Poniedziałek nie specjalnie wyróżniającym się dniem. Minął on dość powolnie i bezpłciowo. Za to wtorek, już od samego poranka był pełen atrakcji. Nie dość, że budzik zawiódł i zaspałyście, co oczywiście wiązało się ze spóźnieniem odpowiednio do szkoły i pracy, ale i zapomniałaś zabrać z domu ważnych dokumentów, po które wrócenie kosztowało cię kolejną stratę czasu. Jakby tego było mało samochód odmówił posłuszeństwa, co było absolutną kwintesencją tego dnia. Zastanawiałaś się tylko, co też tego dnia pójdzie jeszcze nie tak, bo gorzej już chyba być nie mogło. A przecież nie był dzisiaj piątek trzynastego, chociaż z całą pewnością dzień ten przypominał.
O dziwo do sądu wpadłaś dobrą chwilę przed rozprawą. Zdążyłaś jeszcze wypić dosłownie dwa łyki kawy po czym pognałaś w kierunku sali rozpraw o numerze trzy.W biegu odnalazłaś odpowiednie akta w torebce, a także skinęłaś głową w kierunku adwokata przeciwnej strony, który nie należał do najbardziej przez ciebie lubianych osobników na świecie, tym bardziej, że próbował się do ciebie bezskutecznie przystawiać przed kilkoma laty. Po chwili w zasięgu twojego wzroku pojawił się twój klient, który przywitał cię delikatnym uśmiechem na twarzy. Nie minęła wprawdzie sekunda, a już musieliście wejść do sali rozpraw. Wszyscy zajęli swoje miejsca, a sędzia rozpoczął przewód. Pierwszy mówił adwokat żony Michała. Słuchając go miałaś ochotę parsknąć niepohamowanym śmiechem bo jego argumenty były żałośnie słabe. Kątem oka widziałaś delikatne zażenowanie i konsternację na twarzy sędziego, co niepodważalnie dodawało ci pewności siebie. Po monologu adwokata Majchrowskiego przyszła twoja kolej. A ty, musiano ci to przyznać, nie miałaś sobie równych jeśli przeciwnik wykazał jakąkolwiek słabość. Na sali sądowej zamieniałaś się w bezwzględną dla przeciwnika egzekutorką, wykorzystującą jego absolutnie najdrobniejsze potknięcie. Tak było również i tym razem. Wystarczyło w zasadzie kilka minut twojej przemowy, a cwaniacki uśmieszek dość szybko zniknął z twarzy twojego konkurenta. Wtedy przyszedł czas na dobicie tonącego okrętu przeciwników.
-Panie Winiarski, ile lat gra pan w siatkówkę?-pytasz swojego klienta, gdy ten został powołany na świadka
-Około dwudziestu.-odpowiada
-Jak długo zna pan swoją żonę?
-Dziesięć lat. Małżeństwem jesteśmy od ośmiu.-dodaje
-Tak szczerze, ile ma pan czasu wolnego?
-To zależy.-waha się- W sezonie klubowym jest go na pewno więcej niż w trakcie reprezentacji.
-Dobrze.-potakujesz- Dajmy na to, że gra pan mecz, oczywiście w Bełchatowie. Powiedzmy, że o godzinie czternastej. O której pan wychodzi z domu i o której pan do niego wraca?
-Wychodzę wpół do dwunastej, a powrót uzależniony jest od długości meczu. Maksymalnie po osiemnastej.
-Jeśli to jest wyjazd?
-Jedziemy dzień wcześniej, wracamy w zależności od godziny spotkania w ten sam dzień bądź następnego.
-Wedle pana żony wracał pan o wiele za długo z meczy.-spoglądasz w kierunku sędziego- Wysoki sądzie, średnia trasa z hali do domu państwa Winiarskich nawet w przypadku, gdyby po meczu od razu biegł do domu, co jest właściwie niewykonalne bo zawsze czekają wywiady, fani, a także odnowa pomeczowa, zajmuje dobrych piętnaście minut z racji ruchu jaki panuje wtedy na mieście. Dlatego oskarżenia o ociągnie się w powrocie do domu są bezpodstawne, tak samo jak wyimaginowany romans mojego klienta. Niby kiedy miał go mieć? Wszyscy koledzy zgodnie twierdzili iż ostatnimi miesiącami wracał do domu kilka minut po zakończonym meczu, rzadko kiedy wychodził na spotkania towarzyskie. Sąsiedzi również to potwierdzą bo jak jeden mąż mówią iż niemal codziennie widywali pana Winiarskiego z synem, czy mijali go na klatce schodowej.
Potem przyszła kolej na mecenasa Majchrowskiego, który wyraźnie nie wiedział gdzie znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia po twoim skutecznym wystąpieniu. Tonący brzytwy się chwyta, a więc próbował nawet najbardziej absurdalnych metod.
-Zna pan prywatnie panią mecenas?-pyta nagle adwokat, co wyraźnie szokuje twojego klienta
-Owszem, znamy się.-przytakuje
-Jak długo?
-Jesteśmy z jednego miasta i praktycznie znamy się od małego.
