak było kiedyś. Ostatnimi dniami sama byłaś w szczerym szoku. Nawet wieczorami na próżno było czekać na depresyjne rozmyślania. Jakbyś się od nich zupełnie wyzwoliła. Zniknęły jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Chyba powoli zaczynałaś wierzyć, że to stało się za sprawą pewnej szczerej rozmowy.
 -Mamusiu.-wyrywa cię z rozmyślań głosik twojej córki
 -Co kochanie?-spoglądasz w jej kierunku
 -Kiedy będę mogła się znowu pobawić z Olim?
 -Myślę, że niedługo.-uśmiechasz się do niej
 -Nie lubisz jak u nas jest?
 -Och słoneczko, oczywiście, że lubię.
 -Ostatnio jak poszli się nie odzywałaś.-trafnie zauważa
 -Po prosu byłam zmęczona.-odpowiadasz jej, co wyraźnie ją satysfakcjonuje bo nie zadaje więcej pytań tylko przytula się do ciebie.
  Gdy twoja pociecha usypia, zyskujesz chwilę dla siebie. Nie sięgasz po żadną z fotografii. Nie wracasz pamięcią do tego, co było. Już któryś wieczór z rzędu jesteś wolna od tego wszystkiego. Czy to nie dziwne ile może zmienić jedna, wydawać się mogło błaha rozmowa? Zamiast tego przez ponad godzinę rozmawiasz przez telefon z przyjaciółką. Szczerze mówiąc nie pamiętasz by w którejkolwiek waszej rozmowie to ty byłaś głównym rozmawiającym. Daria miała rację. Chyba powoli zaczynałaś się otwierać. Czas najwyższy lub też jak kto woli, lepiej późno niż wcale.

 Kiedy wydaje się, że wszystko się skończyło, wtedy dopiero wszystko się zaczyna.

Tak właśnie głosił jeden z cytatów, który zdobił jedną z wielu fotografii i który właśnie w tej chwili przyszedł ci do głowy. I tak właśnie było z tobą, kiedy myślałaś, że zwariujesz, okazało się, że to było końcem, ale i początkiem twojej wewnętrznej zmiany. Idąc tą samą drogą od kilku lat zgubiłaś gdzieś sens swojej podróży, dlatego zboczyłaś by go odnaleźć.


~*~
 Od razu pragnę przeprosić za drobną obsuwę, wczoraj dość późno wróciłam ze świąt, do tego wpadli goście i nie miałam możliwości dostania się do laptopa, a co za tym idzie dodania rozdziału. Nadrabiam to zaniedbanie wraz z początkiem ostatniego tygodnia tegoż roku. Co do epizodu, odbyła się jakże wyczekiwana rozmowa, coś się wyjaśniło, ale wciąż parę rzeczy pozostaje tajemnicą. Napięcie i informacje trzeba odpowiednio dozować tudzież stopniować, nieprawdaż? Powolutku brniemy do przodu, więc apeluję o cierpliwość.
Z tej racji iż to ostatni wpis w 2014r. pragnę Wam życzyć moje drogie wszystkiego co najlepsze w nowym roku, by był jeszcze lepszy niż ten, który właśnie mija, samych sukcesów, szczęścia, miłości, jeszcze więcej niezapomnianych sportowych wrażeń, pogody ducha, cierpliwości, zwłaszcza do mnie(!), szampańskiej zabawy w Sylwestra i po prostu wszystkiego co najlepsze kochane!
Szczęśliwego Nowego Roku! Happy New Year! Felice Anno Nuovo! Feliz ano nuevo! Gluckliches Neues Jahr!
Ściskam,
wingspiker.
PS. Jak się widzi nowy wygląd? ;)

piątek, 19 grudnia 2014

#six.


  Zawsze, gdy pojawiał się jakikolwiek problem w twoim życiu potrafiłaś odnaleźć odskocznię od niego w postaci pracy. Sądziłaś, że tak właśnie będzie i tym razem. Nie myślałaś, że możesz się tak bardzo mylić. Nie potrafiłaś się skupić. Twój umysł wciąż pełny był różnorakich rozmyślań, a twoje wewnętrzne ja krzyczało ile sił w płucach. Twoja samotność doprowadzała cię do szaleństwa. Sprawiała, że powoli zabierała ci zdolność do normalnego funkcjonowania. Czy byłaś zdesperowana? Możliwe, że tak. Znalazłaś się po prostu w takim okresie swojego życia, że widzą znajome, koleżanki czy rówieśniczki w szczęśliwych związkach z gromadką dzieci u boku czułaś się inna. Czułaś się momentami jak istny wyrzutek społeczeństwa. Jak margines, który nie zasługuje na miłość drugiego człowieka. W życiu nie można było mieć wszystkiego i czo to było właśnie to, czego ty nigdy mieć nie będziesz? Każdy człowiek w swoim życiu potrzebował miłości, nawet najmniejszej z możliwych. Przecież wszyscy pragnęli poczuć się choć przez chwilę kochani. A może twoja chwila już minęła? Z każdym kolejnym dniem przekonywałaś się, że tak właśnie się stało. Chyba po prostu miałaś swoje szanse, lecz nie potrafiłaś ich wykorzystać przez co zostały ci dość brutalnie odebrane. Wyrwane z twojego życia jak kartka z książki. Mogłaś czytać tą samą książkę tysiące razy, ale bez tej wyrwanej strony to nie miało największego sensu. Podobnie było w twoim życiu. Czułaś, że ktoś wyrwał ci ogromną ich ilość, a do tego życia podskubywało kolejne. 
 -Hej, co się dzieje Jago?-pyta cię przyjaciółka
 -Chyba muszę się czegoś napić bo powoli wariuję.-wzdychasz
 -W biały dzień, pani mecenas, nie wypada.-chichocze, lecz widząc brak entuzjazmu z twojej strony dodaje- Widzę, że coś się męczy i musisz się komuś wygadać, więc mów.
 -Nie chcesz tego słuchać.-kręcisz głową
 -Owszem chcę bo jestem twoją przyjaciółką, a twoje problemy to także moje.-mówi delikatnie się uśmiechając- Proszę cię, rozmawiaj ze mną.
-Pewnie mnie wyśmiejesz za to, co za chwilę powiem, ale niech ci będzie.-bierzesz głęboki wdech- Chyba przekwitam bo zaczyna mi doskwierać ta cholerna samotność.
 -I dlaczego miałabym cię wyśmiać?-dziwi się- Nie da się uciec w pracę żeby zakopać swoje problemy Jaguś. 
 -Po prostu boję się, że miałam już swoje szanse i już zawsze będę sama. Aniela dorośnie, zostawi mnie i wtedy chyba już do końca sama ze sobą zwariuję.
 -Ale dlaczego jesteś taką pesymistką?-pyta cię- To nie zawsze przychodzi wtedy kiedy tego potrzebujesz. To może cię dopaść w najmniej niespodziewanym momencie.
 -I mam po prostu czekać i wariować?
 -A na pewno wszystko mi powiedziałaś?-nie ustępowała
 -Nie.-wzdychasz- Chyba znowu przeszłość zaczęła mnie atakować.
 -W formie wspomnień i w życiu realnym?-unosi kąciki ust delikatnie ku górze
 -To nie jest zabawne.-krzywisz się
 -Może po prostu dalej coś do niego czujesz?
 -Nie!-przeczysz jej słowom- Po prostu wiele kosztowało mnie jego odejście, prawie zapomniałam, zostawiłam to gdzieś daleko z tyłu głowy, aż tu nagle pojawia się w moim życiu powtórnie.
 -Wiesz, nie możesz też uciekać przed tym co myślisz, a czujesz.
 -Tylko, że ja już nie wiem, co się dzieje.
 -A co z Robertem?
 -A co ma z nim być?-wzruszasz ramionami- Nie o niego raczej tu chodzi.
 -Więc w czym problem? Czas stawić czoła demonom przeszłości i się wreszcie od nich uwolnić.-odpowiada ci przyjaciółka, lecz nie zdążasz odpowiedzieć bo w waszej kancelarii pojawia się kolejny
 klient, który jest swego rodzaju wybawieniem dla ciebie. Co byś jej odpowiedziała? Do tej pory, po upływie kilku godzin od tej rozmowy wciąż nie znalazłaś odpowiedzi. Pytanie, czy ona rzeczywiście istnieje? Miałaś ku temu szczere wątpliwości bo Daria trafiła prawdopodobnie w samo sedno twoich rozterek. Tak naprawdę nigdy nie uporałaś się z przeszłością. Zamiotłaś ją tylko pod dywan, myśląc, że nigdy się spod niego nie wydostanie. Jakże się myliłaś. Niepostrzeżenie została wymieciona i ujrzała światło dzienne zupełnie cię zaskakując. Przez te wszystkie lata okruszki zamiecione pod wykładzinę zamieniły się w stertę, która tylko przybrała na silę o mało co, nie nokautując cię tym. Mogłaś to znowu schować i poczekać aż to znów wyjdzie, ale czy wtedy nie będzie za późno by sobie z tym poradzić? By poznać dogłębnie sens tego wszystkiego? Musiałaś to zrobić teraz. Zebrać się w końcu na odwagę i stawić czoła temu, co nie dawało ci ostatnimi dniami i nocami spokoju.
 -Unikasz mnie?-spotyka osobę, na której spotkanie nie miałaś w tej chwili najmniejszej ochoty
 -Skąd ten pomysł?
 -Bo odpowiadasz pytaniem na pytanie.-uśmiecha się- Czy pani adwokat znajdzie chwilę na spotkanie ze mną w najbliższym czasie?
 -Najbliższy tydzień zapowiada się tak masakrycznie iż obawiam się, że nie.
 -Po prostu mi powiedz żebym się odczepił.-mówi wprost
 -A odczepisz się?-pytasz spoglądając w jego kierunku
 -Myślę, że małe szanse.
 -Przepraszam cię, ale muszę iść, mam rozprawę za chwilę.
 -Zadzwonię!-rzuca, gdy odchodzisz.
  Nie przejęta jego słowami idziesz przed siebie. Trzy sprawy jakie miałaś w sądzie minęły nadspodziewanie szybko. Nim się obejrzałaś zakończyłaś swoją pracę na ten dzień. Tym razem wpadłaś do swojej matki u której była twoja córka, zanim wyszłyście pochłonęłaś się w rozmowie z rodzicielką tak, że niemal zapomniałaś o dodatkowych zajęciach córki. Standardowo wcieliłaś się w rolę widza czy też kibica przyglądając się na jej poczynania z boku.
 -Halo?-pytasz odbierając telefon
 -Cześć Jaguś, tutaj Ania Winiarska.
 -O, dzień dobry.-mówisz zaskoczona jej telefonem
 -Pewnie zastanawiasz się dlaczego dzwonię, ale potrzebuję delikatnie mówiąc pomocy.