-Wysoki sądzie, co to ma wspólnego ze sprawą?-wtrącasz
-Popieram panią mecenas.-przytakuje mężczyzna- Mecenasie Majchrowski, proszę zająć się sprawą.
-Ależ zajmuję.-burczy- A może łączą państwa jakieś głębsze relacje?
-Mecenasie, upominam pana po raz kolejny.-wtrąca sędzia, co zmusza twojego przeciwnika do zmiany taktyki
-Dążę do tego iż są państwo dość bliskimi znajomymi, mieszkacie państwo w tym samym mieście od paru lat..
-Nie mieliśmy przez ostatni lata żadnego kontaktu jeśli o to panu chodzi.-rzuca chłodno szatyn
-A może jednak nie mówi pan całej prawdy?
-Sprzeciw wysoki sądzie, mój klient doskonale wie, co grozi za mówienie nieprawdy pod przysięgą, a do tego pan mecenas próbuje chwytać się każdej możliwej rzeczy by uratować twarz.
-Podtrzymuję.-kiwa głową mężczyzna- Pana mecenasa proszę o zajęcie miejsca, a na świadka poproszę powódkę.
Wtedy przy barierce stanęła małżonka Michała, wyraźnie poddenerwowana przebieg sprawy jak i poczynaniami swojego obrońcy. Spojrzałaś na swoje notatki przysłuchując się odpowiedziom kobiety na zadawane jej przez Majchrowskiego pytania. Tak jak się spodziewałaś, nie wniosły one do sprawy zupełnie niczego nowego. Po kilku minutach przyszła twoja kolej.
-Jak wspomniał pani mąż znacie się od dziesięciu lat, więc zanim wzięliście ślub byliście państwo ze sobą razem przez dwa lata, mam rację?-spoglądasz w jej kierunku, a ona kiwa twierdząco głową- Czy przez okres dwudziestu czterech miesięcy była pani nieświadoma zawodu wykonywanego przez pana Winiarskiego?
-Wiedziałam, że jest siatkarzem.-przełyka głośno ślinę- Poznaliśmy się na hali.
-Więc znała pani jego tryb życia, wiedziała, że jego zawód wiązał się z licznymi podróżami i sporą liczbą dni spędzonych poza domem. Mimo to, zdecydowała się pani wyjść za moje klienta za mąż, co można było uznać za absolutną zgodę na życie ze sportowcem, takie, a nie inne. Skąd po latach zmiana zdania?
-Przestał się mną interesować. Był kompletnie obojętny, wracał co raz później do domu.
-A jak z panią?-pytasz
-Starałam się o to by to uczucie nie wygasło, ale po czasie przestałam.
-Ma pani świadków na to, co przed chwilą pani powiedziała?
-To są sprawy między nami..
-Czyli pani nie ma.-przerywasz jej- Skąd pomysł z romansem? Jakieś niezbite dowody?
-Zapach damskich perfum, blond włosy na ubraniach.
-Nawet przechodząc w supermarkecie można takie "dowody" złapać.-delikatnie kpisz- Dobrze, a co mówi pani nazwisko Rafał Dubicz?
-To mój znajomy.-odpowiada wyraźnie zakłopotana twoim pytaniem
-Jakie relacje panią z nim łączą?
-Nie muszę odpowiadać na to pytanie.-mówi zmieszana
-Jak często panią odwiedzał?
-Czasem się widywaliśmy.-wzrusza ramionami
-Z zeznań sąsiadki wynika iż czasem to jakieś kilka razy w tygodniu.-mówisz triumfalnie- Tak samo jak to, że ostatnimi czasy na próżno było szukać syna w panie towarzystwie. Gdy nie był pod opieką ojca, zajmowali się nim dziadkowie, nie mam racji?
-Zdarzyło się czasem, że Olek został u dziadków.
-Ile to trwa?-pytasz bez ogródek, a gdy widzisz jej minę wbijasz jej szpilę- A w którym miesiącu ciąży pani jest?
-Słucham?-pyta wyraźnie zszokowana
-Z moim klientem nie miała pani kontakt cielesnego od miesięcy, nie wspomnę o głębszych relacjach.-bierzesz głęboki oddech- Jak wytłumaczy pani luźniejszy ubiór, pełniejszą twarz i zdecydowanie częste wizyty w przychodzi ginekologicznej od przeciętnej kobiety?- dostrzegając brak reakcji z jej strony dodajesz- Dziękuję, nie mam więcej pytań.
Po krótkiej naradzie sądu, przewodzący sprawą zarządził iż wyrok zapadnie na kolejnej rozprawie, a także rozwiązane zostaną wszelakie sprawy majątkowe i opieki na synem. Jednymi słowy wszystko poszło wedle twoich oczekiwań. Po chwili rozmowy z sędzią, który prywatnie był twoim dobrym znajomym podszedł do ciebie Michał z propozycją kawy. Nie mając ciekawszych perspektyw na spędzenie tego popołudnia zgodziłaś się. Po zamówieniu kawy i kawałka ciasta z jagodami zauważyłaś iż para błękitnych oczu intensywnie ci się przygląda.