 -Słucham pani.
 -Jurek trafił do szpitala i muszę do niego jechać, a Michał jest na meczu wyjazdowym i wraca dopiero jutro.-wzdycha
 -Jutro jest sobota, więc mogę pani pomóc.
 -Z nieba mi spadłaś.-mówi z ulgą- Jakoś się odpłacę.
 -Powiedzmy, że to pokuta za zniszczenie marzeń.-mówisz z delikatnym śmiechem
 -Jesteś wspaniała.
  Do końca nie byłaś pewna dlaczego właściwie się zgodziłaś, ale chyba po prostu nie umiałaś odmówić tej kobiecie. Mimo tego, że kiedyś byłaś z jej synem i rozstaliście się w dość kiepskich okolicznościach nie oznaczało to iż masz obnosić się ze swoją urazą dookoła do końca życia. Wiedziałaś, że Aniela lubiła Oliwiera, więc nie widziałaś przeszkód ku temu by miała towarzysza przez następną dobę. W końcu to jakaś różnorodność dla jedynaczki.
 -Kochanie, mam dla ciebie niespodziankę.-mówisz do córki kiedy ta skończyła zajęcia
 -Co takiego mamusiu?
 -Co ty na to żeby wpadł do nas Oli?-uśmiechasz się
 -Super!-klasnęła w dłonie, a ty wiedziałaś, że zyskałaś właśnie pełną aprobatę od jej osoby.
  Piątkowe wieczory zawsze spędzałyście we dwie, wedle swojej tradycji w dzień ten bawiłyście się w cukierników z lepszymi i gorszymi skutkami. Tym razem również zamierzałyście to uczynić, z tym wyjątkiem, że przybyło wam jednego towarzysza. Nie byłaś pewna czy chłopcu spodoba się takie babskie zadanie, aczkolwiek po początkowej niechęci widać było iż wyraźnie sprawiało mu to frajdę. Początkowo był skrępowany twoją osobą, ale w miarę upływu czasu co raz bardziej się otwierał i mogłaś stwierdzić, że świetny z niego dzieciak. Po zabawach w kuchni przy których mieliście kupę śmiechu włożyliście swoje wypieki do piekarnika po czym dwójka twoich pomocników udała się do pokoju Anieli w celach zabawowych, a tobie przypadło doprowadzenie kuchni do perfekcji. Nie zajęło ci to wiele czasu bo twoi mali cukiernicy względnie posprzątali miejsce swojej pracy. Miałaś chwilę by zajrzeć do akt i swoich notatek przez zapowiadającym się katastrofalnie przyszłym tygodniu, który miał być istnym maratonem w pracy. Z pracy wyrwało cię nieodparte wrażenie iż czyjś wzrok był utkwiony na twojej osobie. Gdy się odwróciłaś, okazało się, że się wcale nie myliłaś. Mały blondynek przyglądał ci z nadmierną intensywnością.
 -Co tam Oli?-pytasz chłopca
 -Mogę się o coś spytać?
 -Oczywiście.-kiwasz głową
 -Bo wie pani, moi rodzice nie będą już małżeństwem.-mówi z wyraźnym smutkiem w głosie- Mama ma nowego znajomego i nie mieszka w Bełchatowie, a tata stara się jak może, ale jeździ na mecze często. Czy ja zawsze już będę z babcią? Moi rodzicie mnie już nie chcą?
 -Kochanie, twoi rodzice bardzo mocno cię kochają, ale czasem tak w życiu bywa, że dorośli nie potrafią się dogadać i muszą się rozstać. To, że nie mieszkacie razem z mamą nie znaczy, że rodzice o tobie zapomnieli. Jesteś dla nich strasznie ważny, a wiesz, że tata ma taką pracę, a nie inną i czasem musi wyjechać bo grają dalej. Ale wiesz też, że zawsze wraca i znów jest tylko dla ciebie.
 -Ale ja nie chcę być z babcią, chciałbym żeby mama i tata byli znowu razem ze mną...
 -Wiem, że byś chciał, ale świat dorosły jest taki trochę dziwny i dzieją się w nim czasem rzeczy, które trudno jest wam dzieciom zrozumieć.
 -Mama mnie już nie kocha skoro mnie nie odwiedza.-dąsa się
 -Ależ to nie prawda!-mówisz spokojnym głosem- Wszystkie mamy kochają bardzo mocno swoje dzieci i jestem przekonana, że twoja również cię kocha Oli. Na pewno za tobą tęskni i lada dzień przyjedzie cię odwiedzić.-unosisz delikatnie kąciki ust ku górze
 -Mam nadzieję, że sama bo nie lubię jej kolegi.-mówi przejęty- Nie chcę się z nikim dzielić mamą i tatą.
 -Ależ nie musisz bo oni są i będą dla ciebie zawsze. To normalne, że mama i tata mają znajomych, a także to, że mama z kimś jest. Wiem, że jest ci ciężko bo to nic fajnego, ale dasz sobie z tym radę. Masz obok tatę, dziadków, kolegów, którzy ci pomogą. Zobaczysz, będzie dobrze.
 -Aniela miała rację.-mówi spoglądając w twoim kierunku
 -Ale w czym?-pytasz zaciekawiona
 -Mówiła, że jej mama jest najlepsza na świecie.-uśmiecha się niemal identycznie jak jego tata po czym zmyka do pokoju Anieli. Nie spodziewałaś się tego, że tak się przed tobą otworzy. To oznaczało, że ci zaufał, a ty nie mogłaś go zawieść. Czy to był początek jakiejś więzi? Tego nie wiedział nikt, ale po tej rozmowie mogłaś stwierdzić jedno. Był kompletnie podobny do swojego taty, dlatego, gdy zniknął z twojego pola widzenia do twojej głowy znów uderzyły wspomnienia, tym razem z podwójną siłą. I właśnie tak spędziłaś ten wieczór, gdy twoi mali towarzysze usnęli. Na rozpamiętywaniu i główkowaniu nad tym wszystkim.
  Po zjedzeniu śniadania zabrałaś dzieci na zakupy w czasie, których wpadł ci pomysł na spędzenie tego dnia. Wiedząc iż wasz gość będzie u was do wieczora, gdyż jego tata telefonicznie poinformował cię, że wróci w godzinach wieczornych postanowiłaś uatrakcyjnić dzieciom ten dzień i wybraliście się w podróż do Łodzi. I to nie byle jaką bo sprawiłaś cały ogrom frajdy swoim kompanom zabierając ich do zoo. Po zwiedzaniu ogrodu zoologicznego wypełnionego różnorakimi zwierzętami z całego świata obraliście kurs na cukiernię, istny raj dla dzieci. Po drodze dałaś im się namówić na odwiedzenie wesołego miasteczka, co również było ogromną radością dla ich dwójki. Gdy wróciliście do Bełchatowa było już po siedemnastej, a dzieciaki były tak zmęczone iż nie miały większej ochoty na swawole, więc po prostu włączyłaś im bajkę i zaniosłaś odpowiedni ekwipunek do jedzenia i picia. I tym sposobem miałaś ich niema z głowy tego wieczora. Jakąś godzinę później rozległo się pukanie do drzwi. Idąc w ich kierunku wiedziałaś kogo za nimi zastaniesz, więc wzięłaś głęboki wdech i otworzyłaś drzwi. Szatyn przywitał się z tobą po czym zaprosiłaś go do środka.
 -Jeszcze raz przepraszam cię, że ci zawracaliśmy głowę, pewnie miałaś inne plany na ten weekend.
 -Daj spokój i tak planowałyśmy spędzić go razem z Anielą, więc to był żaden problem.-odpowiadasz mu, a po chwili koło was pojawia się stęskniony taty syn.
 -Mówię ci tato, było super!-mówi podekscytowany- Wczoraj piekliśmy ciastka, a dzisiaj byliśmy w zoo, w cukierni i wesołym miasteczku!-wyliczał
 -Nie rozrabiałeś?-pyta
 -Nie.-kręci głową- Następnym razem jak będziesz gdzieś jechał to nie dzwoń po babcię, dobra?
 -Zobaczymy.-czochra go po głowie- Będziemy się zbierać.
 -Ale tato!-protestuje- Oglądamy z Anielą bajkę.-robi smutną minę- Proszę, zostańmy jeszcze chwilkę.
 -Nie wiem czy mama Anieli nie ma dość wrażeń, a może ma inne plany na wieczór.
 -Jeśli chce to zostańcie, naprawdę.-odpowiadasz mu na co rozanielony blondyn biegnie z powrotem do królestwa twojej córki, a wy zostajecie sami. Przez chwilę zapada między wami nieprzyzwoita cisza, a ty uciekasz wzrokiem w bliżej nieokreśloną przestrzeń.
 -Myślę, że powinieneś porozmawiać z synem.-wyrzucasz z siebie, a twój rozmówca spogląda na ciebie pytająco- Rozmawiałeś z nim o obecnej sytuacji?
 -Starałem się.-kiwa głową
 -On się boi, że przestaliście go kochać. Boi się, że przestaniecie się nim przejmować jak pojawi się ktoś nowy, a on zostanie u babci.
 -Przecież to nie prawda.-kręci głową wzdychając- Zaraz, powiedział ci to?-pyta zdziwiony
 -Owszem.-przytakujesz
 -Musiał ci naprawdę zaufać bo zazwyczaj trudno o to by się tak otworzył.
 -Możliwe.-odpowiadasz mu- Masz naprawdę świetnego syna.
 -Tak, to jedna z niewielu rzeczy jaka mi w życiu wyszła.
 -Nie bądź taki krytyczny.-ganisz go- Świat się nie kończy na rozwodzie, to zupełnie ludzka rzecz.
 -Zdaję sobie z tego sprawę, ale mimo wszystko chyba mnie to powoli przerasta. To poczucie winy, że pozwoliłem się nam tak oddalić i że dałem przyzwolenie by moja żona szukała pocieszenie w ramionach innego.-wzdycha- Przepraszam, nie powinienem tego ci mówić.
 -Nie przepraszaj, bo nie masz za co Michał.-kręcisz głową- Potrzebujesz się wygadać, więc mów. Mam wprawę w słuchaniu.-mówisz z delikatnym uśmiechem na twarzy
 -Trochę słabo to wygląda, że po tylu latach bez kontaktu zalewam cię swoimi gorzkimi żalami.
 -Może nie najlepiej, ale trochę się znamy i jeśli to ma ci pomóc to mów.-odpowiadasz
 -Przyjaciół poznaje się w biedzie?
 -W sumie to chyba jesteśmy przyjaciółmi, a przynajmniej byliśmy.-zastanawiasz się
 -A to kolejna sprawa o której warto porozmawiać.-zauważa spoglądając w twoim kierunku
 -To ja pójdę po coś mocniejszego, bo zapowiada się długi wieczór.-wstajesz po czym udajesz się do kuchni.