-Coś nie tak?-pytasz
-Nie chciałbym w sądzie stać z tobą po przeciwnych stronach.-mówi z cieniem uśmiechu na twarzy
-Bez przesady, aż taka zła chyba nie jestem?-uśmiechasz się
-Wręcz przeciwnie, zjadłaś adwokata mojej żony jak przystawkę.
-Za to w końcu mi płacisz, czyż nie?
-Lepiej nie mogłem trafić.-kiwa głową
-Nie kracz bo jeszcze nie wygraliśmy tej sprawy.
-No właśnie, jeszcze. Po tym nokaucie nie sądzę by udało im się jeszcze jakoś obronić.
-Witam w moim świecie.-mówisz po czym upijasz łyk kawy po czym wasza rozmowa schodzi na swobodniejsze tematy takiej jak problemy życia codziennego, podwyżki rachunków, wieczne korki w centrum i tym podobne. Generalnie rzecz biorąc ta rozmowa nie wniosła niczego w waszych stosunkach. Pomimo tego iż znaliście się dobrych kilkanaście lat, to w tej chwili dystansowałaś Michała do klienta, nic poza tym. Do tego jego towarzystwo w dalszym ciągu delikatnie cię krępowało, przez co czułaś się nieswojo w rozmowie wykraczającej poza sprawy zawodowe.
Po zakończeniu spotkania ze starym znajomym wróciłaś do kancelarii. Odbyłaś dwa spotkania z klientami o diametralnie innych sprawach by po wykonaniu kolejnej papierkowej roboty opuścić swoje miejsce pracy i udać po córkę do szkoły. Wedle tradycji skoczyłyście na drobne zakupy po czym pognałyście do domu, przyrządziłyście obiad i powtórnie udałyście się w podróż, tym razem na zajęcia Anieli. Jak większość mam zostawałaś by rzucić okiem jak radzi sobie twoja pociecha. Umówmy się, na karate znałaś się tyle, co na fizyce kwantowej, aczkolwiek starałaś się jakkolwiek pojąć głębię tegoż sportu. Na początku szło ci to jak po grudzie, ale z każdymi kolejnymi minutami obserwacji byłaś odrobinę mądrzejsza w tym temacie. Dodatkowo nie dało się ni zauważyć, iż Aniela naprawdę dobrze się bawiła i szczerze polubiła te zajęcia. Kto wie, może spoglądałaś na początki przyszłej mistrzyni? Jako matka wyobrażałaś sobie córkę raczej jako baletnicę albo tancerkę, ale przecież to jej wybór. A gdy ona była zadowolona, czy tobie pozostawało coś innego? No właśnie.
-O mój Boże nie wierzę, Jagódka?-słyszysz kobiecy głos by natychmiast się odwrócić. Przez sekundę spoglądasz na nieco starszą kobietę i nie bardzo wiesz skąd ją znasz. Dopiero po chwili rozmyślań przypominasz sobie jej postać.
-Dzień dobry pani Aniu.-uśmiechasz się w kierunku pani Winiarskiej- Co panią sprowadza do Bełchatowa?
-Spytałabym o to samo słoneczko.-odpowiada wyraźnie zadowolona z twojego widoku- Michał ma trochę problemów osobistych i przyjechałam mu pomóc. A co u ciebie?
-Wie pani, jakoś leci. Raz z górki, raz pod górkę.-wzruszasz ramionami
-Zgaduję, że czekasz na pociechę?-pyta na co ty kiwasz twierdząco głową- Twoja mama mówiła, że całkiem nieźle ci się powodzi kiedy ostatnio rozmawiałyśmy.
-Nie narzekam, daję radę.-odpowiadasz kobiecie
-Nawet nie wiesz jak dobrze cię było spotkać po latach moja droga. Wypiękniałaś.
-Och i wzajemnie!-śmiejesz się
-Lata płyną, a my wciąż piękne co?-unosi kąciki ust ku górze, by po chwili dodać- Nawet pomimo faktu, że rodziną w końcu nie zostałyśmy to i tak życzę ci jak najlepiej Jaguś, pamiętaj.
-Dziękuję pani.-kiwasz głową
-Troszkę nam zniszczyliście marzenia z twoją mamą, ale nie wszystko można mieć.
-Naprawdę? Przepraszam, tak jakoś wyszło.-wzdychasz odwracając wzrok w kierunku Anieli
-Ty nie masz za co.-klepie cię po ramieniu- Swoją drogą mam nadzieję, że twoja matka jest w Bełchatowie bo planuję zrobić jej niespodziankę.
-Ostatnio trudno ją tu zastać.-mówisz z uśmiechem
-Zajęłaby się wnukami, a nie na starość głupoty jej w głowie.
-A niech korzysta z życia, w końcu może.-uśmiechasz się
-Czasem chętnie bym się zabrała z nią.-odpowiada po czym żegna się z tobą i udaje się w kierunku wnuka z którym serdecznie się wita. Przyłapujesz się na tym, że przez chwilę ich obserwujesz, dopiero piskliwy głos twojej córki sprowadza cię na ziemię. Ta w drodze powrotnej do domu mówi jak najęta, choć starasz się jej słuchać to wcale nie wychodzi ci to dobrze. Znów zaczęłaś myśleć. Zbyt wiele myśleć. O tych sprawach o które były zakazane. Przynajmniej w twojej głowie. Przez tyle lat skrupulatnie trzymałaś się tegoż zakazu by nieświadomie przekroczyć granicę. Sama nie wiedziałaś dlaczego to wszystko nagle zaczęło do ciebie wracać. Wszystkie wspomnienia, jedno po drugim pojawiały się przed oczami, gdy tylko przymknęłaś powieki. Powoli chyba zaczynałaś wpadać w paranoję. A w nią wpędzała cię ta samotność. Duchowa potrzeba posiadania kogoś bliskiego swemu sercu. Kogoś kto będzie siedział z tobą w zimnym jesienny wieczór obok ciebie. Osobę, która będzie cię rozumieć bez słów. Drugiego człowieka, który przytuli cię, gdy tylko będziesz tego potrzebowała. Mężczyzny, który pokocha cię całym swoim sercem jak i umysłem, a także zrobi to samo w stosunku do twojej córki.
Tego wieczora było ci okropnie źle. Czułaś się fatalnie w swoim wnętrzu. Twoje myśli cię przygniatały. Potrzebowałaś się wygadać. Miałaś nieodpartą potrzebę powiedzenie o tym komukolwiek. Chciałaś by ktoś cię wysłuchał. Ale przecież byłaś szczęśliwa tak jak było. Byłaś twardą i niezależną kobietą. Wydarzenia twojego życia tak właśnie cię ukształtowały. Rzadko mówiłaś o swoich uczuciach. Nie pamiętasz kiedy ostatnio rozmawiałaś z kimś naprawdę szczerze o tym, co było w twoim środku. Z twoich ust nigdy nie wyszły słowa, które wyjść już dawno powinny. Bo to właśnie te słowa co raz bardziej ci ciążyły. To one doprowadzały cię do powolnej samo destrukcji. To te niewypowiedziane słowa doprowadzały cię do czynów, które zwiększały natężenie bólu. Znowu sięgnęłaś po swój zakazany karton z fotografiami. Znów wyciągnęłaś jedno z nich. Przez dłuższą chwilę się mu przyglądałaś, bez większych emocji. Dopiero po chwili odwróciłaś fotografię. A na rewersie widniały staranie wykaligrafowane słowa, tak jak i na setki innych. Dlaczego? Taki po prostu mieliście zwyczaj. Pisaliście, co też tylko przyszło wam do głowy.
I choć nigdy nie lubiłaś kotów to w tym momencie zdałaś sobie sprawę, że chyba pora zacząć się do nich przekonywać. Miałaś przecież kiedyś kota. Było dobrze, do czasu, gdy się nie okazało, że tak naprawdę za tymi zwierzętami nie przepadasz. Wtedy on poszedł swoją drogą, a ty zostałaś sama, aż po dziś. Wreszcie chyba dojrzałaś by go mieć, nie na rok, czy dwa. Pragnęłaś go mieć na zawsze. Aż po kres swych sił.
~*~
Dziś bez szału, aczkolwiek akcja z żółwim tempem zaczyna się rozpędzać. Jak co rozdział, co nieco się dowiadujecie, bohaterowie co raz odsłaniają swoje oblicza, generalnie pojawiają się zdawkowe ilości informacji o ich przeszłości. Coś tam już wiecie, możecie mieć domysły, ale jak wspominałam, tu raczej prostych rozwiązań nie znajdziecie zbyt wiele. To tak swoją drogą. Ja standardowo nie poddaję ocenie rozdziału, to pozostawiam już w Waszych rękach.
Życzę miłego, ostatniego przedświątecznego tygodnia!
Ściskam,
wingspiker.
O dziwo do sądu wpadłaś dobrą chwilę przed rozprawą. Zdążyłaś jeszcze wypić dosłownie dwa łyki kawy po czym pognałaś w kierunku sali rozpraw o numerze trzy.W biegu odnalazłaś odpowiednie akta w torebce, a także skinęłaś głową w kierunku adwokata przeciwnej strony, który nie należał do najbardziej przez ciebie lubianych osobników na świecie, tym bardziej, że próbował się do ciebie bezskutecznie przystawiać przed kilkoma laty. Po chwili w zasięgu twojego wzroku pojawił się twój klient, który przywitał cię delikatnym uśmiechem na twarzy. Nie minęła wprawdzie sekunda, a już musieliście wejść do sali rozpraw. Wszyscy zajęli swoje miejsca, a sędzia rozpoczął przewód. Pierwszy mówił adwokat żony Michała. Słuchając go miałaś ochotę parsknąć niepohamowanym śmiechem bo jego argumenty były żałośnie słabe. Kątem oka widziałaś delikatne zażenowanie i konsternację na twarzy sędziego, co niepodważalnie dodawało ci pewności siebie. Po monologu adwokata Majchrowskiego przyszła twoja kolej. A ty, musiano ci to przyznać, nie miałaś sobie równych jeśli przeciwnik wykazał jakąkolwiek słabość. Na sali sądowej zamieniałaś się w bezwzględną dla przeciwnika egzekutorką, wykorzystującą jego absolutnie najdrobniejsze potknięcie. Tak było również i tym razem. Wystarczyło w zasadzie kilka minut twojej przemowy, a cwaniacki uśmieszek dość szybko zniknął z twarzy twojego konkurenta. Wtedy przyszedł czas na dobicie tonącego okrętu przeciwników.