Nigdy nie przechowuj niczego na specjalne okazje, każdy dzień Twojego życia jest specjalną okazją.

Przypomniały ci się wtedy słowa z jednej z fotografii z twojego zbioru. A dziś był kolejny dzień specjalnych okazji, a może i wyjątkowych. Wiedziałaś, że dzisiaj może być przełom. Dlatego wzięłaś wino, dwie lampki i otwieracz. Byłaś pewna, że dziś jest jedyna i niepowtarzalna okazja do stanięcia twarzą w twarz z przeszłością. Specjalna okazja ku temu.

~*~
W dzisiejszym rozdziale dzieje się zdecydowanie sporo, przynajmniej w porównaniu z poprzednimi. Rozkręcam się może powoli, ale emocje trzeba odpowiednio dawkować, prawda? Jak zawsze liczę na Wasze opinie, ja jestem całkiem zadowolona z tego, co wyszło ode mnie ponad trzy miesiące temu. Wiem, że uznacie mnie za okropną, ale takie końcówki trzymające w napięciu to w końcu moja specjalność. Doczekaliśmy się wolnego, a także natężenia świątecznego szaleństwa. Od razu pragnę zaznaczyć iż nie wiem jak będzie z kolejnym rozdziałem, wyjeżdżam na święta i wracam dopiero w niedzielę koło wieczora. Postaram się o niedzielę, obiecuję.
Z tej racji iż to ostatni rozdział przed świętami pragnę Wam życzyć moje kochane wszystkiego co najlepsze, pogody ducha, spokojnych, wesołych, spędzonych w rodzinnej atmosferze świąt Bożego Narodzenia. Kupy prezentów, gwiazdki z nieba, samego dobrego jedzenia na wigilijnym stole i by świąteczne obżarstwo poszło w bica tudzież inne części ciała. 
Wesołych świąt! Merry Christmas! Feliz Navidad! Boun Natale! Fröhliche Weihnachten!

Ściskam,
wingspiker.


niedziela, 14 grudnia 2014

#cinq.