-Panie Winiarski, ile lat gra pan w siatkówkę?-pytasz swojego klienta, gdy ten został powołany na świadka
-Około dwudziestu.-odpowiada
-Jak długo zna pan swoją żonę?
-Dziesięć lat. Małżeństwem jesteśmy od ośmiu.-dodaje
-Tak szczerze, ile ma pan czasu wolnego?
-To zależy.-waha się- W sezonie klubowym jest go na pewno więcej niż w trakcie reprezentacji.
-Dobrze.-potakujesz- Dajmy na to, że gra pan mecz, oczywiście w Bełchatowie. Powiedzmy, że o godzinie czternastej. O której pan wychodzi z domu i o której pan do niego wraca?
-Wychodzę wpół do dwunastej, a powrót uzależniony jest od długości meczu. Maksymalnie po osiemnastej.
-Jeśli to jest wyjazd?
-Jedziemy dzień wcześniej, wracamy w zależności od godziny spotkania w ten sam dzień bądź następnego.
-Wedle pana żony wracał pan o wiele za długo z meczy.-spoglądasz w kierunku sędziego- Wysoki sądzie, średnia trasa z hali do domu państwa Winiarskich nawet w przypadku, gdyby po meczu od razu biegł do domu, co jest właściwie niewykonalne bo zawsze czekają wywiady, fani, a także odnowa pomeczowa, zajmuje dobrych piętnaście minut z racji ruchu jaki panuje wtedy na mieście. Dlatego oskarżenia o ociągnie się w powrocie do domu są bezpodstawne, tak samo jak wyimaginowany romans mojego klienta. Niby kiedy miał go mieć? Wszyscy koledzy zgodnie twierdzili iż ostatnimi miesiącami wracał do domu kilka minut po zakończonym meczu, rzadko kiedy wychodził na spotkania towarzyskie. Sąsiedzi również to potwierdzą bo jak jeden mąż mówią iż niemal codziennie widywali pana Winiarskiego z synem, czy mijali go na klatce schodowej.
Potem przyszła kolej na mecenasa Majchrowskiego, który wyraźnie nie wiedział gdzie znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia po twoim skutecznym wystąpieniu. Tonący brzytwy się chwyta, a więc próbował nawet najbardziej absurdalnych metod.
-Zna pan prywatnie panią mecenas?-pyta nagle adwokat, co wyraźnie szokuje twojego klienta
-Owszem, znamy się.-przytakuje
-Jak długo?
-Jesteśmy z jednego miasta i praktycznie znamy się od małego.
-Wysoki sądzie, co to ma wspólnego ze sprawą?-wtrącasz
-Popieram panią mecenas.-przytakuje mężczyzna- Mecenasie Majchrowski, proszę zająć się sprawą.
-Ależ zajmuję.-burczy- A może łączą państwa jakieś głębsze relacje?
-Mecenasie, upominam pana po raz kolejny.-wtrąca sędzia, co zmusza twojego przeciwnika do zmiany taktyki
-Dążę do tego iż są państwo dość bliskimi znajomymi, mieszkacie państwo w tym samym mieście od paru lat..
-Nie mieliśmy przez ostatni lata żadnego kontaktu jeśli o to panu chodzi.-rzuca chłodno szatyn
-A może jednak nie mówi pan całej prawdy?
-Sprzeciw wysoki sądzie, mój klient doskonale wie, co grozi za mówienie nieprawdy pod przysięgą, a do tego pan mecenas próbuje chwytać się każdej możliwej rzeczy by uratować twarz.
-Podtrzymuję.-kiwa głową mężczyzna- Pana mecenasa proszę o zajęcie miejsca, a na świadka poproszę powódkę.
Wtedy przy barierce stanęła małżonka Michała, wyraźnie poddenerwowana przebieg sprawy jak i poczynaniami swojego obrońcy. Spojrzałaś na swoje notatki przysłuchując się odpowiedziom kobiety na zadawane jej przez Majchrowskiego pytania. Tak jak się spodziewałaś, nie wniosły one do sprawy zupełnie niczego nowego. Po kilku minutach przyszła twoja kolej.
-Jak wspomniał pani mąż znacie się od dziesięciu lat, więc zanim wzięliście ślub byliście państwo ze sobą razem przez dwa lata, mam rację?-spoglądasz w jej kierunku, a ona kiwa twierdząco głową- Czy przez okres dwudziestu czterech miesięcy była pani nieświadoma zawodu wykonywanego przez pana Winiarskiego?
-Wiedziałam, że jest siatkarzem.-przełyka głośno ślinę- Poznaliśmy się na hali.
-Więc znała pani jego tryb życia, wiedziała, że jego zawód wiązał się z licznymi podróżami i sporą liczbą dni spędzonych poza domem. Mimo to, zdecydowała się pani wyjść za moje klienta za mąż, co można było uznać za absolutną zgodę na życie ze sportowcem, takie, a nie inne. Skąd po latach zmiana zdania?
-Przestał się mną interesować. Był kompletnie obojętny, wracał co raz później do domu.
-A jak z panią?-pytasz
-Starałam się o to by to uczucie nie wygasło, ale po czasie przestałam.
-Ma pani świadków na to, co przed chwilą pani powiedziała?
-To są sprawy między nami..
-Czyli pani nie ma.-przerywasz jej- Skąd pomysł z romansem? Jakieś niezbite dowody?
-Zapach damskich perfum, blond włosy na ubraniach.
-Nawet przechodząc w supermarkecie można takie "dowody" złapać.-delikatnie kpisz- Dobrze, a co mówi pani nazwisko Rafał Dubicz?
-To mój znajomy.-odpowiada wyraźnie zakłopotana twoim pytaniem
-Jakie relacje panią z nim łączą?
-Nie muszę odpowiadać na to pytanie.-mówi zmieszana
-Jak często panią odwiedzał?
-Czasem się widywaliśmy.-wzrusza ramionami
-Z zeznań sąsiadki wynika iż czasem to jakieś kilka razy w tygodniu.-mówisz triumfalnie- Tak samo jak to, że ostatnimi czasy na próżno było szukać syna w panie towarzystwie. Gdy nie był pod opieką ojca, zajmowali się nim dziadkowie, nie mam racji?
-Zdarzyło się czasem, że Olek został u dziadków.
-Ile to trwa?-pytasz bez ogródek, a gdy widzisz jej minę wbijasz jej szpilę- A w którym miesiącu ciąży pani jest?
-Słucham?-pyta wyraźnie zszokowana
-Z moim klientem nie miała pani kontakt cielesnego od miesięcy, nie wspomnę o głębszych relacjach.-bierzesz głęboki oddech- Jak wytłumaczy pani luźniejszy ubiór, pełniejszą twarz i zdecydowanie częste wizyty w przychodzi ginekologicznej od przeciętnej kobiety?- dostrzegając brak reakcji z jej strony dodajesz- Dziękuję, nie mam więcej pytań.
Po krótkiej naradzie sądu, przewodzący sprawą zarządził iż wyrok zapadnie na kolejnej rozprawie, a także rozwiązane zostaną wszelakie sprawy majątkowe i opieki na synem. Jednymi słowy wszystko poszło wedle twoich oczekiwań. Po chwili rozmowy z sędzią, który prywatnie był twoim dobrym znajomym podszedł do ciebie Michał z propozycją kawy. Nie mając ciekawszych perspektyw na spędzenie tego popołudnia zgodziłaś się. Po zamówieniu kawy i kawałka ciasta z jagodami zauważyłaś iż para błękitnych oczu intensywnie ci się przygląda.
-Coś nie tak?-pytasz
-Nie chciałbym w sądzie stać z tobą po przeciwnych stronach.-mówi z cieniem uśmiechu na twarzy
-Bez przesady, aż taka zła chyba nie jestem?-uśmiechasz się
-Wręcz przeciwnie, zjadłaś adwokata mojej żony jak przystawkę.
-Za to w końcu mi płacisz, czyż nie?
-Lepiej nie mogłem trafić.-kiwa głową
-Nie kracz bo jeszcze nie wygraliśmy tej sprawy.
-No właśnie, jeszcze. Po tym nokaucie nie sądzę by udało im się jeszcze jakoś obronić.
-Witam w moim świecie.-mówisz po czym upijasz łyk kawy po czym wasza rozmowa schodzi na swobodniejsze tematy takiej jak problemy życia codziennego, podwyżki rachunków, wieczne korki w centrum i tym podobne. Generalnie rzecz biorąc ta rozmowa nie wniosła niczego w waszych stosunkach. Pomimo tego iż znaliście się dobrych kilkanaście lat, to w tej chwili dystansowałaś Michała do klienta, nic poza tym. Do tego jego towarzystwo w dalszym ciągu delikatnie cię krępowało, przez co czułaś się nieswojo w rozmowie wykraczającej poza sprawy zawodowe.
Po zakończeniu spotkania ze starym znajomym wróciłaś do kancelarii. Odbyłaś dwa spotkania z klientami o diametralnie innych sprawach by po wykonaniu kolejnej papierkowej roboty opuścić swoje miejsce pracy i udać po córkę do szkoły. Wedle tradycji skoczyłyście na drobne zakupy po czym pognałyście do domu, przyrządziłyście obiad i powtórnie udałyście się w podróż, tym razem na zajęcia Anieli. Jak większość mam zostawałaś by rzucić okiem jak radzi sobie twoja pociecha. Umówmy się, na karate znałaś się tyle, co na fizyce kwantowej, aczkolwiek starałaś się jakkolwiek pojąć głębię tegoż sportu. Na początku szło ci to jak po grudzie, ale z każdymi kolejnymi minutami obserwacji byłaś odrobinę mądrzejsza w tym temacie. Dodatkowo nie dało się ni zauważyć, iż Aniela naprawdę dobrze się bawiła i szczerze polubiła te zajęcia. Kto wie, może spoglądałaś na początki przyszłej mistrzyni? Jako matka wyobrażałaś sobie córkę raczej jako baletnicę albo tancerkę, ale przecież to jej wybór. A gdy ona była zadowolona, czy tobie pozostawało coś innego? No właśnie.