   Poniedziałek nie specjalnie wyróżniającym się dniem. Minął on dość powolnie i bezpłciowo. Za to wtorek, już od samego poranka był pełen atrakcji. Nie dość, że budzik zawiódł i zaspałyście, co oczywiście wiązało się ze spóźnieniem odpowiednio do szkoły i pracy, ale i zapomniałaś zabrać z domu ważnych dokumentów, po które wrócenie kosztowało cię kolejną stratę czasu. Jakby tego było mało samochód odmówił posłuszeństwa, co było absolutną kwintesencją tego dnia. Zastanawiałaś się tylko, co też tego dnia pójdzie jeszcze nie tak, bo gorzej już chyba być nie mogło. A przecież nie był dzisiaj piątek trzynastego, chociaż z całą pewnością dzień ten przypominał.
 O dziwo do sądu wpadłaś dobrą chwilę przed rozprawą. Zdążyłaś jeszcze wypić dosłownie dwa łyki kawy po czym pognałaś w kierunku sali rozpraw o numerze trzy.W biegu odnalazłaś odpowiednie akta w torebce, a także skinęłaś głową w kierunku adwokata przeciwnej strony, który nie należał do najbardziej przez ciebie lubianych osobników na świecie, tym bardziej, że próbował się do ciebie bezskutecznie przystawiać przed kilkoma laty. Po chwili w zasięgu twojego wzroku pojawił się twój klient, który przywitał cię delikatnym uśmiechem na twarzy. Nie minęła wprawdzie sekunda, a już musieliście wejść do sali rozpraw. Wszyscy zajęli swoje miejsca, a sędzia rozpoczął przewód. Pierwszy mówił adwokat żony Michała. Słuchając go miałaś ochotę parsknąć niepohamowanym śmiechem bo jego argumenty były żałośnie słabe. Kątem oka widziałaś delikatne zażenowanie i konsternację na twarzy sędziego, co niepodważalnie dodawało ci pewności siebie. Po monologu adwokata Majchrowskiego przyszła twoja kolej. A ty, musiano ci to przyznać, nie miałaś sobie równych jeśli przeciwnik wykazał jakąkolwiek słabość. Na sali sądowej zamieniałaś się w bezwzględną dla przeciwnika egzekutorką, wykorzystującą jego absolutnie najdrobniejsze potknięcie. Tak było również i tym razem. Wystarczyło w zasadzie kilka minut twojej przemowy, a cwaniacki uśmieszek dość szybko zniknął z twarzy twojego konkurenta. Wtedy przyszedł czas na dobicie tonącego okrętu przeciwników.
 -Panie Winiarski, ile lat gra pan w siatkówkę?-pytasz swojego klienta, gdy ten został powołany na świadka
 -Około dwudziestu.-odpowiada
 -Jak długo zna pan swoją żonę?
 -Dziesięć lat. Małżeństwem jesteśmy od ośmiu.-dodaje
 -Tak szczerze, ile ma pan czasu wolnego?
 -To zależy.-waha się- W sezonie klubowym jest go na pewno więcej niż w trakcie reprezentacji.
 -Dobrze.-potakujesz- Dajmy na to, że gra pan mecz, oczywiście w Bełchatowie. Powiedzmy, że o godzinie czternastej. O której pan wychodzi z domu i o której pan do niego wraca?
 -Wychodzę wpół do dwunastej, a powrót uzależniony jest od długości meczu. Maksymalnie po osiemnastej.
 -Jeśli to jest wyjazd?
 -Jedziemy dzień wcześniej, wracamy w zależności od godziny spotkania w ten sam dzień bądź następnego.
 -Wedle pana żony wracał pan o wiele za długo z meczy.-spoglądasz w kierunku sędziego- Wysoki sądzie, średnia trasa z hali do domu państwa Winiarskich nawet w przypadku, gdyby po meczu od razu biegł do domu, co jest właściwie niewykonalne bo zawsze czekają wywiady, fani, a także odnowa pomeczowa, zajmuje dobrych piętnaście minut z racji ruchu jaki panuje wtedy na mieście. Dlatego oskarżenia o ociągnie się w powrocie do domu są bezpodstawne, tak samo jak wyimaginowany romans mojego klienta. Niby kiedy miał go mieć? Wszyscy koledzy zgodnie twierdzili iż ostatnimi miesiącami wracał do domu kilka minut po zakończonym meczu, rzadko kiedy wychodził na spotkania towarzyskie. Sąsiedzi również to potwierdzą bo jak jeden mąż mówią iż niemal codziennie widywali pana Winiarskiego z synem, czy mijali go na klatce schodowej.
Potem przyszła kolej na mecenasa Majchrowskiego, który wyraźnie nie wiedział gdzie znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia po twoim skutecznym wystąpieniu. Tonący brzytwy się chwyta, a więc próbował nawet najbardziej absurdalnych metod.
 -Zna pan prywatnie panią mecenas?-pyta nagle adwokat, co wyraźnie szokuje twojego klienta
 -Owszem, znamy się.-przytakuje
 -Jak długo?
 -Jesteśmy z jednego miasta i praktycznie znamy się od małego.
 -Wysoki sądzie, co to ma wspólnego ze sprawą?-wtrącasz
 -Popieram panią mecenas.-przytakuje mężczyzna- Mecenasie Majchrowski, proszę zająć się sprawą.
 -Ależ zajmuję.-burczy- A może łączą państwa jakieś głębsze relacje?
 -Mecenasie, upominam pana po raz kolejny.-wtrąca sędzia, co zmusza twojego przeciwnika do zmiany taktyki
 -Dążę do tego iż są państwo dość bliskimi znajomymi, mieszkacie państwo w tym samym mieście od paru lat..
 -Nie mieliśmy przez ostatni lata żadnego kontaktu jeśli o to panu chodzi.-rzuca chłodno szatyn
 -A może jednak nie mówi pan całej prawdy?
 -Sprzeciw wysoki sądzie, mój klient doskonale wie, co grozi za mówienie nieprawdy pod przysięgą, a do tego pan mecenas próbuje chwytać się każdej możliwej rzeczy by uratować twarz.
 -Podtrzymuję.-kiwa głową mężczyzna- Pana mecenasa proszę o zajęcie miejsca, a na świadka poproszę powódkę.
Wtedy przy barierce stanęła małżonka Michała, wyraźnie poddenerwowana przebieg sprawy jak i poczynaniami swojego obrońcy. Spojrzałaś na swoje notatki przysłuchując się odpowiedziom kobiety na zadawane jej przez Majchrowskiego pytania. Tak jak się spodziewałaś, nie wniosły one do sprawy zupełnie niczego nowego. Po kilku minutach przyszła twoja kolej.
 -Jak wspomniał pani mąż znacie się od dziesięciu lat, więc zanim wzięliście ślub byliście państwo ze sobą razem przez dwa lata, mam rację?-spoglądasz w jej kierunku, a ona kiwa twierdząco głową- Czy przez okres dwudziestu czterech miesięcy była pani nieświadoma zawodu wykonywanego przez pana Winiarskiego?
 -Wiedziałam, że jest siatkarzem.-przełyka głośno ślinę- Poznaliśmy się na hali.
 -Więc znała pani jego tryb życia, wiedziała, że jego zawód wiązał się z licznymi podróżami i sporą liczbą dni spędzonych poza domem. Mimo to, zdecydowała się pani wyjść za moje klienta za mąż, co można było uznać za absolutną zgodę na życie ze sportowcem, takie, a nie inne. Skąd po latach zmiana zdania?
 -Przestał się mną interesować. Był kompletnie obojętny, wracał co raz później do domu.
 -A jak z panią?-pytasz
 -Starałam się o to by to uczucie nie wygasło, ale po czasie przestałam.
 -Ma pani świadków na to, co przed chwilą pani powiedziała?
 -To są sprawy między nami..
 -Czyli pani nie ma.-przerywasz jej- Skąd pomysł z romansem? Jakieś niezbite dowody?
 -Zapach damskich perfum, blond włosy na ubraniach.
 -Nawet przechodząc w supermarkecie można takie "dowody" złapać.-delikatnie kpisz- Dobrze, a co mówi pani nazwisko Rafał Dubicz?
 -To mój znajomy.-odpowiada wyraźnie zakłopotana twoim pytaniem
 -Jakie relacje panią z nim łączą?
 -Nie muszę odpowiadać na to pytanie.-mówi zmieszana
 -Jak często panią odwiedzał?
 -Czasem się widywaliśmy.-wzrusza ramionami
 -Z zeznań sąsiadki wynika iż czasem to jakieś kilka razy w tygodniu.-mówisz triumfalnie- Tak samo jak to, że ostatnimi czasy na próżno było szukać syna w panie towarzystwie. Gdy nie był pod opieką ojca, zajmowali się nim dziadkowie, nie mam racji?
 -Zdarzyło się czasem, że Olek został u dziadków.
 -Ile to trwa?-pytasz bez ogródek, a gdy widzisz jej minę wbijasz jej szpilę- A w którym miesiącu ciąży pani jest?
 -Słucham?-pyta wyraźnie zszokowana
 -Z moim klientem nie miała pani kontakt cielesnego od miesięcy, nie wspomnę o głębszych relacjach.-bierzesz głęboki oddech- Jak wytłumaczy pani luźniejszy ubiór, pełniejszą twarz i zdecydowanie częste wizyty w przychodzi ginekologicznej od przeciętnej kobiety?- dostrzegając brak reakcji z jej strony dodajesz- Dziękuję, nie mam więcej pytań.
Po krótkiej naradzie sądu, przewodzący sprawą zarządził iż wyrok zapadnie na kolejnej rozprawie, a także rozwiązane zostaną wszelakie sprawy majątkowe i opieki na synem. Jednymi słowy wszystko poszło wedle twoich oczekiwań. Po chwili rozmowy z sędzią, który prywatnie był twoim dobrym znajomym podszedł do ciebie Michał z propozycją kawy. Nie mając ciekawszych perspektyw na spędzenie tego popołudnia zgodziłaś się. Po zamówieniu kawy i kawałka ciasta z jagodami zauważyłaś iż para błękitnych oczu intensywnie ci się przygląda.
 -Coś nie tak?-pytasz
 -Nie chciałbym w sądzie stać z tobą po przeciwnych stronach.-mówi z cieniem uśmiechu na twarzy
 -Bez przesady, aż taka zła chyba nie jestem?-uśmiechasz się
 -Wręcz przeciwnie, zjadłaś adwokata mojej żony jak przystawkę.
 -Za to w końcu mi płacisz, czyż nie?
 -Lepiej nie mogłem trafić.-kiwa głową
 -Nie kracz bo jeszcze nie wygraliśmy tej sprawy.
 -No właśnie, jeszcze. Po tym nokaucie nie sądzę by udało im się jeszcze jakoś obronić.
 -Witam w moim świecie.-mówisz po czym upijasz łyk kawy po czym wasza rozmowa schodzi na swobodniejsze tematy takiej jak problemy życia codziennego, podwyżki rachunków, wieczne korki w centrum i tym podobne. Generalnie rzecz biorąc ta rozmowa nie wniosła niczego w waszych stosunkach. Pomimo tego iż znaliście się dobrych kilkanaście lat, to w tej chwili dystansowałaś Michała do klienta, nic poza tym. Do tego jego towarzystwo w dalszym ciągu delikatnie cię krępowało, przez co czułaś się nieswojo w rozmowie wykraczającej poza sprawy zawodowe.
 Po zakończeniu spotkania ze starym znajomym wróciłaś do kancelarii. Odbyłaś dwa spotkania z klientami o diametralnie innych sprawach by po wykonaniu kolejnej papierkowej roboty opuścić swoje miejsce pracy i udać po córkę do szkoły. Wedle tradycji skoczyłyście na drobne zakupy po czym pognałyście do domu, przyrządziłyście obiad i powtórnie udałyście się w podróż, tym razem na zajęcia Anieli. Jak większość mam zostawałaś by rzucić okiem jak radzi sobie twoja pociecha. Umówmy się, na karate znałaś się tyle, co na fizyce kwantowej, aczkolwiek starałaś się jakkolwiek pojąć głębię tegoż sportu. Na początku szło ci to jak po grudzie, ale z każdymi kolejnymi minutami obserwacji byłaś odrobinę mądrzejsza w tym temacie. Dodatkowo nie dało się ni zauważyć, iż Aniela naprawdę dobrze się bawiła i szczerze polubiła te zajęcia. Kto wie, może spoglądałaś na początki przyszłej mistrzyni? Jako matka wyobrażałaś sobie córkę raczej jako baletnicę albo tancerkę, ale przecież to jej wybór. A gdy ona była zadowolona, czy tobie pozostawało coś innego? No właśnie.
 -O mój Boże nie wierzę, Jagódka?-słyszysz kobiecy głos by natychmiast się odwrócić. Przez sekundę spoglądasz na nieco starszą kobietę i nie bardzo wiesz skąd ją znasz. Dopiero po chwili rozmyślań przypominasz sobie jej postać.
 -Dzień dobry pani Aniu.-uśmiechasz się w kierunku pani Winiarskiej- Co panią sprowadza do Bełchatowa?
 -Spytałabym o to samo słoneczko.-odpowiada wyraźnie zadowolona z twojego widoku- Michał ma trochę problemów osobistych i przyjechałam mu pomóc. A co u ciebie?
 -Wie pani, jakoś leci. Raz z górki, raz pod górkę.-wzruszasz ramionami
 -Zgaduję, że czekasz na pociechę?-pyta na co ty kiwasz twierdząco głową- Twoja mama mówiła, że całkiem nieźle ci się powodzi kiedy ostatnio rozmawiałyśmy.
 -Nie narzekam, daję radę.-odpowiadasz kobiecie
 -Nawet nie wiesz jak dobrze cię było spotkać po latach moja droga. Wypiękniałaś.
 -Och i wzajemnie!-śmiejesz się
 -Lata płyną, a my wciąż piękne co?-unosi kąciki ust ku górze, by po chwili dodać- Nawet pomimo faktu, że rodziną w końcu nie zostałyśmy to i tak życzę ci jak najlepiej Jaguś, pamiętaj.
 -Dziękuję pani.-kiwasz głową
 -Troszkę nam zniszczyliście marzenia z twoją mamą, ale nie wszystko można mieć.
 -Naprawdę? Przepraszam, tak jakoś wyszło.-wzdychasz odwracając wzrok w kierunku Anieli
 -Ty nie masz za co.-klepie cię po ramieniu- Swoją drogą mam nadzieję, że twoja matka jest w Bełchatowie bo planuję zrobić jej niespodziankę.
 -Ostatnio trudno ją tu zastać.-mówisz z uśmiechem
 -Zajęłaby się wnukami, a nie na starość głupoty jej w głowie.
 -A niech korzysta z życia, w końcu może.-uśmiechasz się
 -Czasem chętnie bym się zabrała z nią.-odpowiada po czym żegna się z tobą i udaje się w kierunku wnuka z którym serdecznie się wita. Przyłapujesz się na tym, że przez chwilę ich obserwujesz, dopiero piskliwy głos twojej córki sprowadza cię na ziemię. Ta w drodze powrotnej do domu mówi jak najęta, choć starasz się jej słuchać to wcale nie wychodzi ci to dobrze. Znów zaczęłaś myśleć. Zbyt wiele myśleć. O tych sprawach o które były zakazane. Przynajmniej w twojej głowie. Przez tyle lat skrupulatnie trzymałaś się tegoż zakazu by nieświadomie przekroczyć granicę. Sama nie wiedziałaś dlaczego to wszystko nagle zaczęło do ciebie wracać. Wszystkie wspomnienia, jedno po drugim pojawiały się przed oczami, gdy tylko przymknęłaś powieki. Powoli chyba zaczynałaś wpadać w paranoję. A w nią wpędzała cię ta samotność. Duchowa potrzeba posiadania kogoś bliskiego swemu sercu. Kogoś kto będzie siedział z tobą w zimnym jesienny wieczór obok ciebie. Osobę, która będzie cię rozumieć bez słów. Drugiego człowieka, który przytuli cię, gdy tylko będziesz tego potrzebowała. Mężczyzny, który pokocha cię całym swoim sercem jak i umysłem, a także zrobi to samo w stosunku do twojej córki.
  Tego wieczora było ci okropnie źle. Czułaś się fatalnie w swoim wnętrzu. Twoje myśli cię przygniatały. Potrzebowałaś się wygadać. Miałaś nieodpartą potrzebę powiedzenie o tym komukolwiek. Chciałaś by ktoś cię wysłuchał. Ale przecież byłaś szczęśliwa tak jak było. Byłaś twardą i niezależną kobietą. Wydarzenia twojego życia tak właśnie cię ukształtowały. Rzadko mówiłaś o swoich uczuciach. Nie pamiętasz kiedy ostatnio rozmawiałaś z kimś naprawdę szczerze o tym, co było w twoim środku. Z twoich ust nigdy nie wyszły słowa, które wyjść już dawno powinny. Bo to właśnie te słowa co raz bardziej ci ciążyły. To one doprowadzały cię do powolnej samo destrukcji. To te niewypowiedziane słowa doprowadzały cię do czynów, które zwiększały natężenie bólu. Znowu sięgnęłaś po swój zakazany karton z fotografiami. Znów wyciągnęłaś jedno z nich. Przez dłuższą chwilę się mu przyglądałaś, bez większych emocji. Dopiero po chwili odwróciłaś fotografię. A na rewersie widniały staranie wykaligrafowane słowa, tak jak i na setki innych. Dlaczego? Taki po prostu mieliście zwyczaj. Pisaliście, co też tylko przyszło wam do głowy.