-O mój Boże nie wierzę, Jagódka?-słyszysz kobiecy głos by natychmiast się odwrócić. Przez sekundę spoglądasz na nieco starszą kobietę i nie bardzo wiesz skąd ją znasz. Dopiero po chwili rozmyślań przypominasz sobie jej postać.
-Dzień dobry pani Aniu.-uśmiechasz się w kierunku pani Winiarskiej- Co panią sprowadza do Bełchatowa?
-Spytałabym o to samo słoneczko.-odpowiada wyraźnie zadowolona z twojego widoku- Michał ma trochę problemów osobistych i przyjechałam mu pomóc. A co u ciebie?
-Wie pani, jakoś leci. Raz z górki, raz pod górkę.-wzruszasz ramionami
-Zgaduję, że czekasz na pociechę?-pyta na co ty kiwasz twierdząco głową- Twoja mama mówiła, że całkiem nieźle ci się powodzi kiedy ostatnio rozmawiałyśmy.
-Nie narzekam, daję radę.-odpowiadasz kobiecie
-Nawet nie wiesz jak dobrze cię było spotkać po latach moja droga. Wypiękniałaś.
-Och i wzajemnie!-śmiejesz się
-Lata płyną, a my wciąż piękne co?-unosi kąciki ust ku górze, by po chwili dodać- Nawet pomimo faktu, że rodziną w końcu nie zostałyśmy to i tak życzę ci jak najlepiej Jaguś, pamiętaj.
-Dziękuję pani.-kiwasz głową
-Troszkę nam zniszczyliście marzenia z twoją mamą, ale nie wszystko można mieć.
-Naprawdę? Przepraszam, tak jakoś wyszło.-wzdychasz odwracając wzrok w kierunku Anieli
-Ty nie masz za co.-klepie cię po ramieniu- Swoją drogą mam nadzieję, że twoja matka jest w Bełchatowie bo planuję zrobić jej niespodziankę.
-Ostatnio trudno ją tu zastać.-mówisz z uśmiechem
-Zajęłaby się wnukami, a nie na starość głupoty jej w głowie.
-A niech korzysta z życia, w końcu może.-uśmiechasz się
-Czasem chętnie bym się zabrała z nią.-odpowiada po czym żegna się z tobą i udaje się w kierunku wnuka z którym serdecznie się wita. Przyłapujesz się na tym, że przez chwilę ich obserwujesz, dopiero piskliwy głos twojej córki sprowadza cię na ziemię. Ta w drodze powrotnej do domu mówi jak najęta, choć starasz się jej słuchać to wcale nie wychodzi ci to dobrze. Znów zaczęłaś myśleć. Zbyt wiele myśleć. O tych sprawach o które były zakazane. Przynajmniej w twojej głowie. Przez tyle lat skrupulatnie trzymałaś się tegoż zakazu by nieświadomie przekroczyć granicę. Sama nie wiedziałaś dlaczego to wszystko nagle zaczęło do ciebie wracać. Wszystkie wspomnienia, jedno po drugim pojawiały się przed oczami, gdy tylko przymknęłaś powieki. Powoli chyba zaczynałaś wpadać w paranoję. A w nią wpędzała cię ta samotność. Duchowa potrzeba posiadania kogoś bliskiego swemu sercu. Kogoś kto będzie siedział z tobą w zimnym jesienny wieczór obok ciebie. Osobę, która będzie cię rozumieć bez słów. Drugiego człowieka, który przytuli cię, gdy tylko będziesz tego potrzebowała. Mężczyzny, który pokocha cię całym swoim sercem jak i umysłem, a także zrobi to samo w stosunku do twojej córki.
Tego wieczora było ci okropnie źle. Czułaś się fatalnie w swoim wnętrzu. Twoje myśli cię przygniatały. Potrzebowałaś się wygadać. Miałaś nieodpartą potrzebę powiedzenie o tym komukolwiek. Chciałaś by ktoś cię wysłuchał. Ale przecież byłaś szczęśliwa tak jak było. Byłaś twardą i niezależną kobietą. Wydarzenia twojego życia tak właśnie cię ukształtowały. Rzadko mówiłaś o swoich uczuciach. Nie pamiętasz kiedy ostatnio rozmawiałaś z kimś naprawdę szczerze o tym, co było w twoim środku. Z twoich ust nigdy nie wyszły słowa, które wyjść już dawno powinny. Bo to właśnie te słowa co raz bardziej ci ciążyły. To one doprowadzały cię do powolnej samo destrukcji. To te niewypowiedziane słowa doprowadzały cię do czynów, które zwiększały natężenie bólu. Znowu sięgnęłaś po swój zakazany karton z fotografiami. Znów wyciągnęłaś jedno z nich. Przez dłuższą chwilę się mu przyglądałaś, bez większych emocji. Dopiero po chwili odwróciłaś fotografię. A na rewersie widniały staranie wykaligrafowane słowa, tak jak i na setki innych. Dlaczego? Taki po prostu mieliście zwyczaj. Pisaliście, co też tylko przyszło wam do głowy.
Miłość jest kotem. Przychodzi, kiedy ma na to ochotę. Nie pytając o zdanie siada na kolanach i ogrzewa Cię samą swoją obecnością. Ma pazury, ale i tak wiesz, że fajnie jest mieć kota.
I choć nigdy nie lubiłaś kotów to w tym momencie zdałaś sobie sprawę, że chyba pora zacząć się do nich przekonywać. Miałaś przecież kiedyś kota. Było dobrze, do czasu, gdy się nie okazało, że tak naprawdę za tymi zwierzętami nie przepadasz. Wtedy on poszedł swoją drogą, a ty zostałaś sama, aż po dziś. Wreszcie chyba dojrzałaś by go mieć, nie na rok, czy dwa. Pragnęłaś go mieć na zawsze. Aż po kres swych sił.
~*~
Dziś bez szału, aczkolwiek akcja z żółwim tempem zaczyna się rozpędzać. Jak co rozdział, co nieco się dowiadujecie, bohaterowie co raz odsłaniają swoje oblicza, generalnie pojawiają się zdawkowe ilości informacji o ich przeszłości. Coś tam już wiecie, możecie mieć domysły, ale jak wspominałam, tu raczej prostych rozwiązań nie znajdziecie zbyt wiele. To tak swoją drogą. Ja standardowo nie poddaję ocenie rozdziału, to pozostawiam już w Waszych rękach.
Życzę miłego, ostatniego przedświątecznego tygodnia!
Ściskam,
wingspiker.
mega mega mega!
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńRzeczywiście wolno się rozkręcasz :P Jednak rozdział jak zawsze cudowny :) Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńKasia
Napięcie stopniuję po prostu powoli :P
UsuńPowolutku, powolutku. Ale to dobrze, nie ma co robić nagłego bum. Mam nadzieję, że relacje J i M nabiorą kształtów :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPewnie, też jestem tego zdania ;)
UsuńJestem pod wrażeniem wystąpienia Jagody na sali sądowej! :) Totalnie zmiażdżyła pełnomocnika żony Michała. Myślę, że dzięki temu rozwód Winiarskich jest już przesądzony.
OdpowiedzUsuńJak widać, wspomnienia wracają do głównej bohaterki coraz częściej, z pewnością w dużej mierze przez coraz częstsze spotkania z Winiarskim. Mówią, że stara miłość nie rdzewieje i chyba coś musi w tym być. Pewne uczucia są obecne w naszym życiu nawet mimo upływu lat.
Pozdrawiam i również życzę miłego przedświątecznego tygodnia :*
Zobaczymy czy się sprawdzi w tym przypadku ;)
UsuńCóż, co by tu więcej mówić... najlepszy <3 To słowo samo nasuwa mi się na język :D Pozdrawiam gorąco ! ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńJagoda najlepszy adwokat! Dobrze, że Michał ma w końcu ten rozwód. Nawet ich rodzice marzyli by byli razem a oni wybrali inne tory :( Jestem ciekawa czemu i czy Aniela to dziecko Michała. Czekam na kolejny,
OdpowiedzUsuńJeszcze go nie ma :P
UsuńW końcu doszło do rozprawy rozwodowej i zaczęło się pranie brudów. Jagoda rozjechała adwokata Winiarskiej. Rozwód jest kwestią chwili, ale obawiam się, że najgorsza walka będzie przy podziale majątku i zasądzeniu opieki nad dzieckiem. Nikt się przed niczym nie cofnie, a dziecko na tym będzie najbardziej cierpieć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
I raczej będzie nie inaczej w tym wypadku ;)
UsuńZaczynają mi się coraz bardziej podobać te niewinne spotkanie z Michałem :) Zauważyłam, że Pani Winiarska (seniorka) darzy sympatią Jagodę i widziała w niej swoją wymarzoną synową? Kto powiedział, że ten scenariusz nie może się ziścić? :P W końcu Michał już prawie się rozwiódł. Choć dopiero teraz najgorsze przed nimi, a raczej przed Oliwierem... Obawiam się, jak to będzie, gdyż dobrze wiemy, że sąd nie będzie zbyt przychylny, by dziecko oddać pod opiekę ojca, a tym bardziej sportowca, który często jest w rozjazdach.
OdpowiedzUsuńJednak ja najbardziej cieszę się, że Jagoda coraz cieplej myśli o Michale :) Może sobie za dużo wyobrażam, ale moja wyobraźnia widzi wiele ^^
Ściskam :*
Kto wie, kto wie :P
Usuń