Miłość jest kotem. Przychodzi, kiedy ma na to ochotę. Nie pytając o zdanie siada na kolanach i ogrzewa Cię samą swoją obecnością. Ma pazury, ale i tak wiesz, że fajnie jest mieć kota.

  I choć nigdy nie lubiłaś kotów to w tym momencie zdałaś sobie sprawę, że chyba pora zacząć się do nich przekonywać. Miałaś przecież kiedyś kota. Było dobrze, do czasu, gdy się nie okazało, że tak naprawdę za tymi zwierzętami nie przepadasz. Wtedy on poszedł swoją drogą, a ty zostałaś sama, aż po dziś. Wreszcie chyba dojrzałaś by go mieć, nie na rok, czy dwa. Pragnęłaś go mieć na zawsze. Aż po kres swych sił.


~*~
Dziś bez szału, aczkolwiek akcja z żółwim tempem zaczyna się rozpędzać. Jak co rozdział, co nieco się dowiadujecie, bohaterowie co raz odsłaniają swoje oblicza, generalnie pojawiają się zdawkowe ilości informacji o ich przeszłości. Coś tam już wiecie, możecie mieć domysły, ale jak wspominałam, tu raczej prostych rozwiązań nie znajdziecie zbyt wiele. To tak swoją drogą. Ja standardowo nie poddaję ocenie rozdziału, to pozostawiam już w Waszych rękach.
Życzę miłego, ostatniego przedświątecznego tygodnia!
Ściskam,
wingspiker.

sobota, 6 grudnia 2014

#quatre.


  Początek tego dnia wcale, a wcale nie zapowiadał nic specjalnego. Jak zwykle rano podrzuciłaś Anielę do szkoły, a sama wpadłaś w wir pracy, począwszy od kilku godzin spędzonych na sali rozpraw po różne spotkania z klientami, których broniłaś. Jednymi słowy, norma. Dopiero w przerwie na kawę dotarło do ciebie, że dzisiaj czeka cię rozmowa na którą czekałaś zdecydowanie długo. Bo prawdopodobnie dzisiaj otrzymasz odpowiedź na trapiące cię od lat pytania. Boisz się tego spotkania, jednak z drugiej strony pragniesz dowiedzieć się prawdy i mieć to za sobą. Wiesz, że musisz to zrobić. 
 -Pamiętaj o jutrze!-rzuca Daria w twoim kierunku
 -A co jest jutro?-marszczysz brwi
 -Jak to co!-prycha- Będziemy się bawić, gdyż mój wspaniały mąż się starzeje!-śmieje się
 -Ach tak, zapomniałam.
 -Tak też sądziłam, dlatego ci o tym przypominam.-uśmiecha się- No i powodzenia dzisiaj, wiesz z czym.-puszcza ci oczko
 -To spotkanie z serii takich, które musi się po prostu odbyć i tyle.-wzruszasz dość obojętnie ramionami
 -Tym bardziej dasz radę.-uśmiecha się pokrzepiająco w twoim kierunku po czym znika z twojego pola widzenia zaszywając się we własnym gabinecie. Niewiele potem odbywasz ostatnie tegoż dnia spotkanie z klientką starającą się o odszkodowanie od pracodawcy, mało przyjemna sprawa, aczkolwiek, któraś z was musiała ją wziąć. Po nim porządkujesz biurko, sprzątasz akta leżące niemal w całym pomieszczeniu o które się nieustannie potykałaś ilekroć wchodziłaś czy wychodziłaś z pomieszczenia. Kiedy kończysz wreszcie widzisz biurko, stwierdzasz przy tym, że twój gabinet już dawno nie wyglądał tak dobrze. Zadowolona efektem finalnym opuszczasz miejsce swojej pracy meldując przyjaciółce swoje wyjście. Odpalasz silnik auta po czym kierujesz się ku miejscu spotkania. Kiedy parkujesz auto i wyciągasz kluczyki ze stacyjki odczuwasz delikatne zdenerwowanie. Bierzesz głęboki wdech po czym wypuszczasz głośno powietrze z ust. Jeszcze kilka minut byłaś oazą spokoju, a w chwili obecnej naprawdę się denerwowałaś, tym bardziej, że nie byłaś do końca pewna powodów tego właśnie stanu. Czy obawiałaś się tego, co możesz za chwilę usłyszeć? Możliwe. A może jednak przeraziła cię sama przeszłość o której przez ostatnie lata tak bardzo pragnęłaś zapomnieć? Sama nie wiedziałaś, co myśleć o tym wszystkim. Nie mogłaś jednak spędzić reszty dnia siedząc w samochodzie, jeszcze bardziej paraliżując się ze strachu. Po prostu zebrałaś się w sobie najszybciej jak mogłaś w tej chwili i wysiadłaś z samochodu. Mówisz sobie w myślach teraz albo nigdy, po czym pewnym krokiem ruszasz w kierunku kawiarni. Gdy wchodzisz do środka nogi delikatnie się pod tobą uginają, ale nie chcąc dać po sobie tego poznać kroczysz odważnie dalej. Wymuszasz uśmiech na widok swojego znajomego po czym zajmujesz miejsce naprzeciw niego. Składasz zamówienie kelnerowi, który pojawia się dosłownie sekundę po twoim przybyciu do stolika. Splatasz ręce na stoliku po czym podnosisz wzrok ku górze. Napotykasz beztroskie błękitne spojrzenie z którego wręcz emituje ciepło. Dokładnie tak, jak kiedyś.
 -Ciesze się, że się zgodziłaś.-rzuca w twoim kierunku
 -Gdybym tego nie zrobiła pewnie byś mi dał spokoju.-odpowiadasz z cieniem uśmiechu
 -Pewnie tak.-kiwa głową rozbawiony- Dobrze cię spotkać po latach.
 -I tylko to chciałeś mi powiedzieć?-przechylasz głowę na bok
 -Nie.-kręci głową- Masz córkę.
 -A ty syna.-odpowiadasz mu nie dając za wygraną
 -Podobna jest do ciebie.-mówi niewzruszony
-To samo mogłabym powiedzieć o twoim synu.
 -I tak będzie wyglądać ta rozmowa?-pyta ci się przyglądając
 -To ty chciałeś rozmawiać.-wzruszasz ramionami
 -Zgadza się.-przytakuje ci- Nie wiem od czego mam w ogóle zacząć, ale zacznę od tego głupiego przepraszam.
 -Ale za co?
 -Za to, że wtedy wyjechałem.-mówi nieco ciszej
 -To była twoja decyzja, byłeś dorosły, więc miałeś prawo do jej podjęcia.
 -Owszem, ale tak zaślepiła mnie ta propozycja gry, że przez swoją głupotę zniszczyłem coś bardzo ważnego dla mnie.-mówi wciąż spoglądając w twoim kierunku
 -Daj spokój, to przeszłość.-kręcisz głową- Przecież gdybyś wtedy nie wyjechał, nie wiesz czy byś był tutaj, gdzie teraz jesteś. Zrobiłeś karierę o jakiej marzyłeś.
 -Może i owszem, ale cię zraniłem, nie powiesz, że tak nie było Jagoda. Przepraszam, że tak po prostu wyjechałem.
 -Musiałam się liczyć z tym, że pewnego dnia ktoś zauważy twoją świetną grę i po prostu wyjedziesz i zostawisz mnie samą. Za co więc mnie przepraszasz? Przecież nie mogłam wyjechać z tobą.
 -Za to, że tak łatwo odpuściłem.-wzdycha
 -Chyba tak po prostu miało być. Nasze drogi musiały się rozejść i musieliśmy ułożyć sobie życie.
 -Jeśli tak, to słabo mi to wyszło.-nieco pochmurnieje
 -Świat nie kończy się na rozwodzie.
 -Mówisz to jako prawnik czy jako dobra znajoma?-pyta
 -Jako, że to spotkanie towarzyskie, jako dobra znajoma.-odpowiadasz mu- Nie zawsze w życiu musi nam wszystko wychodzić.
 -A tobie co nie wyszło w takim razie? Atrakcyjna pani adwokat z rodziną.
 -Moje życie wcale nie jest tak idealne jakby się mogło wydawać.-wzdychasz uciekając wzrokiem na okno- Może i udało mi się skończyć studia i utrzymać w zawodzie, co jest moim zawodowym sukcesie, tak prywatnie to nie wygląda już tak wspaniale.
 -Nie powiesz mi chyba, że też zaliczasz się do klubu rozwodników? W to nie uwierzę.-kręci głową
 -Nie będziesz musiał.-mówisz- Po prostu jedyną rzeczą jaka w życiu mi się udała nie licząc pracy to córka.
 -Musi być cudownym dzieckiem, skoro Oliwier ją polubił, a on nie posiada zbyt wiele koleżanek, które darzy sympatią.
 -Powiedziałabym to samo w przypadku Anieli.-uśmiechasz się na samo wspomnienie córki
 -Właściwie to jak znalazłaś się w Bełchatowie?-pyta po chwili
 -Po roku od twojego wyjazdu mój ojciec dostał propozycję pracy w Bełchatowie, więc razem z mamą się tu przenieśli, ja jakieś kilka miesięcy po nich przeniosłam się na uniwersytet łódzki. Potrzebowałam chyba zmiany otoczenia. Po ukończeniu studiów chciałam wyjechać zagranicę, ale życie delikatnie mówiąc zweryfikowało mi plany. Najpierw urodziła się Aniela, potem mój ojciec zmarł na zawał, więc ta opcja po prostu przestała wchodzić w grę. I tak mi się tu spodobało, że mieszkam tu po dziś dzień i na razie ani mi się widzi stąd wyprowadzać.-kończysz swój wywód po którym twój rozmówca opowiada swoją historię życia, pełniejszą wersję tego, co wiedziałaś z akt rozprawy czy od niego samego w celach wystosowania odpowiedniej obrony. Dowiedziałaś się, że związał się ze znajomą, którą poznał jeszcze w czasach liceum jakiś rok po wyjeździe z Bydgoszczy. Razem z nią wyjechał do Włoch, gdzie grał przez najbliższe dwa sezony, w między czasie po dość nieprzemyślanej decyzji wzięli ślub i urodził im się syn. Reszta opowieści dotyczyła głównie siatkówki i jego syna, wcale nie dziwiłaś się, że osobę żony w swoich wypowiedziach po prostu omijał. Zdecydowanie nie był to temat o którym pragnął rozmawiać, a do tego z całą pewnością była to dla niego swego rodzaju osobista porażka i delikatna sprawa.
 -A jak twój syn się w tym odnajduje?-pytasz
 -Na początku sobie z tym w ogóle nie radził, ale teraz jakoś przyzwyczaja się do tego, że tata i mama nie są razem.-wzdycha ciężko przeczesując włosy palcami- Dla mnie też to nie jest proste.
 -Po tylu latach bycia ze sobą, nagle okazuje się, że osoba z którą się żeniłeś okazała się zupełnie kimś innym?
 -Mniej więcej.-przytakuje- Jednymi słowy moje życie wcale nie wygląda tak, jak sobie to wyobrażałem.
 -Rozwód to ludzka rzecz, takie rzeczy się zdarzają.-starasz się go jakoś podnieść na duchu
 -Zdaję sobie z tego sprawę, ale dla mnie to porażka.-kręci głową- Czasem zastanawiam się, co by było gdyby...
 -Tego nie wiesz i chyba nigdy się nie dowiesz.-przerywasz mu- Życie nigdy nie jest takie, jakie byśmy chcieli by było. Nie raz skopie nas po czterech literach, ale najważniejsze to umieć odnajdywać w nim pozytywy.
 -Widzę tu się nie zmieniłaś. Wciąż wiesz, co powiedzieć w odpowiedniej sytuacji.-unosi kąciki ust delikatnie ku górze
 -Pewnych rzeczy nie da się zmienić.-odpowiadasz z cieniem uśmiechu na twarzy
 -Lata mijają, a my wciąż tacy samy, co?
 -Wizualnie raczej nie, ale w środku na pewno coś w nas zostało z tamtych lat.
 -To fakt, wyglądasz naprawdę świetnie.-uśmiecha się
 -To samo powiedziałabym o tobie, nie jesteś już tą wysoką i chudą tyczką co kiedyś.-śmiejesz się cicho- Ale założę się, że fanek masz jeszcze więcej.
 -A ty adoratorów.-unosi brew ku górze
 -Nie zwracam raczej na to uwagi.-wzruszasz ramionami- Chyba po prostu nie mam na to czasu.
 -Skądś to znam.-mówi przesuwając palcem po brodzie po czym wasza rozmowa schodzi na dość błahe sprawy wiążące się z szarą codziennością. Gawędzicie jak starzy znajomi, przynajmniej tak to wyglądało z boku. W porównaniu z pierwszymi minutami rozmowy, ta zdecydowanie nabrała rumieńców. Sama czułaś, że w pewien sposób się przełamałaś i przestałaś się tak krępować jego towarzystwem. Rzekłabyś wręcz, że dość przyjemnie wam się rozmawiało, nawet pomimo przeszłości, która była dość bolesną sprawą, przynajmniej w twoim wypadku.
 -Mogę ci zadać jedno pytanie?-rzucasz w jego kierunku kiedy opuszczacie lokal
 -Pewnie.-kiwa głową
 -Jedno pytanie, które nie daje mi spokoju od paru lat.-bierzesz głęboki wdech- Dlaczego wyjechałeś tak bez słowa? Dlaczego przestałeś się odzywać?
 -Jagoda, ja... nie wiem co mam powiedzieć.-odpowiada wyraźnie zakłopotany
 -To nic dla ciebie nie znaczyło? Ja nic nie znaczyłam?-pytasz ciszej, a gdy widzisz, że totalnie zastrzeliłaś go tym pytaniem dodajesz- Zapomnijmy o tym, nie było pytania.-po czym odchodzisz bez słowa zostawiając go w zupełnym osłupieniu. Wracasz do pustego mieszkania jak gdyby nigdy nic. Nie wiesz, co myśleć o tym spotkaniu, więc po prostu nie zawracasz sobie nim głowy. Stare pudło pełne przeszłości wrzucasz powtórnie głęboko w czeluści szafy po czym przechodzisz do przygotowania jakieś kolacji oraz zastanowienia się nad tym, co podarować mężowi swojej przyjaciółki jutrzejszego dnia. Na tym właśnie upływa ci reszta wieczoru. O poranku wybierasz się na małą przebieżkę, a gdy wracasz po kąpieli wyruszasz w kierunku centrum handlowego. Spędzasz w nim dłuższa chwilę, kupujesz ulubiony trunek dla męża Darii, a przy okazji odwiedzasz parę sklepów i poświęcasz czas na małe zakupowe szaleństwo, które kończy się kilkoma torbami z zakupami. Wieczorem wyruszasz na imprezę urodzinową, na której spotykasz także i Roberta, który nie odstępuje cię przez resztę wieczoru. Niedzielę spędzasz na walczeniu z delikatnym bóle głowy spowodowanym wczorajszym zabawami zakończonymi dnia dzisiejszego w okolicach godziny trzeciej nad ranem. Dopiero wieczorem, gdy dochodzisz do siebie odbierasz córkę od mamy i wieczór spędzacie na wydawać się mogło pospolitych grach planszowych wybranych przez twoją pociechę.
  Nowy tydzień rozpoczynacie bez spóźnienia, co jest dla ciebie dobrym znakiem przez zbliżającą się harówką. Gdy wchodzisz do swojego gabinetu zauważasz bukiet czerwonych róż stojący na twoim biurku. Zaciekawiona podchodzisz bliżej, zauważając dołączony do nich liścik. Mam nadzieję, że myślisz o mnie tak samo często, jak ja o Tobie. R.- daje się przeczytać starannie wykaligrafowane słowa. Przyznajesz, że masz dość mieszane uczuciem względem zarówno prezentu jak i samego adresata. To, że zatańczyłaś z nim kilka razy minionej soboty dla ciebie nic nie oznaczało, a obawiałaś się, że dla niego wręcz przeciwnie.
 -Ktoś tu ma cichego wielbiciela!-rzuca Daria stojąc w progu twojego gabinetu
 -Nigdy nie nauczysz się pukać kochana?-spoglądasz na nią przez ramie
 -Akurat było otwarte.-pokazuje ci język- Od kogo to?-pokazuje palcem na bukiet
 -Od pewnego nieustępliwego szatyna, który w sobotę zyskał zaszczytne miano rzepa od pewnego gadatliwej i wścibskiej brunetki.-unosisz kąciki ust ku górze
 -On tak na poważnie?-dziwi się
 -Na to wygląda.-wzruszasz ramionami
 -A jak z tobą?
 -Kwiaty są piękne, ale nie do końca jestem przekonana czy mam ochotę na bliższe kontakt z adresatem.
 -Jest coś, co chciałabyś mi powiedzieć?-spogląda na ciebie pytająco. Musiałaś przyznać, że jak mało kto, potrafiła dostrzec, że coś leżało ci na sumieniu. Przed nią o tyle co nie umiałaś tego ukryć, co też nie chciałaś tego robić.-Jaguś, możesz mi mówić wszystko, a przecież widzę, że coś ci leży na sumieniu.
 -Po prostu nie czuję, że to ten.-wzdychasz
 -Czasem to nie przychodzi od razu. Popatrz na mnie i Mateusza. Zanim byliśmy razem, znaliśmy się dziesięć lat. Jeśli to ma być to, to uczucie przyjdzie z czasem, tylko musisz dać mu się rozwinąć.
 -No właśnie mam wątpliwości, czy aby na pewno to odpowiedni kandydat dla mnie.
 -Po prostu boisz się, że Aniela go nie zaakceptuje lub na odwrót?
 -Ostatnio dobitnie dała mi do zrozumienia, że mogę sobie kogoś znaleźć, byle nie był to Robert.
 -Widzę mała ma gadane tak samo jak mamuśka.-chichocze- Nie masz nic do stracenia w tej sytuacji, możesz tylko zyskać.
 -Może i masz rację.-odpowiadasz nie mając większej ochoty na kontynuowanie rozmowy o twoim życiu uczuciowym, co było dla ciebie dość drażliwym tematem. Wolałaś kiedy uwaga nie skupiała się na tobie, zdecydowanie bardziej odpowiadało ci gadanie przyjaciółki i wyrzucanie przez nią słów w zawrotnym tempie, jej narzekanie na partnera czy zachwycanie się jaki to wspaniały nie jest, gdy coś uczyni. Czasem, gdy jej słuchałaś, miałaś delikatne uczucie zazdrości gdzieś w głębi serca. Nie chodziło o zawiść, po prostu zazdrościłaś przyjaciółce iż miała u boku mężczyznę, którego kochała i który kochał ją. Zazdrościłaś jej, że wieczorami ma się do kogo przytulić, a nawet kogoś ochrzanić za bałagan pozostawiony w mieszkaniu. Wierzyłaś, że pewnego dnia i ty będziesz mogła to robić. Chciałaś się jeszcze zakochać. Czy tak wiele od życia wymagałaś?


~*~
 Witam Was moje drogie, tydzień minął, pojawiam się i ja. Dzisiejszy rozdział zdecydowanie o wiele bardziej ciekawy aniżeli poprzedni, dość przejściowy. Troszkę się dzieje, co nieco się możecie dowiedzieć, ale wciąż owianych tajemnicą pozostaje sporo rzeczy.
Byłyście grzeczne w tym roku? Bądź, co bądź, podrzucam mikołajkowy rozdział do tych prezentów i wirtualny uścisk ode mnie.
Trzymajcie się,
wingspiker.

+tak na marginesie, pamiętajcie, że to co piszę jest  dla Was, taka była Wasza wola, więc enjoy

sobota, 29 listopada 2014

#trois.


  Przez dłuższa chwilę siedzicie w nieprzyzwoitym milczeniu. Gdy spoglądasz w jego kierunku doskonale widzisz, że bije się z własnymi myślami. Mimo to wcale nie zamierzałaś zaczynać rozmowy. To w jego interesie było przyjście tu i porozmawianie z tobą. Dlatego też nie planowałaś mu tego ułatwiać.
 -Wiem, że się na mnie zawiodłaś.-mówi wreszcie- Nie podołałem.
 -Daj spokój Robert.-przewracasz oczami
 -Musiałem to wszystko sobie przemyśleć bo nie powiem, trochę mnie przestraszył fakt tego jak szybko to zaczęło się rozwijać.-kontynuuje nie zważając na twoje słowa- Ale przemyślałem sobie to wszystko, wiem, zajęło mi to trochę czasu. 
 -I przyszedłeś tu tylko dlatego bo chciałeś mi powiedzieć, że coś sobie przemyślałeś?-wtrącasz się, a on potrząsa głową
 -Chciałem powiedzieć, że dalej zależy mi na naszej znajomości Jagoda.-spogląda niepewnie w twoim kierunku- I nie obchodzi mnie fakt, że masz dziecko.
 -I co chcesz przez to powiedzieć?
 -Chcę powiedzieć tylko tyle, że nasza relacja była i dalej jest dla mnie ważna i że nie chciałbym z niej rezygnować.
 -A nie zrobiłeś już tego?
 -Możliwe, że poniekąd tak.-przytakuje- Żałuję tego, że nie potrafiłem tego zrozumieć wcześniej. Więc chciałem cię prosić o ostatnią szansę, proszę.
 -Dlaczego miałabym to robić?
 -Bo z tego może być coś fajnego?-uśmiecha się delikatnie w twoim kierunku
 -Bez ryzyka nie ma zabawy hmm?-pytasz patrząc na niego- Nie mówię, że jestem specjalną zwolenniczką, ale jeśli się postarasz to może..
 -Dzięki.-uśmiecha się szeroko- Nie będę ci zajmował więcej czasu. Dobranoc.-mówi nieco ciszej
 -Dobranoc.-odpowiadasz mu z cieniem uśmiechu, a on po chwili ciszy składa delikatny pocałunek na twoim policzku po czym opuszcza twoje mieszkanie. Przez chwilę stoisz jak wryta w ziemię nie potrafiąc za bardzo zebrać myśli. Dłuższą chwilę zajmuje ci przeanalizowanie tego, co stało się dosłownie chwilę temu. Nie wiesz czy aby na pewno dobrze postąpiłaś, ale odważyłaś się zrobić te pół kroku do przodu w relacjach z mężczyznami. Umiarkowanie zadowolona z tego właśnie faktu odpłynęłaś w krainę snów.
  Standardowo do kancelarii wpadłaś niemal równo z wybiciem godziny dziewiątej i nie zaznając ani sekundy wytchnienia, chcąc nie chcąc zostałaś rzucona w wir sterty akt leżących na twoim biurku i spotkań z klientami. Dopiero po dwunastej znalazłaś kilka minut by wypić w pośpiesznym tempie kawę zamieniając przy tym dosłownie kilka słów z Darią. Wtedy pognałaś do sądu z którego wyrwałaś się dopiero półtorej godziny później, po czym udałaś się na spotkanie, tym razem na neutralnym terenie bo w jednej z bełchatowskich kawiarni w której przywitała cię para przeraźliwie błękitnych oczu. 
 -Przejdziemy od razu do konkretów to szybciej nam pójdzie.-mówisz w jego kierunku po czym otwierasz notatnik- Kiedy dokładnie zaczęło się między wami dziać źle?
 -To było jakieś kilka miesięcy temu, chyba z siedem lub sześć.-kiwa głową jak gdyby potwierdzając samemu sobie- Zaczęło się od tego, że żona zaczęła mi wypominać późne powroty do domu z treningów czy meczy, oczywiście szukając w tym jakiegoś drugiego dna. Zaczęła przeszukiwać moje rzeczy, czytać moje smsy szukając jakiegokolwiek znaku zdrady. Oskarżać mnie o obojętność, chłód, nieokazywanie jej jakichkolwiek uczuć, o to, że przestałem w niej dostrzegać kobietę i traktuję ją tylko jak pokojówkę i opiekunkę do dziecka. Potem było co raz gorzej bo zaczynała mieć na tym punkcie jakąś obsesję. Po kilku tygodniach się uspokoiła, myślałem, że jej przeszło. Wtedy sama zaczęła się stroić, przesadnie dbać o wygląd, wychodzić gdzieś wieczorami zostawiając syna u naszych znajomych czy angażując w to swoich rodziców, gdy mnie nie było wtedy w domu. Sam wtedy zacząłem podejrzewać, że coś musi być na rzeczy bo nawet w trakcie naszego małżeństwa po prostu tego nie robiła. Kiedy spytałem ją wprost czy kogoś ma urządziła mi okropną awanturę, wpadła wręcz w furię, zaczęła mnie wyzywać i rzucać jakimiś chorymi oskarżeniami i kazała mi się wyprowadzić. 
 -Wyprowadziłeś się?-wtrącasz swoje pytanie
 -Nie.-kręci głową wzdychając- Wtedy sądziłem, że może jeszcze uda nam się jakoś to naprawić, chociażby ze względów na syna. Niestety było co raz gorzej, wylądowałem w pokoju gościnnym, a ona jak wychodziła wieczorami, tak robiła to dalej, czasem nawet i nie wracając do domu na noc. Mijaliśmy się tak dobrych kilka tygodni, aż do momentu, gdy oznajmiła mi, że chce rozwodu i to z mojej winy. Wyśmiałem ją bo tak naprawdę ona sama pogrążyła moje małżeństwo, ale oczywiście nie przyjęła tego do wiadomości wyliczając mi jakieś liczne, wyimaginowane kochanki i romanse. Kilka dni po tym jak się wyprowadziła, od jej przyjaciółki dowiedziałem się, że jest w ciąży. Oczywiście, nie ze mną.
 -Jeśli jest tak jak mówisz, to nie twoja żona nie ma żadnych podstaw żeby wygrać.-mówisz po chwili analizy- Jeśli faktycznie jest w ciąży, to sama się tym pogrążyła.
 -A co z opieką nad Olkiem?-pyta
 -Jeśli chodzi o tą sprawę to nie potrafię ci niczego obiecać. Tutaj szanse są podzielone, może i z delikatną przewagą twojej żony. Prowadzisz taki tryb życia, że jesteś w nieustannych rozjazdach, a sam fakt mocnej więzi może w tym wypadku nie pomóc. 
 -Czyli nie mam szans?-pyta zrezygnowany
 -Szanse są zawsze, jak duże to wyjdzie to w sądzie.-odpowiadasz mu
 -Dziękuję, że się zgodziłaś.
 -To moja praca.-wzruszasz ramionami- Z resztą podziękujesz mi jak wygramy.-dodajesz z nieco wymuszonym uśmiechem
 -Może.. spotkalibyśmy się na kawę? Pogadalibyśmy jak starzy, dobrzy znajomi.-mówi po chwili ciszy
 -Michał, ja nie wiem czy to jest dobry pomysł...-wzdychasz
 -Skoro po tylu latach los nas postawił sobie na drodze to to musi być okazja ku rozmowie. Proszę.
 -Jest sens do tego wracać?-pytasz wzdychając
 -Zależy mi na tej rozmowie, naprawdę.-mówi niemal błagalnym tonem
 -Dobrze.-przewracasz oczami doskonale wiedząc, że on nie da za wygraną- Kiedy?
 -Najbliższy wolny termin?
 -Chyba piątek.-odpowiadasz sprawdzając dla pewności w terminarzu na co przystaje twój rozmówca. Po kilku minutach musisz uciekać na kolejne spotkanie, co musisz przyznać jest dla ciebie pewnego rodzaju ulgą. Nie byłaś przekonana, co do tego czy aby na pewno chcesz do tego wracać. Rozdrapywać rany, których zagojenie zajęło ci dłuższy okres czasu. Otwierać powtórnie rozdział, który zamknęłaś na klucz, który wyrzuciłaś gdzieś za siebie. Podświadomie bałaś się tej rozmowy, ale z drugiej strony mogła ci ona pomóc uporządkować demony przeszłości, choć w małym stopniu. Zadręczanie się tym tematem odrzuciłaś jednak na dalszy plan, zajmując się ważniejszymi sprawami.
 -Jesteś wolna w piątek rozumiem?-pyta Daria, gdy wpada do twojego gabinetu
 -To zależy o której.-odpowiadasz jej
 -Szesnasta?
 -Nie bardzo.-kręcisz głową
 -Czy to jest to, o czym myślę?-uśmiecha się szeroko
 -A to zależy o czym myślisz.
 -Umówiłaś się z kimś?-dopytuje
 -Może i tak, ale nie w celach towarzyskich.-studzisz jej zapał
 -No chyba nie powiesz mi, że spotkanie zawodowe?-krzywi się
 -Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
 -Trudno się mówi.-wzrusza ramionami rozbawiona- Mów, co to za spotkanie?
 -Z przeszłością.-wzdychasz
 -Z przeszłością?-powtarza- Czekaj, czy chcesz powiedzieć, że spotykasz się z...
 -Dokładnie.-przerywasz jej
 -Jesteś pewna?
 -Nie.-kręcisz głową- Nalegał, więc nie miałam wyjścia. Poza tym, minęło już wiele czasu i chyba pora wyjaśnić kilka spraw.
 -Wiesz co Jago?-pyta nagle- Cieszę się, że oddałam ci tą sprawę.-uśmiecha się szeroko na co ty kręcisz tylko z niedowierzaniem głową, a ta opuszcza po chwili twoje królestwo i powtórnie zagłębiasz się w pracy. Po piętnastej odbierasz Anielę ze szkoły po czym podrzucasz ją na zajęcia dodatkowe w czasie których cierpliwie na nią czekasz. Po powrocie nie porywacie się na nic specjalnego, Aniela ginie w swoim królestwie zabawek i tym podobnych, a ty tego wieczora wyjątkowo nie pracujesz. Rozsiadasz się na kanapie i mimowolnie wracasz do wydarzeń kilka lat wstecz. Zastanawiasz się, co chciałabyś się dowiedzieć. Które pytania najbardziej cię trapiły przez ostatnie lata. Po chwili dochodzisz do wniosku, że jest takich pytań cała masa i gdybyś je spisała, wyszła by całkiem niezła książka. Jednak najbardziej chciałaś dostać odpowiedź na to jedno, najbardziej głupie ze wszystkich pytań świata. Dlaczego? Dlaczego to się stało? Tak, zdecydowanie to trapiło cię niemal każdego dnia.
 Tego wieczora nie było dane ci głębiej rozwodzić się nad tym problemem. Twoją głowę zajął dość niespodziewany gość w postaci Roberta, który wyraźnie powtórnie pragnął zdobyć twoją uwagę za wszelką cenę. Nie chciałaś dawać mu większych nadziei, tym bardziej sobie. Wyszłaś z założenie, że jeśli coś z tego ma być, to to do ciebie przyjdzie. Na chwilę obecną jednak sama nie byłaś tak do końca pewna, jakie uczucia w tobie wywoływał. Jeszcze kilka miesięcy temu byś odpowiedziała na to pytanie bez zbędnego wahania. Teraz twoje poglądy na pewne sprawy uległy dość widocznej zmianie. A już na pewno poglądy na relacje z mężczyznami. Wciąż byłaś dość ostrożna mając z tyłu głowy wydarzenia sprzed kilku lat, ale postanowiłaś, że nie będziesz się tak alienować i odgradzać murem od tego typu spraw. Musiałaś kiedyś zaryzykować, ale dopiero po uprzednim wybadaniu gruntu. W chwili obecnej czułaś się jakbyś stała na grzęzawisku, dlatego też nie popadłaś w przesadny hurraoptymizm związany z jego osobą. Wyszłaś z założenia, że co ma być, to będzie. W życiu przeszłaś już zbyt wiele, by cokolwiek było w stanie cię zadziwić.
 -Mamo, mogłabym mieć do ciebie prośbę?-pytasz rodzicielki, gdy wieczorem was odwiedza
 -Mam popilnować Anieli?
 -Może nie do końca, ale coś w ten deseń.-odpowiadasz jej- W piątek mam popołudniu spotkanie, a Aniela ma zajęcia. Mogłabyś ją zabrać?
 -Nie ma sprawy skarbie.-kiwa głową- Zawodowe czy prywatne?-pyta po chwili
 -Skąd ja wiedziałam, że mnie o to spytasz?-śmiejesz się
 -Wiesz co? Daje ci wolny weekend.-mówi nagle- Aniela słoneczko, co ty na to, że na weekend wpadasz do mnie, a mama zajmuje się sobą?
 -Jestem za!-krzyczy radośnie blondynka
 -Nie spytacie mnie nawet o zdanie?
 -I tak zostaniesz przegłosowana moja droga.-szczerzy się kobieta
 -I co ja niby mam ze sobą zrobić przez cały weekend?
 -Zająć się sobą.-puszcza ci oczko
 -Pójść na randkę!-wtrąca najmłodsza z pań, co wy kwitujecie śmiechem
 -Aniela, a skąd ty znasz takie słowo?
 -Z filmu.-mówi wyraźnie zadowolona
 -W takim wypadku nie pozostaje ci nic innego jak wykonanie naszych poleceń.-uśmiecha się twoja matka
 -I tak pewnie skończę pracując.
 -O nie!-niemal krzyczy- Masz zakaz jakiejkolwiek pracy. To czas dla ciebie, na pracę będziesz mieć potem go całą kupę na tygodniu.
 -A może ja nie chcę nigdzie wychodzić i wolałabym spędzić ten weekend spokojnie?
 -Możesz tak spędzić weekend, ale na pewno nie ten.-mówi triumfalnie
 -Dobra, ja już nic nie mówię, bo widzę, że i tak nic nie wskóram.-wzdychasz ciężko, dając za wygraną. Nie bardzo uśmiechał ci się ich pomysł, powiedziałabyś, że nawet wcale, ale jak się przekonałaś, żadne narzekania w tym wypadku nic nie dadzą. Musiałaś chyba po prostu dostosować się do ich poleceń.
 -Mamo?-pyta cię córka przy śniadaniu
 -Co skarbie?-spoglądasz na nią
 -Jesteś na mnie i babcię zła?
 -Dlaczego miałabym być na was zła?
 -No bo kazałyśmy ci zrobić coś, czego nie chciałaś.-mówi
 -Nie jestem zła.-kręcisz przecząco głową- Może macie rację i powinnam gdzieś wyjść?-unosisz delikatnie kąciki ust ku górze
 -Tylko nie idź nigdzie z panem Robertem.
 -Dlaczego?-pytasz zszokowana jej słowami
 -Bo nie jest fajny.-mówi po czym kończy śniadanie i znika z twojego pola widzenia pozostawiając cię w niemałym zdziwieniu. Nie spodziewałaś się takich słów, już na pewno nie od niej. Nie miałaś zielonego pojęcia skąd taki wniosek u dziecka, ale byłaś pewna, że musiała mieć ku temu jakieś podstawy, mniej lub bardziej sensowne. Nie byłaś przekonana czy ta niechęć wynikła z tego iż poczuła się zagrożona przez to, że będzie musiała dzielić się mamą, która zawsze była do jej dyspozycji, czy raczej coś innego? Liczyłaś, że niebawem się tego dowiesz. Na chwilę obecną po prostu zostawiłaś to pytanie w kolejce za kilkunastoma innymi na których wyjaśnienie prawdopodobnie przyszła po latach pora.

~*~
Winiar byłby zbyt prosty, mówiłam, często nie będzie tu prostych rozwiązań.
Rozdział iście przejściowy, dzieje się nie za wiele, także jednymi słowy bez szału. Nie wyrabiam z niczym, o bloggerze nawet nie wspominając, także wybaczcie mi jeśli nie dotarłam do Was, zrobię to w najbliższym czasie, słowo harcerza! Za dwa tygodnie troszkę mi się zwolni czasu, więc wtedy koniec z kilometrowymi zaległościami w czytaniu i komentowaniu, I promise
Jeszcze raz dziękuję za opinie, niezwykle przyjemnie czyta się Wasze słowa, naprawdę :)
Miłego wieczoru!

sobota, 22 listopada 2014

#deux.


  Przez chwilę unikasz jego spojrzenia szukając akt jego sprawy. Dopiero, gdy odnajdujesz zgubę w stercie innej papierkowej roboty i podnosisz wzrok ku górze dostrzegasz błękitne spojrzenie utkwione w twojej osobie. Uśmiechasz się jedynie delikatnie w jego kierunku i otwierasz teczkę uważnie przyglądając się sprawie. Nie masz zbyt wiele czasu na rekonesans, więc spoglądasz na najistotniejsze szczegóły po czym powtórnie przenosisz swą uwagę na Winiarskiego. 
 -Wiem, że raczej nie tak powinno się rozpocząć rozmowę po latach, ale to moja praca. Dlaczego rozwód?-pytasz dość obojętnie
 -Z zupełnie ludzkich powodów.-wzrusza ramionami- Brak uczucia, zdrada...-urywa
 -Ale to twoja żona o niego wniosła, prawda?-ciągniesz
 -Zgadza się.-przytakuje bez większych emocji
 -Zdradziłeś ją?-wyraźnie szokujesz go tym pytaniem- Przepraszam, ale muszę wiedzieć takie rzeczy.
 -W porządku.-kiwa głową- Zarzuca mi brak czasu z powodu ciągłych wyjazdów, zaniedbywanie jej i syna, jakieś wyimaginowane romanse i nieczułość.
 -I to wszystko jest...?
 -Nie do końca prawdą.-wzdycha przeczesując włosy palcami oczywiście nieprzerwanie cię obserwując
 -Wspomniałeś o zdradzie.-wtrącasz
 -Moja żona jest w ciąży.-mówi bez emocji
 -I rozumiem, że nie jesteś ojcem?-pytasz, a ona kiwa twierdząco głową. Wszystko to skrupulatnie notujesz przy okazji zaglądając do notatek sporządzonych przez twoją przyjaciółkę w tej sprawie.- Sprawa jest dopiero za tydzień, więc mamy jeszcze sporo czasu na ustalenie wszelkich zeznań i taktyki.-mówisz w jego kierunku na co on przytakuje głową. Spotkanie uznałaś za zakończone jednak on, ani myślał ruszyć się z miejsca. Siedział przez dłuższą chwilę w milczeniu wyraźnie bijąc się z myślami. 
 -Nie sądziłem, że się spotkamy i to  Bełchatowie.-mówi nagle
 -Świat jest mały.-odpowiadasz wzruszając ramionami
 -Dobrze wyglądasz.-unosi kąciki ust ku górze
 -Ty również niczego sobie.-odpowiadasz mu również uśmiechem- Prócz tego, że się rozwodzisz, co słychać?
 -Co może być u mnie słychać? Gram, zwiedzam świat, standard.-odpowiada- A u ciebie? Widzę spełniłaś swoje marzenie i jesteś szanowaną panią adwokat.-uśmiecha się absolutnie uroczo
 -Nie powiem, to mi się udało.-przytakujesz mu- Poza tym nic ciekawego, masa pracy. Szara codzienność.
 -Długo tu mieszkasz?
 -Od sześciu lat.-odpowiadasz mu 
 -I naprawdę nigdy się nie spotkaliśmy?-kręci głową z niedowierzaniem
 -Zgaduję w takim razie, że grasz w Bełchatowie.
 -Dokładnie.-przytakuje- Od naszego ostatniego spotkania trochę minęło.
 -Kilka ładnych lat, nie powiem.-kiwasz głową, a wtedy między wami zapada nieprzyzwoita cisza. Uciekasz wzrokiem od jego spojrzenia, a gdy widzisz godzinę jaką wskazuje zegarek o mało nie zrywasz się na równe nogi. 
 -Przepraszam cię, ale jestem spóźniona.-rzucasz w jego kierunku, a on kiwa tylko ze zrozumieniem głową po czym wstaje z miejsca.- Nasza sekretarka da znać o kolejnym spotkaniu.
 -W zasadzie ja też muszę lecieć, moja kolej żeby zabrać syna ze szkoły.-wtrąca po czym podajesz mu dłoń. Dość szybko zabierasz swoją dłoń z jego uścisku bo jego dotyk pomimo upływu lat wciąż powodował dreszcze. Uśmiechasz się jedynie do niego po czym niemal równocześnie opuszczacie pomieszczenie oraz budynek. Wsiadasz do auta po czym jak wariatka pędzisz w kierunku szkoły mając nadzieję, że nie zostaniesz złapana przez policję za zbyt szybką jazdę. Gdy wpadasz do budynku szkoły zastajesz pustą salę lekcyjną, więc udajesz się w kierunku szkolnej świetlicy. Przepraszasz Anielę za spóźnienie wkupując się w jej łaski wypadem do jej ulubionej cukierni. Jak to miała w zwyczaju zdała ci szczegółową relację ze szkolnego dnia. Dopiero gdy wychodzicie z szatni twój wzrok powtórnie przykuwa ten sam blondwłosy chłopczyk. Wtedy twoja zagadka zostaje wyjaśniona w całości. U jego boku widzisz dwumetrowego szatyna. Dokładnie tego samego, który przed kilkunastoma minutami siedział w twoim gabinecie i opowiadał o swoim małżeństwie, które chyli się ku końcowi. Gdy na niego patrzyłaś niczym nie przypominał tego przygaszonego faceta, którym był przed momentem. Na jego twarzy widniał uśmiech, choć doskonale widziałaś, że jest on delikatnie wymuszony. Widziałaś z jaką czułością spogląda na syna. W tej właśnie chwili przez swoją nieuwagę dostrzegasz fakt iż cię zauważył. Pewnie stałabyś tam w ciągu dalszym gdyby nie ponaglająca cię córka.Jak kompletny tchórz odwróciłaś wzrok i jak gdyby nigdy nic wyszłaś za Anielą z budynku. W drodze powrotnej do domu spełniasz daną obietnicę i wpadacie do cukierni z której wychodzicie obładowane różnorakimi słodkościami i w pełni zadowolone powracacie do domu. Potem kolejność wykonywanych przez was czynności nie odbiega od dni poprzednich. Zajmujecie się swoimi sprawami w postaci drobnej papierkowej roboty i pracy domowej, spędzacie trochę czasu razem przeznaczając go na gry wybrane przez twoją córkę. Wieczorem, gdy Aniela odpływa w krainę snu nieoczekiwanie twój spokój zakłóca dzwonek do drzwi. Tak jak się spodziewałaś Daria wpadła ze swoją częścią zapłaty za dzisiejszą przysługę.
 -Przeżyłaś to spotkanie?-pyta
 -Dlaczego miałam nie przeżyć?-wzruszasz ramionami po czym rozlewasz czerwony napój do uprzednio przyniesionych kieliszków
 -Przystojny, co?-uśmiecha się lubieżnie
 -Nie masz przypadkiem męża?
 -A mogłabyś mi tak łaskawie nie odpowiadać pytaniem na pytanie?-pokazuje ci język- Gdybym nie miała męża chętnie bym poznała nieco bliżej tego pana. Nie mów, że ty nie?
 -Ale masz.-wytykasz jej- Raczej nie.
 -Czy ty chcesz mi coś powiedzieć?-świdruje cię spojrzeniem
 -To zależy.
 -Kurde Jaguś, mów i to prędko!-ożywia się
 -Nie mam chęci poznawać go bliżej bo.. bo kiedyś się znaliśmy i to dość dobrze.-mówisz niepewnie spoglądając na przyjaciółkę
 -Nie rozumiem.-kręci przecząco głową, jednak po chwili dodaje- Bydgoszcz?
 -Bydgoszcz.-przygryzasz wargę
 -Nie no, ja to chyba się muszę napić czegoś mocniejszego w takim wypadku.-mówi, a ty zdecydowanie popierasz jej propozycje i w ruch idą nieco mocniejsze trunki. W tej chwili mogłaś dziękować temu na górze za to, że postawił na twojej drodze te kilka lat temu Darię. I to między innymi zamierzałaś opijać tegoż wieczoru.
  Kolejne dni nie były w zasadzie niczym wyjątkowym. Swoje dni wciąż dzieliłaś między pracę, dom i Anielę, która wyjątkowo potrzebowała ostatnimi dniami twojej uwagi z racji rozpoczętej przygody ze sportem, w tym wypadku z karate. Co za tym szło po pracy na złamanie karku gnałaś po nią do szkoły lub do mamy i niemal od razu goniłyście na zajęcia dodatkowe. Wasz wspólny czas zdecydowanie się ograniczył, ale nadrabiałyście w weekendy. Organizowałaś Anieli najróżniejsze z możliwych atrakcji, od spontanicznych wypadów do różnych parków rozrywek, co jest istnym rajem dla dzieci, po zwykłe sobotnie spacery. Tej soboty właśnie wybrałyście tę ostatnią opcję. Spacerowałyście po uliczkach bełchatowskiego parku do chwili aż twoja córka zupełnie niespodziewanie cię wyprzedziła i pognała przed siebie prosto na plac zabaw. Nie pozostało ci nic innego jak podążyć za nią i zająć ławeczkę nieopodal i kątem oka bacznie obserwują jej poczynania. Bez większych perspektyw na jakieś ciekawsze zajęcie wyciągasz kolorowe czasopismo i je przeglądasz oczywiście od czasu do czasu spoglądając w kierunku córki, która znalazła sobie towarzystwo do zabawy. Dopiero po chwili zauważasz, że znasz jej towarzyszy, a tym bardziej jednego z nich. Może nie konkretnie jego, ale już na pewno jeden z jego rodziców. I właśnie jego dostrzegasz po chwili nieopodal. Posyła w twoim kierunku delikatny uśmiech, na co ty odpowiadasz tym samym i powtórnie zagłębiasz się w lekturze nie zawracając sobie głowy. Dopiero po dłuższej chwili przybiega do ciebie twoja pociecha oznajmująca iż ma dosyć zabaw na dziś, co musisz przyznać przyjęłaś z ulgą.
 -Mamo!-woła cię Aniela, gdy jesteście już w domu
 -Co skarbie?-pytasz
 -Znasz tatę Olka?-pyta zupełnie niespodziewanie
 -Dlaczego pytasz?
 -Bo on tak mówił. To prawda?
 -Prawda kochanie.-przeczesujesz dłonią jej włosy
 -Skąd?
 -Chodziliśmy kiedyś razem.. do szkoły.-mówisz wymuszając uśmiech, co jest satysfakcjonującą odpowiedzią dla Anieli bo ku twojej uciesze, nie ciągnie dalej tego tematu. Tradycyjnie już też nie daje ci chwili wytchnienia domagając się usilnie twojej uwagi. Gdy twój mały aniołek usypia tobie również nie pozostaje nic innego po całym dniu aktywności. Dnia następnego odwiedza was twoja mama z którą wybieracie się na rodzinną przejażdżkę rowerową w babskim gronie. Korzystając z dobrej pogody urządzacie sobie mały piknik, który spotyka się z ogromną aprobatą Anieli. Ta po skonsumowaniu paru ciastek jak to dziecko, rozpierana energią poszła dać jej upust.
 -Wszystko w porządku skarbie?-pyta twoja mama, która od dłuższej chwili gorliwie ci się przyglądała
 -A co miało być nie tak mamo?-uśmiechasz się
 -Kiedy ostatnio byłaś na rance Jaguś?
 -Wiedziałam, że o to spytasz.-kręcisz głową- Kilka tygodni temu i to był błąd, że dałam się namówić Darii bo gość jest żonaty i ma dwójkę dzieci.-wzdychasz odwracając wzrok w kierunku córki
 -A co z tym z którym się spotykałaś wcześniej? Przecież to trwało dłuższą chwilę.-dociekała
 -Owszem, Robert był fajnym facetem.-przytakujesz jej- Nie mogę zapominać, że mam dziecko, tak samo jak on. Bo nie szukam tylko faceta dla siebie, ale i też kogoś kogo Aniela będzie w stanie zaakceptować i poniekąd będzie dla niej ojcem. A on.. po prostu nie był do tego gotowy.
 -Pojawia się też pytanie, czy ty byłaś do tego gotowa?
 -Nie wiem.-wzrusza bezradnie ramionami- Wydawało mi się, że tak.-odpowiadasz nieco ciszej
 -Wiem, że to będzie dość brutalne co zaraz powiem, ale musisz zostawić za sobą to co było. Pamiętam jak mocno przeżyłaś to, co się wtedy stało, ale nie możesz się bać zaangażować. Bez ryzyka w życiu, nie ma zabawy. Nie zyskasz nic w ten sposób i musisz być tego świadoma.
 -Wiem to, ale nie potrafię nic poradzić na to, że się po prostu boję.
 -Pierwszy krok jest zawsze najtrudniejszy, ale musisz go kiedyś wreszcie zrobić.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze- Zbyt wiele w życiu już się wycierpiałaś, zasługujesz na szczęście jak nikt inny skarbie, uwierz to wreszcie.
  Te kilka godzin spędzonych na świeżym powietrzu zdecydowanie dobrze wam zrobiło. Szczerze mówiąc nie bardzo chciałyście wracać do cywilizacji, ale na horyzoncie widniał zbliżający się co raz to większym krokami poniedziałek, a co za tym szło, kolejne szaleńcze pięć dni w pracy. Wcale nie dziwiłaś się Anieli iż niemal od razu zasnęła, sama miałaś nie mniejszą ochotę na takie właśnie działania. Niestety, nie było ci dane tego dokonać, gdyż u twoich drzwi stał dość niespodziewany gość. Bo gdy otworzyłaś drzwi stałaś w miejscu zupełnie zaskoczona wizytą, a już tym bardziej samym gościem.
 -Co tu robisz?-wreszcie przytomniejesz
 -Aniela śpi?-pyta ze stoickim spokojem na co odpowiadasz mu twierdzącym skinieniem głowy- Masz chwilę żeby porozmawiać?
 -To zależy.-mówisz chłodno
 -Proszę, pięć minut.
 -Dobrze.-odpowiadasz mu niepewnie zapraszając go do środka. Przełykasz głośno ślinę. Absolutnie nie wiesz czego się spodziewać po tej rozmowie, ale jesteś pewna jednej rzeczy. Jesteś niemal przekonana o jego zamiarach. Nie mogły być inne, aniżeli sobie wyobrażałaś.


~*~
Witam ponowie. Co do rozdziału nie mam zbyt wiele do dodania, może poza tym iż doszło do "rozmowy" pomiędzy główną bohaterką, a jej "przeszłością". Wiem, że uwielbiacie jak kończę w takich momentach, taka już moja natura. Od razu dodam, w tym opowiadaniu mało co, będzie takie jakie się wydaje. Przewidzieć będzie ciężko, to tylko drobna sugestia.
Dziękuję za te wszystkie opinie pod poprzednimi rozdziałami, kamień spadł z serca, że powyższy tekst nie jest wcale taki zły jak mi się czasem wydaje.
Addio ragazze!

niedziela, 16 listopada 2014

#un.

  
  Tak jak i niemal każdego powszedniego dnia twój dzień zaczyna się od iście znienawidzonego dźwięku budzika zwiastującego godzinę szóstą minut czterdzieści pięć. Jak co dzień niechętnie zwlekasz swoje ciało z błogiego łoża po przespaniu po raz kolejny zaledwie pięciu godzin. Przeciągasz się leniwie po czym odsłaniasz rolety z okien, a do wnętrza wpadają niemrawe przebłyski słońca zwiastujące nastanie
kolejnego dnia. Robisz sobie kawę po zabierasz się za przyrządzenie śniadania. Po kilku jakże ekspresowych minutach śniadaniowania okraszonych rzutem oka na poranną prasę pędzisz obudzić swojego małego aniołka oraz przygotować odpowiednie stylizacje zarówno dla siebie jak i dla Anieli. Jak na kilkuletnie dziecko musiałaś przyznać iż twoja mała blondyneczka była niezwykle zorganizowaną osóbką, dość sprawnie uporała się z przyrządzonym śniadaniem i po pięciu minutach zwarta i gotowa czekała na poprawki fryzjerskie. Wedle jej upodobań zaplotłaś jej warkocz, a sama pobiegłaś do łazienki. Nałożyłaś makijaż tuszujący delikatnie podkrążone oczy i wszelakie niedoskonałości twojej cery. Włożyłaś dopasowaną brązową spódnicę w kolan oraz błękitną koszulę całość kwitując ulubionym zapachem perfum. Zbierając po drodze wszelkie papiery i inne potrzebne rzeczy opuściłyście mieszkanie standardowo o pięć minut za późno. Gnałaś jak szalona po bełchatowskich ulicach na ulicę Chrobrego. Podrzuciłaś Anielę do swojej mamy, która jak przykładna babcia zaprowadzała wnusię do szkoły i rozpieszczała ją do granic wszelakich możliwości. Sama pośpiesznie zmierzałaś w kierunku odrestaurowanej kamienicy na ulicy Pabianickiej. Po standardowych kilku minutach w korku dotarłaś do pracy niemal o czasie biegnąc niemal na złamanie karku prawie potykając się o własne nogi. Wchodząc do kancelarii obładowana cała stertą akt na dzień dobry otrzymałaś co najmniej drugie tyle po czym zaszyłaś się we własnych czterech ścianach. Po półtorej godziny ślęczenia nad sprawą klienta oskarżonego o oszustwa finansowe pognałaś na kolejne spotkanie tym razem dotyczące zniesławienia twojej klientki. Biegałaś tak od spotkania na spotkanie aż do godziny trzynastej z minutami. 
 -Superman w spódnicy.-śmieje się Daria, gdy spotykacie się w aneksie kuchennym waszej kancelarii
 -Czym sobie zasłużyłam na tak zaszczytny tytuł?-unosisz brwi ku górze w geście zdziwienia dopijając już na wpół zimną kawę
 -Bo dalej nie wiem jak to robisz, że mając tysiąc różnych spraw na głowie masz jeszcze czas dla własnego dziecka czy siebie.-śmieje się
 -Nie byłabym tego taka pewna.
 -Ja siedzę tutaj dwadzieścia cztery na dobę i powoli przestaję pamiętać jak wygląda mój mąż.-kręci głową rozbawiona
 -Zatrudnijmy kogoś bo zwariujemy obydwie.-odpowiadasz przyjaciółce
 -Chętnie moja droga!-przytakuje- A jak tam sprawy z tym przystojniakiem od finansów?-uśmiecha się
 -Marnie.-wzruszasz obojętnie ramionami- Żona, dwójka dzieci i te sprawy.
 -Kretyn.-wzdycha- Mimo wszystko sądzę, że przydałby ci się ktoś kochanie.
 -Mówisz dokładnie tak jak moja mama i Aniela.-chichoczesz
 -Taka prawda!-wtrąca- Zarządzam iż od jutra pracujemy maksymalnie do godziny szesnastej, ani minuty dłużej, a tobie szukamy jakiegoś towarzysza.
 -Nie mam na to czasu Dar.-mówisz bez większego entuzjazmu
 -To trzeba go znaleźć.-odpowiada stanowczo, a ty jedynie przewracasz oczami i wywołana przez waszą sekretarkę udajesz się na kolejne już tego dnia spotkanie z klientem. Po ponad czterdziestu minutach mało sensownej rozmowy udajesz się do sądu na rozprawę. Budynek ten opuszczasz dopiero po piętnastej po czym na łeb na szyję gnasz w kierunku szkoły do której uczęszczała twoja córka. Wzrokiem odnajdujesz swoją mamę, która karci cię wzrokiem za spóźnienie po czym zajmujesz się oglądaniem przedstawienia jakie prezentuje zerówka Anieli. Po przedstawieniu gratulujesz swojej pociesze wspaniałego występu, w końcu zagrała główną rolę przed którą się tak stresowała i uciekasz powtórnie do kancelarii. Nie musisz martwić się o córkę bo dzisiejszego dnia twoja mama przejmowała ją na noc, więc mogłaś w spokoju popracować do późnych godzin wieczornych. W spokoju mogłaś popracować nad prowadzonymi przez siebie sprawami bez zbędnego pośpiechu czy przerwami w postaci pytań Anieli kiedy skończysz. Nie wiesz nawet kiedy za oknem robi się zupełnie ciemno, a zegarek wybija godzinę dziewiętnastą z minutami. Kompletnie zmarnowana dniem w pracy zabierasz standardowo pokaźny plik dokumentów ze sobą do domu uprzednio sprawdzając swój jutrzejszy harmonogram dnia. Po zjedzeniu szybkiej kolacji dajesz wyciągnąć się koleżankom na małe szaleństwa. Musiałaś przyznać, że brakowało ci odrobiny urozmaicenia w swoim monotonnym planie dnia. Potrzebowałaś też szczypty szaleństwa. Szczerze powiedziawszy nie pamiętałaś już kiedy ostatnio byłaś na jakiejkolwiek imprezie. Pewnie jeszcze za czasów wczesnostudenckich. Musiałaś zdecydowanie przyznać, że wyszalałaś się za wszystkie czasy. Oczywiście to wszystko z umiarem, miałaś przecież nazajutrz o poranku stawić się w pracy, a i tak zdecydowanie zbyt mało czasu poświęcałaś na regenerację wymęczonego zawrotnym trybem życia organizmu. Przynajmniej nie miałaś zbyt wielu okazji do myślenia i analizowania przeszłości spowijającej często sen z powiek. 
Kolejny dzień był tylko powieleniem kolejnego ze schematów jakie wypracowałaś przez ostatnie miesiące, jak nie lata. Pobudka, śniadanie, ubranie i makijaż po czym wyścig z czasem do pracy. Tam tradycyjnie cała masa papierów, akt, dokumentów w sprawach, kolejne spotkania z klientami, nowe okoliczności w sprawach, nowi świadkowie i tym podobne to był twój chleb powszedni. Momentami wydawało ci się, że ta praca cię nuży, aczkolwiek musiałaś przyznać, że na brak atrakcji narzekać nie mogłaś. Nie było dnia by nie trafił się ktoś, delikatnie mówiąc o braku zdrowego rozsądku chcący sądzić się o to, co według niego mu się należało. Tego dnia jednak, wedle zaleceń twojej przyjaciółki, a zarazem wspólniczki opuściłaś swoje miejsce pracy dość wcześnie bo już o godzinie piętnastej z minutami, po czym odpaliłaś silnik swojego ukochanego auta i skierowałaś się ku jednej z bełchatowskich podstawówek. Gdy weszłaś do budynku o mało co nie zostałaś staranowana przez ciemnowłosą kobietę będącą wyraźnie nie w sosie. Niemal ciągnęła za sobą dość uroczego blondynka na którego twarzy również widniał grymas. Przystanęłaś na chwilę w miejscu. Widziałaś twarz kobiety przez zaledwie ułamek sekundy, ale miałaś dziwne wrażenie, że skąd ją znałaś. Wydawało ci się, że twój umysł płata ci figle, ale byłaś niema pewna, że kiedyś ją już widziałaś i bynajmniej nie była to szkoła. Ocknęłaś się dopiero, gdy rozbrzmiał dźwięk dzwonka oznajmującego początek kolejnej lekcji. Nie zaprzątając sobie w chwili obecnej głowy udałaś się w kierunku sali numer dwadzieścia siedem. Aniela jak zwykle dość żywiołowo opowiadała ci o dniu spędzonym w szkole przy okazji wspominając, że wygrała konkurs plastyczny i dostała nowy zestaw kredek do tworzenia kolejnych dzieł. Po drodze jak to miałyście w zwyczaju wstąpiłyście na drobne zakupy, które zakończyły się wózkiem załadowanym niemal pod sam sufit przeróżnymi produktami, tymi mniej i bardziej potrzebnymi. Po zjedzeniu obiadokolacji zabrałyście się za wspólne pieczenie, co było waszą co czwartkową tradycją. Tym razem padło na muffiny z dodatkiem kinder bueno. Jak zwykle miałyście przy tym dobry ubaw, a także standardowo wasze wypieki wyszły nie tylko smakowicie, ale i wyglądały nieziemsko. Po tych drobnych szaleństwach pomogłaś Anieli w odrobieniu lekcji, a po obejrzeniu wybranej przez niej bajki miałaś chwilę dla siebie. Wtedy powtórnie wróciła do ciebie myśl. Skąd mogłaś znać tą kobietę? Koleżanka ze studiów? Mało prawdopodobne, kojarzyłabyś ją ze środowiska prawniczego. Matka kolegi Anieli ze szkoły? Musiałbyś ją znać chociażby z widzenia. Nie mogła ci być zupełnie obca, inaczej to nie dawałoby ci powodu do zastanowienia. Wtedy właśnie w przypływie chwili sięgnęłaś do starego pudełka z fotografiami w celu odnalezienia odpowiedzi na trapiące cię pytanie. Czy je znalazłaś? Skądże. Nie mogłaś w tamtej chwili wiedzieć, że mimo wszystko to był dobry trop.
 -Kto to?-pytasz córki, gdy ta macha do blondwłosego chłopca, którego wczoraj widziałaś z tajemniczą znajomą
 -Mój kolega Olek.-mówi pogodnie dziewczynka
 -Chodzi z tobą do klasy?-marszczysz brwi
 -Nie.-kręci przecząco głową- Jest rok starszy.
 -To w takim razie skąd go znasz?-dopytujesz
 -Graliśmy razem w ostatnim przedstawieniu.
 -A to nie miało być przypadkiem tylko dla zerówki?
 -Miało, ale połowa klasy się rozchorowała na ospę i pani musiała znaleźć kogoś innego.-wyjaśnia, a ty wciąż wiesz mniej aniżeli byś chciała.
 -Wiesz jak ma na nazwisko?
 -Nie pamiętam.-wzrusza ramionami po czym daj ci soczystego buziaka w policzek i gna do swojej sali. Nie pozostaje ci nic innego jak wyruszyć do pracy z nadzieją, że nie spotkasz korków i nie spóźnisz się przez to na spotkanie. Ku twojemu wielkiemu zaskoczeniu nie spotykasz żadnych przeszkód na drodze i w pracy jesteś wyjątkowo przed czasem. Porządkujesz papiery zalegające sterami na twoim biurku i przeglądasz maile. Przez kilka minut korzystasz ze spokoju jaki panuje w całym pomieszczeniu. Dopiero po godzinie dziewiątej zabawa zaczyna się na dobre. Powtórnie wpadasz w wir spotkań i papierkowej pracy, gonitw na rozprawy do sądu, w wolnych chwilach wraz z Darią przesłuchując kandydatów do pracy w waszej kancelarii. 
 -Jagoda kochanie, śpieszy ci się gdzieś dzisiaj?-słyszysz pytanie swojej przyjaciółki
 -A jak sądzisz?-śmiejesz się
 -Sądzę, że pewnie zabierasz dzisiaj Anielę ze szkoły?
 -Bingo moja droga.-odpowiadasz jej
 -A mogłabym mieć do ciebie maleńką prośbę?-pyta
 -Słucham.
 -Czy byłabyś tak wspaniała przyjaciółką i wzięłabyś za mnie jedną sprawę?
 -O matko Daria, ja i tak mam już dwukrotnie przekroczony limit.-marudzisz
 -Proszę cię, wezmę w zamia za ciebie dwie, a nawet trzy sprawy! Mogą być najbardziej paskudne na świecie, ale błagam cię dobra kobieto, zrób to dla mnie.
 -Masz kosmetyczkę?-pytasz ze śmiechem
 -Nie.-kręci głową rozbawiona- Rodzice wpadają na kolacje, a wolę Rafałowi nie zostawiać gotowania bo wylądujemy wszyscy w szpitalu z ciężkim zatruciem pokarmowym, a co za tym idzie, będziesz mieć jeszcze więcej roboty.
 -W takim razie chyba nie mam najmniejszego wyjścia.-mówisz udając zmartwioną jednak po chwili nie wytrzymujesz i dodajesz z uśmiechem- No więc, co to za sprawa? Zniesławienie, bójka, kradzież, nieuprawione zwolnienie z pracy?
 -Pudło pani adwokat.-mówi przyjaciółka- Najzwyczajniejsza w świecie sprawa rozwodowa.
 -Sprawa rozwodowa?-powtarzasz
 -Ja wiem, że nie lubisz takich rzeczy i z reguły ich nie bierzesz, ale proszę cię bardzo ładnie. Zrób wyjątek dla mnie.-uśmiecha się w twoim kierunku niemal błagalnie
 -Wisisz mi za to butelkę dobrego wina i dwie moje sprawy.-odpowiadasz jej stanowczo na co ona kiwa potulnie głową i ściska cię w ramach podzięki. Po chwili słyszysz jedynie dźwięk zamykanych drzwi, a na twoim biurku lądują akta tej właśnie sprawy. Nie bardzo mając czas na nie, zabierasz się za swoją pracę. Jak zwykle kompletnie cię to pochłania i nie orientujesz się nawet kiedy na zegarku widnieje godzina czternasta trzydzieści dwie. Krzątasz się po swoim gabinecie w poszukiwaniu kodeksu pracy potrzebnego ci przy jednej ze spraw, gdy słyszysz dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili rozmowę. Nie przysłuchujesz się jej ze specjalnie dużą uwagą, ale wydaje ci się, że skądś znasz ten męski głos.
 -Jak to jej nie ma?-daje się słyszeć wyraźne zdziwienie w głosie delikwenta
 -Kazała pana serdecznie przeprosić, ale sprawy prywatne zmusiły ją do wcześniejszego opuszczenia kancelarii, ale w ramach rekompensaty pańską sprawą zajmie się wspólniczka pani Filipowicz, pani Majewska. 
 -Muszę się na to zgodzić?-dopytuje, a ty wtedy nie wytrzymujesz i opuszczasz swoje wrota. Gdy widzisz owego mężczyznę niemal zastygasz w bezruchu. Nie wierzysz w to, co właśnie widzisz, a raczej w to, kogo widzisz. Masz ochotę się uszczypnąć bo wydaje ci się, że śnisz. Czy to był naprawdę on? Czy to możliwe by był to właśnie on? Mogłabyś przecierać wtedy ze zdumienia oczy co najmniej setki razy, a on wciąż by tam stał. Ten sam mężczyzna o tak samo intensywnie niebieskich oczach, tym samym kilku dniowym zaroście dodającym mu drapieżności o tej samej urzekającej urodzie, ale zdecydowanie bardziej mężny.
 -Jagoda?-wypowiada wreszcie z siebie w nie mniejszym szoku niż ty
 -Michał.-odpowiadasz mu beznamiętnie wpatrując się w jego kierunku. W jednej sekundzie w twojej głowie pojawia się okropna pustka. Nie masz zielonego pojęcia co robić, powiedzieć. Po prostu stoisz tam jak osłupiała i wpatrujesz się w tego wydawać się mogło zbyt perfekcyjnego mężczyznę.
 -To jak panie Winiarski, umówić pana jednak z panią Filipowicz?-wtrąca sekretarka
 -Nie.-kręci głową- W porządku.-dodaje z cieniem uśmiechu skierowanym w kierunku kobiety, a ty korzystając z resztek przytomności umysłu zapraszasz go do swojego gabinetu nie bardzo wiedząc czego się spodziewać po tej rozmowie..


~*~
 Lubię być słowna, minął tydzień, więc i pojawiam się powtórnie z czymś nowym. Wraz z tym rozdziałem pojawia się kilka nowych wątków, w tym główny, jeśli chodzi o znajomość głównej bohaterki i przyjmującego. Nie będę Was zanudzać dłużej bo padam ze zmęczenia po meczu, opinię zostawiam w waszych rękach.
Wszelakie opinie mile widziane.
Trzymajcie się,
wingspiker.